Wygraj biżuterię od Atwora.pl – wyniki! | Wszystko dla zdrowia i urody, porady kulinarne Uroda i Zdrowie - serwis nie tylko dla kobiet!

Wygraj biżuterię od Atwora.pl – wyniki!

10 maja 2016, dodał: Malwina
Artykuł zewnętrzny

Share and Enjoy !

Shares

Każda kobieta uwielbia piękną biżuterię, która nie tylko stanowi idealny dodatek do stylizacji, ale również podkreśli piękno i urodę każdej z nas. Dzięki odpowiedniej biżuterii możemy wyrazić siebie. Właśnie teraz masz okazję wygrać piękny dodatek do codziennej stylizacji od Atwora.pl!

qqeeqrwerwr

Serdecznie dziękujemy za liczne i ciekawe komentarze w naszym konkursie, wspólnie z firmą Atwora.pl postanowiliśmy nagrodzić autorki następujących komentarzy:

 

Krystyna monika1234567@..

Mama to przecież najważniejsza osoba w życiu człowieka. To ona dała nam życie. Poświęciła się dla Nas. Setki nieprzespanych nocy, wyrzeczeń i bieganie od przewijaka do kuchni przygotowując mleko. TO właśnie dzień Matki jest dla Mnie szczególną datą w roku. 26 maja dziękuje swojej mamie za miłość, czułość i ciepło, które o niej otrzymałam. Oczywiście staram się to robić cały rok, ale tego dnia w szczególny sposób. Kiedy byłam dzieckiem przygotowywałam tydzień przed nim piękne laurki i kolorowe wycinani. Prezent wykonany własnoręcznie jest najpiękniejszy. Zostało Mi to do dziś. Teraz kiedy jestem już dorosłą, zabieganą kobietą i mamą przeżywam to w nieco inny sposób. Zagoniona i przejęta codziennymi sprawami (dom, praca, sprzątanie gotowanie) nie zawsze pamiętam o tym, aby szczerze i spokojnie porozmawiać z mamą. Często nawet nie mogę znaleźć chwili, żeby do niej zadzwonić. A ona tęskni i martwi się, chciałaby wiedzieć, czy jestem szczęśliwa czy smutna i jak się czuje, dlatego razem z moją córeczką każdego 26 maja przyrządzamy deser i kawę na którą zapraszamy moją kochaną mamę. Urządzamy Sobie babskie pogaduchy, spacer bądź wypad do kina czy na basen. Uwielbiamy tą naszą rodzinną tradycje. W tym roku mam zamiar podarować jej szczególny prezent naszyjnik Infinity czyli znak nieskończoności. Symbolizować będzie naszą miłość która nigdy się nie skończy.

adrianna2016@…

Rok składa się z 365 dni, jednak tylko niektóre z nich są dla nas wyjątkowe. Mam ich kilka od urodzin najbliższych mi osób po imieniny i święta bożego narodzenia. Jednak Moim szczególnym dniem jest 14 lutego. Dzień zakochanych. Tego dnia razem ze Swoim mężem każdego roku spędzamy czas tylko we dwoje. Walentynki to szczególny dzień, na który zawsze starannie się przygotowujemy i szykujemy coś wyjątkowego. Każdego roku oprócz standardowej wizyty u fryzjera i kosmetyczki razem z mężem wybieramy zupełnie nową, oryginalną „zabawę”. To nasza rodzinna tradycja. Razem z mężem mamy podobne szalone temperamenty. Lubimy ryzyko i zabawę. Każdego 14 lutego przeżywamy coś wspaniałego. Mamy już na swoim koncie skok z samolotu, wizytę w wesołym miasteczku na Roller Coaster, wspólny tatuaż z datą naszego poznania, a tego roku „zrobiliśmy” najlepszą rzecz na świecie. Naszą wspaniałą córeczkę. ;)

makumba malgosia120@…

Gdybym jakąś okoliczność szczególną w roku wybrać musiała
to na pewno duży problem bym miała.
Postawię zatem na jedno zdarzenie, które przed laty się wydarzyło
i moje życie diametralnie odmieniło.
22 lipca- data jedyna taka
to dzień, w którym poznałam pewnego chłopaka.
Wszystko później tak się potoczyło,
że na ślubnym kobiercu się skończyło.
Później przyszły nowe wyzwania, przyszły na świat dzieci
i tak czas nam wspólnie jakoś leci.
Choć od tamtej daty minęło czasu wiele
we wrześniu czeka nas srebrne wesele.

