Schudłam 40 kilogramów bez diet i cudów – po prostu zrozumiałam siebie

Avatar photo
5 listopada 2025,
dodał: Małgorzata Kopeć

Jeszcze kilka lat temu nie lubiłam patrzeć w lustro. Unikałam odbicia w witrynach sklepowych, bo nie chciałam widzieć kobiety, która patrzyła na mnie z wyrzutem. Ważyłam wtedy 112 kilogramów przy wzroście 165 cm. Niby wiedziałam, jak do tego doszło – stres, siedząca praca, wieczne „zacznę od poniedziałku” – ale nie potrafiłam znaleźć w sobie siły, żeby to zmienić.

kobieta pod drzewem

Przerobiłam wszystkie możliwe diety: białkową, kapuścianą, keto, posty, catering dietetyczny. Zawsze działały… przez chwilę. Potem kilogramy wracały szybciej niż zdążyłam się nacieszyć. W końcu zrozumiałam, że problem nie jest w jedzeniu, tylko we mnie.

Punkt zwrotny

Pamiętam dzień, który wszystko zmienił. To była sobota, miałam iść na urodziny koleżanki, ale nie miałam się w co ubrać. Z płaczem usiadłam na podłodze w garderobie, a mój mąż, który próbował mnie pocieszyć, powiedział tylko: „Ewelina, ja cię kocham taką, jaka jesteś. Ale jeśli ty siebie nie kochasz, to nic się nie zmieni.” Wtedy coś we mnie pękło. Nie ze złości, ale z jakiegoś dziwnego przebudzenia.

Zrozumiałam, że całe życie robiłam coś „żeby schudnąć”, a nigdy „żeby poczuć się dobrze”. Chciałam wyglądać, a nie żyć. Chciałam spełnić cudze oczekiwania, zamiast zrozumieć swoje potrzeby.

Bez zakazów i nakazów

Nie narzuciłam sobie żadnej diety. Nie było żadnego „od dziś nie jem słodyczy” ani „zero pieczywa”. Po prostu zaczęłam słuchać swojego ciała. Jeśli chciało czegoś słodkiego – jadłam, ale mniej. Jeśli byłam głodna – jadłam. Jeśli nie – nie zmuszałam się do kolacji, bo „tak wypada”.

Zaczęłam pić wodę, bo wcześniej potrafiłam wypić cztery kawy dziennie i ani jednej szklanki wody. Zamiast objadać się po pracy, wychodziłam na spacer. Początkowo krótki – 15 minut dookoła osiedla. Potem 30, potem godzina. Słuchałam muzyki, podcastów, a czasem po prostu ciszy. To było moje małe katharsis.

Nie mierzyłam kalorii, nie ważyłam się codziennie. Zamiast tego zapisywałam w notesie, jak się czuję. I nagle zauważyłam, że z każdym tygodniem czuję się lżej – nie tylko fizycznie, ale psychicznie.

Zmiana zaczyna się w głowie

Najtrudniejsze było nauczyć się jeść z uważnością. Zrozumiałam, że przez lata traktowałam jedzenie jak nagrodę, pocieszenie, sposób na stres. A ono miało być po prostu… jedzeniem. Nauczyłam się siedzieć przy stole bez telefonu, bez telewizora, bez rozproszeń.

Zaczęłam doceniać smak zwykłych rzeczy – jabłka, domowej zupy, kromki chleba z twarogiem. Przestałam się bać jedzenia, bo już wiedziałam, że to nie ono mnie „tuczy”, tylko moje emocje.

Zaczęłam też bardziej o siebie dbać – nie z przymusu, ale z troski. Zamiast wpychać w siebie kolejny baton, brałam kąpiel z solą i świecami. Kupiłam sobie książkę o psychologii jedzenia. Zaczęłam pisać dziennik emocji. Z każdej strony dochodziło do mnie to samo: nie potrzebuję diety, potrzebuję zrozumienia siebie.

Efekt uboczny – szczęście

Po roku schudłam 40 kilogramów. Nie zauważyłam, kiedy to się stało. Ubrania robiły się za duże, znajomi pytali, co robię, a ja nie miałam jednej odpowiedzi. Nie było cudów, magicznych tabletek ani planu treningowego. Było tylko codzienne, ciche wybieranie siebie.

Dziś ważę 72 kilogramy i nie mam obsesji na punkcie wagi. Zdarza mi się zjeść pizzę, wypić wino, nie ćwiczyć przez tydzień. Ale już wiem, że od jednego dnia nic się nie zawali. Bo najważniejsze jest to, co mam w głowie, a nie to, co pokazuje waga.

Co się zmieniło?

Najbardziej zmieniło się moje podejście do życia. Przestałam się karać. Zamiast powtarzać: „muszę”, zaczęłam mówić: „chcę”. Nie jem, żeby się zaspokoić – jem, żeby się odżywić. Nie ćwiczę, żeby się zmęczyć – tylko żeby się poruszyć.

Zrozumiałam też, że ciało to nie wróg, tylko dom. A ja przez lata ten dom zaniedbywałam, bałaganiałam w nim, zamykałam w nim emocje. Teraz powoli go sprzątam, z czułością i cierpliwością.Dziś, kiedy ktoś pyta mnie, jak schudłam 40 kilogramów, odpowiadam:
Z miłości, nie z nienawiści.

Nie zrobiłam nic spektakularnego. Po prostu w końcu zaczęłam słuchać siebie. A ciało – jak wierny przyjaciel – odwdzięczyło się lekkością, o jakiej marzyłam przez lata.

nadesłane: Ewelina P.



FORUM - bieżące dyskusje

Ogólnie o zdrowiu
Ja z kolei mam ogromny problem z zatokami i praktycznie zawsze kończy się na...
Plastry na blizny
Też myślę o tych silikonowych . Widziałam że są w rolce w granicach...
Jakiego radia słuchacie?
Od kilku lat Polskie Radio 24. Interesujące audycje, rozmowy z ekspertami. A muzyki...
Plastry na blizny
Chodzi o te silikonowe? Używałam ich po zabiegu na blizny i były strasznie...