Rozmowa z Niną Zawadzką, autorką powieści „Na wschód od Breslau”

25 maja 2023, dodał: Redakcja
Artykuł zewnętrzny

Z przyjemnością przedstawiamy Wam wyjątkowy wywiad z autorką książek osnutych na tle II wojny światowej – Niną Zawadzką, której najnowsza powieść Na wschód od Breslau ma premierę właśnie dziś. Nasza redakcja objęła tę powieść patronatem medialnym. Jesteśmy już po lekturze i gorąco polecamy Wam tę pełną emocji i zwrotów akcji historię!

fot. Bartosz Pussak

Pani najnowsza książka „Na wschód od Breslau” dotyka bardzo dramatycznych wydarzeń z czasów II wojny światowej. Jaka była główna inspiracja do napisania jej?

Tak, to prawda. Tragizm bohaterów jest widoczny już od pierwszych stron, a wszystko przez sekrety mojego rodzinnego miasta. To właśnie wydarzenia, które rozgrywały się podczas II wojny światowej we wsi Markstädt, dzisiejsze miasto Jelcz-Laskowice, zainspirowały mnie do napisania tej książki. Im bardziej odkrywałam zakamarki okolic Jelcza-Laskowic, tym mocniej utwierdzałam się w przekonaniu, że warto o tej historii mówić głośno. Zwłaszcza, że na terenie dzisiejszej gminy ulokowany był męski obóz pracy przymusowej dla Żydów oraz obóz pracy AL Fünfteichen. Niewiele osób wie, że autobusy i samochody ciężarowe marki „JELCZ” produkowane były w halach, które w latach czterdziestych ubiegłego wieku wybudowali więźniowie obozów. Przez wiele lat mieszkałam w sąsiedztwie jednej z nich, totalnie nieświadoma tego, jakie tragedie ludzkie kryją mury tego miejsca.

Nawiązała Pani w prologu do początków XXI wieku i poszukiwań mitycznych skarbów z wojennej przeszłości. Co Pani sądzi o tego typu działaniach, podejmowanych z bardzo różnych pobudek?

Nie nazwałabym tego w taki sposób. Mitologizacja działań odkrywczych nasuwa wniosek, że istnieją one tylko w domysłach czy odległej przeszłości, a wszystkie fragmenty powieści mówiące o poszukiwaczach są inspirowane prawdziwymi wydarzeniami. Od kilku lat w Jelczu-Laskowicach istnieje Stowarzyszenie „Lokalna Grupa Zwiadowców Historii”, które propaguje pamięć o obozach pracy oraz, działając w oparciu o wszelkie pozwolenia, wydobywa z ziemi artefakty hitlerowskich zbrodni, czy pamiątki po więźniach. Tereny obozów nigdy nie zostały przebadane archeologicznie, a ziemia, zwłaszcza po zimowej czy wiosennej orce nadal wyrzuca na wierzch różne przedmioty, które przechowywane są w biurze Stowarzyszenia lub w Izbie Historii Marki Jelcz. Co prawda nie jest mi znana historia o tym, by Chłopaki ze Stowarzyszenia wydobyli ludzki szkielet, ale przyborów codziennego użytku, nieśmiertelników, czy blaszek z zakładowymi numerami i wybitymi danymi więźniów widziałam w ich zbiorach naprawdę wiele. Uważam, że to co robią jest bardzo pożyteczne dla zachowania pamięci o wszystkich tych, którzy oddali życie podczas budowy fabryki i podwalin miasta Jelcz-Laskowice. A co do skarbów, to jestem zbyt młoda, by pamiętać, jednak wielu mieszkańców miasta twierdzi, że wielokrotnie znajdywane były w okolicy zakopane słoiki z biżuterią, czy pieniędzmi.

Z etycznego punktu widzenia ocena osób, które w czasie wojny wiązały się z wrogiem, powinna być jednoznaczna. Czy tworząc postacie Diny i Aleksa, chciała Pani także nieco złagodzić ten ostry osąd, znany z prac historyków i wojennych wspomnień?