 

serdeczne gratulacje! Z laureatkami redakcja skontaktuje się drogą mailową.

 

Trzy najlepsze odpowiedzi otrzymują jedną z trzech nagród:

Srebrny naszyjnik z zawieszką

srebrny-naszyjnik-pr925-z-diamentem-pozlacana-g0066ng

  • pr.925 z diamentem, pozłacana
  • waga ~ 1,4g
  • regulowana długość – 42cm – 45cm
  • średnica łańcuszka ~ 1mm
  • wymiary zawieszki – 17mm x 10mm

Łańcuszek ozdobny srebrny

pancerka-diamentowana-plaska-pr-925-o-080-waga-od-58g-cuex80

  • pr. 925
  • waga od 6,1g
  • szerokość – 3,3mm
  • 45cm ~ 6,1g
  • 50cm ~ 6,5g
  • 55cm ~ 7,4g
  • 60cm ~ 8,0g

Srebrny naszyjnik – znak nieskończoności – Infinity

srebrny-naszyjnik-pr925-nieskonczonosc-pozlacany-z1097ng

  • pr.925
  • waga ~ 2,0g
  • dwie regulowane długości – 42cm – 45cm
  • wymiary zawieszki: 17mm x 6mm
  • średnica łańcuszka – 1mm

Konkurs jest organizowany przez portal Urodaizdrowie.pl oraz sklep Atwora.pl i jest zgodny z regulaminem stron.

Nagrody i wiele więcej dostępne na www.atwora.pl

Powodzenia!

 

Share and Enjoy !

Shares


Możesz śledzić wszystkie odpowiedzi do tego wpisu poprzez kanał .

30 komentarzy do Wygraj biżuterię od Atwora.pl – wyniki!

  1. avatar Kazimierz W. pisze:

    Największe znaczenie ma dla mnie 26 lipiec-dzień w którym ją po raz pierwszy ujrzałem i z miejsca się zakochałam,dzień w którym wzieliśmy ślub po 3 latach,a ona wciąż dla mnie jest najpiękniejsza :) Ona w moich oczach? Jest lustrem…Co ja mówię?Jest zwierciadłem z czystego górskiego kryształu.Odbiciem moich marzeń i pragnień.Jest moim natchnieniem,drogowskazem.Jest zarazem matką,siostrą,koleżanką,przyjaciółką,żoną…I gdy tak patrzę w jej oczy….wieczorem ma oczy koloru bursztynu zbieranego jesienią nad brzegiem morza.Nad ranem ma oczy rozmarzone w kolorze błękitu van Gogha.W południe jej oczy są koloru złota,promienieją jak tarcza słońca,zwłaszcza gdy jest szczęśliwa.I to właśnie dla niej walczę o tą śliczną biżuterię,która będzie wspaniale współgrała z jej oczami,by to szczęście widzieć codziennie w jej oczach.

  2. avatar Anna M. pisze:

    Nie będę silić się na oryginalność. Dla mnie największe znaczenie i moc mają Święta Bożego Narodzenia. To dla mnie bajeczny czas. Zachwyca mnie otaczająca magia, płatki śniegu wirujące w powietrzu, kolorowe, błyszczące lampki, pachnąca choinka. Uwielbiam piękne momenty spędzone z moją rodziną w wigilijny wieczór. Mamy wówczas chwile tylko dla nas, których brakuje w ciągu roku. W ten wieczór można wrócić do wspomnień, cofnąć się do przygód z dzieciństwa, kuligów, wielkich zasp śniegu i pomarańczy dostępnych wtedy prawie wyłącznie w Święta Bożego Narodzenia. Dzieci nie znają takich historii, warto więc im to przypominać i uczulać na to, jak ważna jest obecność bliskich, wzajemne zrozumienie, a nie nowe drogie prezenty. Lubię wszechobecny gwar poprzedzający święta, moją babcię krzątającą się po kuchni, lepienie pierogów. Z utęsknieniem wyczekuję kolejnych świąt, żeby ponownie poczuć się jak w bajce.

  3. avatar Honorata pisze:

    Mam taki dzień w roku, w którym spotykają się we mnie dwa światy. Smutek przepycha się z nadzieją i wdzięcznością, spierając się kto ma przewodzić i zorganizować ten czas. Pojedynek zazwyczaj pozostaje nierozstrzygnięty. Rocznica śmierci pewnej bliskiej osoby, a zarazem dzień, w którym poznałam JEGO. Epilog będący prologiem. Los zrządził, że tego jednego dnia dane jest mi przeżywać dwie skrajne sytuacje z przeszłości. Co roku jest to okres zadumy. Rocznicę naszego bycia razem z NIM obchodzimy kameralnie, w skupieniu. ON szanuje moje uczucia i stara się zapewne pogodzić z faktem, że musi „nasz dzień” dzielić z innymi wspomnieniami. Ja szanuje Go za to jeszcze bardziej, bo nie muszę tego dnia udawać sztucznej euforii. To nas zbliża do siebie. Mój smutek. Moja przeszłość. Nasza przyszłość. Wyjątkowy dzień, w którym sama czasem nie wiem do końca kim jestem.

  4. avatar LUCAW pisze:

    Jest jedna,jedyna taka data rocznicowa w kalendarzu w ciągu roku.To dzień moich urodzin.Bo gdybym się nie urodziła,to nie było by mnie na tym świecie.A tak cieszę się,że mogę być z Wami,czytać portal UrodaZdrowie.pl i cieszyć się życiem.W dniu urodzin wielką uroczystość czuję.I z serca rodzicom dziękuję,za dane mi życie i wychowanie.Za rodziców o mnie staranie.W tym dniu chciałabym powiedzieć tylko dwa słowa.MAMO!..DZIĘKUJĘ!…
    Kiedy są moje urodziny i choć jestem o rok starsza.Dotąd o tym nie myślałam i nad tym się nie zastanawiałam,że czas tak szybko ucieka.
    Kiedy są moje urodziny smutno mi jest czasami,że nikt o tym nie pamiętał,a najbardziej boli,gdy bliscy zapominają.

  5. avatar jacksparrow pisze:

    Wybrałam dzień zdania egzaminu zawodowego, ponieważ dojście do tego etapu było dla mnie drogą przez mękę. Zawsze miałam dobre wyniki w nauce, na studiach nie miałam nawet żadnej poprawki. Nie byłam kujonem – jakoś tak wszystko dobrze wchodziło mi do głowy. Po studiach były kolejne 3-letnie zmagania i egzamin zawodowy. Jak dotąd wszystko szło gładko, choć za każdym razem bardzo się stresowałam przed egzaminami. Był to taki mobilizujący stres. I w końcu nadszedł czas ostatecznych zmagań. Piekielnie trudny 4-dniowy maraton po 8 h ślęczenia przed komputerem w zimnej hali. Podczas wszystkich egzaminów zawsze miałam swój talizman – złote kolczyki z perełkami, które dostałam na Pierwszą Komunię Św. Nie wierzę w takie rzeczy, ale skoro zawsze przynosiły mi szczęście to postanowiłam nie kusić losu. A i tradycyjnie miałam swój szczęśliwy długopis, którego używałam tylko na egzaminach – wytrzymał całe 8 lat bez wymiany wkładu ;-) Te 4 dni były dla mnie istna torturą. Ostatniego dnia, po zakończeniu, coś mnie podkusiło i weszłam na forum sprawdzić, jak inni zdający wypowiadają się na temat poszczególnych rozwiązań. Wcześniej obiecałam sobie, że tego nie zrobię, ale w końcu się poddałam. Potem bardzo tego żałowałam, bo każdy pisał co innego i ostatecznie zwątpiłam w powodzenie tego egzaminu. Wyniki miały być dopiero po 6 tygodniach. Był to trudny czas, bo co drugi dzień zmieniałam zdanie – raz myślałam, że owszem – mam błędy, ale nie są na tyle duże żeby mnie oblać, najwyżej egzaminator „poleci mi po ocenie”. Z kolei następnego dnia miałam zupełnie odwrotne myśli – nie, to na pewno było super ważne więc będzie pała. I tak na przemian przez 6 tygodni. I w końcu nadszedł dzień ogłoszenia wyników. Ale ja już na kilka dni przed byłam tak podminowana, ze lepiej było obchodzić mnie min. na 10 m, bo mogłam ugryźć. Strasznie się denerwowałam. A najbardziej bałam się tego, ze wszystkich zawiodę, w tym siebie. W tym dniu jak co dzień poszłam do pracy, ale współpracownicy widzieli, ze jestem jakaś nieswoja. W krótkich przerwach w pracy, co 10 min. wchodziłam na stronę i sprawdzałam, czy to już. I w pewnym momencie dostaję sms od kolegi – „Gratuluję”. Myślałam, że padnę i już nie wstanę. Wybuchnęłam takim śmiechem, że szef siedzący obok od razu się uśmiechnął razem ze mną i szybko poszedł do drugiego pomieszczenia i przyniósł szampana i bukiet żółtych tulipanów – jakby wiedział, że zdam ;-) Na wszelki wypadek sama sprawdziłam wyniki, bo kumpel mógł się pomylić … Na szczęście o pomyłce nie było mowy. Zdałam swój najważniejszy zawodowy egzamin. To był szczególny dzień. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy przez kolejne dni.

  6. Siedzę w małym, wiejskim kościółku. Jest drewniany, wpisany na listę zabytków. Zachwycił mnie wiele lat temu, kiedy jako mała dziewczynka pierwszy raz przyszłam tu z babcią. Inny był od tych, do których przywykłam w małym miasteczku, w którym mieszkałam. W tym kościele panował zawsze przejmujący chłód, co latem było całkiem przyjemne. Najbardziej charakterystyczny dla niego był zapach. Babcia mówiła mi, że tak pachnie wiele wieków modlitwy zanoszonej do Boga. Dziś wiem, że to nie zapach modlitwy, tylko kadzideł przemieszanych z drewnem, może więc w pewnym sensie jest to zapach modłów? Pamiętam, jak pierwszy raz przyszłam tu z moją kilkuletnią córką, też zapytała, co tak pachnie. Teraz siedzi obok mnie. Ma kilkanaście lat i niezwykłe ulubienie komentowania otaczającej rzeczywistości. Niestety w ślad za tym ulubieniem nie idzie wyczucie sytuacji ani coś, co powszechnie zwykliśmy nazywać dyplomacją.
    Dziś jest szczególny dzień. Pięknie przyozdobiony kościół przypomina nam wszystkim o tym. Zapach wznoszonych od kilku wieków modlitw miesza się z zapachem ferezji. Dlaczego Eliza, moja najstarsza chrześnica, zgodziła się na te frezje? Proponowałam margaretki, ale jak zazwyczaj moja matka musiała postawić na swoim. Nawet w przypadku ślubu córki jej siostry. Dziś właśnie będą sobie przyrzekać miłość, aż po życia kres. Początek mieli mało romantyczny, albowiem ślub był nieustannie przekładany. Najpierw z powodu braku środków na przygotowanie godnego obu rodzin weseliska, następnie z powodu egzaminów panny młodej, a potem z powodu braku jednomyślności, co do tego, jakie udziały ma wnieść która rodzina do nowo zakupionego mieszkania dla młodych. Ku rozpaczy obu rodzin – młodzi nie chcieli żadnej umowy majątkowej i wbrew trzeźwym radom płynącym szerokim strumieniem z każdej strony, intercyza nie została podpisana. Finalnie ojciec panny młodej wyłożył połowę wartości mieszkania i przelał kwotę odpowiadającą przedstawionemu kosztorysowi wykończenia. Mieszkanie zostało kupione w równych udziałach i świeżo upieczona absolwentka studiów prawniczych mogła przyrzekać miłość wybrankowi.
    Patrzę na odświętnie ubrane postacie i walczę z natłokiem myśli. Uśmiechnięci, zadowoleni i szczęśliwi, rozsiewają wokół siebie tak błogie rozrzewnienie, jakby to każdy z nas brał swój ślub. I dobrze, przecież to naprawdę wyjątkowy dzień.
    Ojciec panny młodej, wzięty prawnik, stoi z drugą żoną i ich małą córeczką wyglądającą jak księżniczka z „Księgi tysiąca i jednej nocy”. Obraz jest dość kuriozalny, bo gdyby zabrać małżonkę i zostawić samego ojca z córką można by się sporo nagłowić czy to ojciec czy dziadek małej dziewczynki. Żona nie robi wiele poza wydawaniem, zarobionych przez męża, pieniędzy.
    Matka młodej stoi sama, obok swojej siostry i jej męża, moich rodziców. Po rozwodzie przeprowadziła się do matki, do małego, przytulnego i pełnego spokoju domu na wsi, pewnie po to, by zagoić – zadane nieudanym życiem rodzinnym – rany. Podziwiałam ją zresztą za to. Do wielu sytuacji podchodziła za stoickim spokojem, w zwolnionym życiu zamiast marazmu i rozpaczy – odnalazła spokój. Piękne kwiaty wokół domu, zwierzaki biegające tu i tam. Czasem się zastanawiałam czy jest szczęśliwsza po rozwodzie czy lepiej jej było w trakcie małżeństwa. Od początku miałam wrażenie, że to związek zupełnie innych ludzi. Ona uduchowiona, spokojna, zrównoważona, on z ogromną presją na szkło i karierę. Może dobrze, że się rozwiedli? Właśnie przez tę jej przeprowadzkę młodzi mieli ślub w ulubionym kościele mojego dzieciństwa.
    Dwie ławki dalej ojciec chrzestny, też przyjechał sam. Oficjalny powód: Krysia nagle zachorowała. Tajemnicą poliszynela jest jednak fakt, że Krysia choruje od lat, od czasu, kiedy popadła w głęboką depresję. Teraz jej krótkie pobyty w domu podobno należą do rzadkości. Nie znam szczegółów, bo historię znam tylko z opowiadań, ale z rzadkich spotkań z ojcem chrzestnym wnoszę, że plotki bliskie są prawdy. Nigdy nie miałam wrażenia, że jest nieszczęśliwy z powodu tego, co dzieje się z Krystyną. Wszyscy wiedzieli, że w Szwajcarii ma drugą kobietę od lat i że to na wieść o niej prawowita małżonka nie wytrzymała nerwowo. Pojawiały się i takie głosy w rodzinie, że jest troskliwy i opiekuńczy, bo nie zostawił jej w chorobie. Ja mam bardziej pragmatyczny stosunek do tego. W mojej ocenie nie zrobił tego, bo Krysia postraszyła go niezłym adwokatem i gdyby doszło do rozwodu płaciłby imponujące alimenty, i na nią, i na syna. Tym bardziej, że udowodnienie jego winy nie należałoby do szczególnie zawiłych przypadków. Utrzymywał więc dwa domy, płacił podobno niemałe pieniądze na rzecz ich syna i tak w cichej desperacji żyli od lat.
    Trzeci z braci, obok ojca panny młodej i chrzestnego, był dla odmiany uosobieniem lojalności i wierności. Niestety w zestawie z tymi pożądanymi cechami szła wybitna ciapowatość. To małżeństwo nie dorobiło się w życiu niczego i prawdopodobnie gdyby nie fakt, że nieustannie pomagała im teściowa – musieliby się żywić na stołówkach św. brata Alberta. Warto jeszcze nadmienić, że mieszkają z teściową w jej domu i jeżdżą samochodem, który na rok przed śmiercią przepisał im teść. Siedzi w następnym rzędzie za moimi rodzicami, jak zawsze wpatrzony cielęcymi oczami w swoją Bożenkę.
    Odruchowo przenoszę wzrok ma moich rodziców, dziś wzór szczęśliwej rodziny. Oto po 35 latach ojciec wrócił do kraju. Będąc w Ameryce płacił składki emerytalne dla siebie i mamy. Myślałam, że to żart, że wraca. Teraz mają duży, ładny dom, w którym moja matka przez lata mieszkała sama, dużo pieniędzy (jaka para emerytów ma w naszym kraju 7000pln na miesiąc do wydania?) i wolnego czasu. Ładnie razem wyglądają. Stoją obok siebie i gdybym nie znała ich historii pewnie bym im zazdrościła. Tak, jak robi to przynajmniej połowa rodziny. Szkoda tylko, że przez te lata zgubili coś najważniejszego, co sprawia, że dziś ich szczęście sypia w dwóch sypialniach. Wiem też, że ojciec wrócił ciałem, bo zostawił kobietę, z którą tam żył 20 lat. Byłam w tym czasie u niego dwa razy, nigdy jednak, mając na względzie uczucia matki, nie powiedziałam, jak naprawdę wygląda jego samotne życie za oceanem.
    Po przekątnej ciocia Wanda, uosobienie katoliczki niosącej krzyż Pański. Jej postawa budziła u mnie niezmiennie tę samą reakcję: najpierw zdenerwowanie, potem chęć ingerencji. Ciocia Wanda jest żoną brata mojej mamy. Choć nie ona należała do rodziny – zawsze była wszystkim bliższa niż jej mąż. Pewnie dlatego, że zmagała się z alkoholikiem – bratem mojej matki – przez prawie 40lat. Wychowała trójkę dzieci: dwie dziewczynki i syna. Agatę, spełnioną i szczęśliwą matkę i żonę, która jest bardzo dobrym neurologiem i od wielu lat mieszka w Danii. Dziś przyjechała wraz z mężem na tę uroczystość i stoją gdzieś z tyłu wraz z parą bliźniąt, dwóch blond chłopców wyglądających niczym laboratoryjne klony. Przemka, który ku radości ciotki został księdzem. Niestety radość z jej strony równoważona była przez rozpacz większości dziewczyn, nie tylko z rodziny. Bez wątpienia był najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego znałam w całym moim życiu. Wysoki, dobrze zbudowany, choć szczupły, brunet. Bardziej nadawał się na modela niż do noszenia sutanny. Dziś celebruje mszę. Ostatnim dzieckiem cioci Wandzi jest Sandra. Jako najmłodsze i najbardziej chronione przez ciotkę dziecko mogła najwięcej. I miała też najbarwniejsze życie. Najpierw wymyśliła, że będzie studiować sinologię (kto w tamtych czasach wybierał taki kierunek?). Potem, kiedy wyjechała do Londynu poznała muzułmanina, podobno znanego i bogatego. Na ślubie, który odbył się na jakieś egzotycznej wyspie, była z całej rodziny chyba tylko Wandzia. Potem 3 lata mieszkała w Arabii Saudyjskiej, nie znam szczegółów, ale przyjechała do Polski po pretekstem pogrzebu ojca, którego nie darzyła szczególnym uczuciem. Nigdy już do męża nie wróciła. Dziś jest po rozwodzie. Nie ma dzieci.
    Kasia i Tomek. Patrzę na nich. Wyglądają ślicznie. Jak zawsze idealnie, uśmiechnięci, zadowoleni, doskonali. Są razem z synem, studentem drugiego roku AWF, który już na pierwszym roku został twarzą uczelni. Mając taki materiał genetyczny trudno się dziwić. Kasia i Tomek zawsze stawiani są za wzór małżeństwa. Pobrali się w wieku 18 lat, bo okazało się, że Kasia jest w ciąży. Tylko ja, ona i jeszcze jedna jej przyjaciółka wiemy, że od 14 lat towarzyszy jej ten sam kochanek. Wiem od niej, że gdyby ten trzeci zdecydował się opuścić swoją żonę i rodzinę – ona odeszłaby od Tomka tego samego dnia. To on zapłacił za egzotyczną wycieczkę – prezent na 40 urodziny, to on pomaga w trudnych sytuacjach. Prosi jednak, by zrozumiała, że nie może odejść od żony. Kasia bierze Xanax od jakiś 5 lat.
    Kolejne udane małżeństwo mojego pokolenia. Mój brat i jego żona. Ona dość ładna, średnio zgrabna, ale charakternica nieprawdopodobna. Jednak dzięki staraniom mojego brata są bardzo dobrym związkiem. Poza faktem, że Tamara ma obsesję na punkcie córki mojego brata z pierwszego małżeństwa. W tej fobii nieustannie wspiera ją jej ojciec, który zamiast myśleć o tym, że poza moim bratem chyba nikt nie wytrzymałby z tą wiedźmą nieustannie podkreśla, że Paweł ma dziecko z pierwszego małżeństwa. Dla jasności: w jaki sposób ją to obciąża? Paweł płaci alimenty 500pln na miesiąc, jeździ do córki tylko za przyzwoleniem Tamary. A ona daje je tylko wtedy, kiedy ma ochotę jechać nad morze, bo tam właśnie mieszkają moi rodzice i 10 km dalej pierwsza żona Pawła.
    „(…) I że cię nie opuszczę aż do śmierci”. Moja córka delikatnie trąca mnie w ramię. Znam dobrze ten syndrom, zaraz coś skomentuje. Czuję, jak z niepokoju podnosi mi się ciśnienie. „Mamusiu, po co ten cyrk? Popatrz naokoło, przecież i tak się rozwiodą wcześniej czy później”. To jeden z tych momentów, kiedy mam ochotę zapaść się pod ziemię. Czuję karcące spojrzenia rodziny i znajomych z najbliższych ławek. Ba, czy tylko najbliższych? Kościół jest mały, z doskonałą akustyką, a ilość patrzących na nas oczu uświadamia mi, że tych decybeli było o wiele więcej niż bym sobie życzyła. Najpiękniejszą datą jest dzień w którym po raz pierwszy moja noga stanęła w tym magicznym kościele.

  7. Wigilia to dla Mnie najważniejszy dzień w roku. Spędzony w gronie rodziny czas jest niezastąpiony. Ciepło domowego ogniska, pokój jasno oświetlony, pachnąca choinka i ozdobiony pośrodku stół z pięknie nakryty śnieżnobiałym obrusem, na którym zapalona świeca oznacza Chrystusa Pana. Na stole natomiast cała litania potraw – począwszy od staropolskiego barszczu z uszkami, nadziewanego karpia w galarecie, po wszelkie inne gwiazdkowe przysmaki. Szczęśliwy rodzinny dom, otoczony szeregiem drzew wyciągających swe śniegiem okryte ramiona ku roziskrzonemu niebu. To moja wigilia!
    Moja biała WIGILIA na zawsze pozostanie we mnie jako czas oczekiwania i całkowitego spełnienia, objawionego światu srebrzystą gwiazdą na niebie, zapraszającą raz w roku do specjalnej wieczerzy — naszego święta rodziny. Każdego roku przygotowania do niej zaczynamy już na początku grudnia. Uwielbiamy to. ;) Jesteśmy wtedy bardziej niż zwykle podekscytowani i szczęśliwi. Noc wigilijna ma w Sobie magie, która czaruje Nas każdego roku.
    nie mam fb wiec nie mam jak polubic fb :(

  8. avatar Krystyna pisze:

    Mama to przecież najważniejsza osoba w życiu człowieka. To ona dała nam życie. Poświęciła się dla Nas. Setki nieprzespanych nocy, wyrzeczeń i bieganie od przewijaka do kuchni przygotowując mleko. TO właśnie dzień Matki jest dla Mnie szczególną datą w roku. 26 maja dziękuje swojej mamie za miłość, czułość i ciepło, które o niej otrzymałam. Oczywiście staram się to robić cały rok, ale tego dnia w szczególny sposób. Kiedy byłam dzieckiem przygotowywałam tydzień przed nim piękne laurki i kolorowe wycinani. Prezent wykonany własnoręcznie jest najpiękniejszy. Zostało Mi to do dziś. Teraz kiedy jestem już dorosłą, zabieganą kobietą i mamą przeżywam to w nieco inny sposób. Zagoniona i przejęta codziennymi sprawami (dom, praca, sprzątanie gotowanie) nie zawsze pamiętam o tym, aby szczerze i spokojnie porozmawiać z mamą. Często nawet nie mogę znaleźć chwili, żeby do niej zadzwonić. A ona tęskni i martwi się, chciałaby wiedzieć, czy jestem szczęśliwa czy smutna i jak się czuje, dlatego razem z moją córeczką każdego 26 maja przyrządzamy deser i kawę na którą zapraszamy moją kochaną mamę. Urządzamy Sobie babskie pogaduchy, spacer bądź wypad do kina czy na basen. Uwielbiamy tą naszą rodzinną tradycje. W tym roku mam zamiar podarować jej szczególny prezent naszyjnik Infinity czyli znak nieskończoności. Symbolizować będzie naszą miłość która nigdy się nie skończy.

  9. avatar Monika pisze:

    Długo zastanawiałam się jaki dzień wybrać, aż w koncu trafiłam, mój pierwszy dzień w liceum. Pierwsze lekcje przysporzyły mi nie lada wyzwanie. Czułam się strasznie zdenerwowana i podekscytowana. Aczkolwiek byłam dumnie z siebie, że do tego liceum trafiłam. Moje pierwsze wrażenie? Wielka wydawało by się wtedy szkoła budziła we mnie strach i przerażenie. Nie czułam sie wcale pewnie, spoglądałam na innych uczniów z miną, z której można było od razu odczytać.
    Przemykałam sie po korytarzach za swoja klasa powoli, ponieważ bałam sie szkoły, ale też kolegów i koleżanek ze starszych klas. Pomimo zdenerwowania odczuwałam też swego rodzaju chęć zawierania nowych znajomości i podniecenie. Wstyd także dawał sie we znaki. Dlaczego? bałam sie, ze sie ośmieszę przed szkoła na korytarzu, dlatego rzadko odchodziłam od klasy, w której mieliśmy mieć lekcje. Miałam też pewne obawy co do nauczycieli uczących nas. Mój niepokój wzbudzała fakt, że pierwszaki są zwykle „koceni przez starszych oraz często muszą mierzyć zapałkami pewne odległości. Mnie to na szczęście nie spotkało. Moj lęk miał też podstawy co do łazienki. Nie lubiłam tam chodzić, gdyż zwykle urzędowały tam dziewczyny ze starszych klas, nie zawsze przyjaźnie nastawione do pierwszaków. Odczuwałam także ciekawość, bo wiadomo- nowe miejsce, nowi ludzie a więc nowe sympatie i przyjaźnie. Byłam bardzo zdenerwowana gdy pierwszy raz przekroczyłam próg szkoły i zmierzałam do mojej klasy. A sam budynek wzbudził we mnie wtedy fascynację. Zaintrygował mnie. Nie tylko ilością uczniów ale także wielkością , pracami plastycznymi na ścianach korytarzy i panującym tam gwarem.
    Mój pierwszy dzień w liceum był bardzo stresujący, zdenerwowanie udzielało sie także moim rówieśnikom. Teraz mamy co wspominać i mogę się tylo z tego śmiać jakie to miałam „problemy” młodości.

Dodaj komentarz do Kazimierz W.