Jestem zdania, że miłość nie ma narodowości. Prace historyczne i wojenne wspomnienia podchodzą do takich relacji bardzo krytycznie, jednak w moich powieściach główni bohaterowie są niejednoznaczni, w głębi empatyczni, wielowarstwowi. Tak jak emocje i uczucia, które nimi targają. Staram się jak najbardziej ich uczłowieczyć, a przecież ludzi nie można ujednolicać i postrzegać zero-jedynkowo. Każdy z nas jest inny i każdy inaczej postrzega takie relacje. Nawet teraz, gdy na co dzień zderzamy się z doniesieniami o rosyjskiej agresji na Ukrainę, też przecież w imię konfliktu nie możemy zakazać miłości. Istnieją mieszane pary i małżeństwa. Polacy również z różnym nastawieniem podchodzą teraz do Ukraińców, a i w moim otoczeniu spotykam polsko-ukraińskie małżeństwa. Myślę, że miłość jest ponad wszystkimi uczuciami i podziałami. A przynajmniej staram się w to wierzyć.

Opisy wewnętrznych przeżyć Diny są bardzo sugestywne. Czy lubi Pani czytać powieści lub poradniki o tematyce psychologicznej?

W miarę możliwości staram się zgłębiać tajniki psychologii. Ludzki umysł jest fascynujący i jego możliwości od dawna mnie zachwycają. Z wiekiem coraz chętniej sięgam po poradniki psychologiczne, próbując wyłuskać z nich coś dla siebie. Niekoniecznie są to materiały, na podstawie których buduję osobowości swoich bohaterów. Zazwyczaj po prostu wiem, jaką drogę muszą przebyć dane postacie w powieści, a to już samo przez się wytacza ich sposób postrzegania świata.

Skąd czerpała Pani wiedzę o wojennych realiach życia w Breslau? Czy są książki, które najbardziej poleciłaby Pani osobom chcącym dowiedzieć się więcej o tych kwestiach?

Podczas przygotowywania się do powieści czytałam głównie dzienniki, pamiętniki, wspomnienia i prasę wydawaną w Breslau w tamtym czasie. Chciałam przedstawić obraz miasta z perspektywy jego mieszkańców, którzy niejednokrotnie zdawali sobie sprawę z propagandy sączonej w prasie, lecz z oczywistych względów nie mogli wyrażać swoich opinii głośno. Tego było naprawdę sporo. Z ciekawszych pozycji mogę polecić „Dżumę w mieście Breslau” Waltera Tauska oraz książkę dr Joanny Hytrek-Hryciuk „Między prywatnym a publicznym. Życie codzienne we Wrocławiu w latach 1938-1944”.

Czy spacerując po Wrocławiu, widzi Pani jeszcze takie miejsca, w których naprawdę czuć ducha historii i które przypominają o dawnym Breslau?

Ostatnimi czasy bardzo rzadko odwiedzam ukochany Wrocław. Choć cieszę się na każdą rewitalizację, która swoim wyglądem nawiązuje do przeszłości. Niedawno zachwycił mnie hotel Grand, który po remoncie wygląda piękniej, niż w latach swojej świetności. Natomiast najbardziej cenię sobie te miejsca, na których nadal zachowały się niemieckie szyldy, nazwy sklepów czy oryginalne wnętrza kamienic. We Wrocławiu można kupić mapę „Spod tynku patrzy Breslau” i samemu odkryć miejsca, gdzie historia odcisnęła trwały ślad. Jest ich naprawdę sporo i czasem wystarczy tylko kawałek zboczyć z głównej trasy, by urzec się tym widokiem. Takim miejscem jest chociażby ulica Władysława Nehringa, gdzie na elewacji jednej z kamienic nadal widoczne są niemieckie napisy produktów, które tu sprzedawano, tj: otręby, kawa, makaron czy margaryna.

Czy w świetle swoich doświadczeń może Pani wskazać kilka cech, które pomagają w pisaniu dobrych książek? Jak można odkryć i ukształtować w sobie zdolności pisarskie?

Myślę, że aby pisać, trzeba mieć w sobie ogromne pokłady motywacji, samozaparcia i dyscypliny. I oczywiście lekkość w snuciu opowieści. Napisanie książki jest bardzo długim i żmudnym procesem. Często przychodzą chwile zwątpienia, zwłaszcza, jeśli nie ma się wsparcia w bliskich. To też praca samotnika, więc trzeba lubić siebie i swoje towarzystwo. Nie wiem, niestety, jak odkryć zdolności pisarskie. Mam wrażenie, że we mnie były od zawsze. Natomiast warsztat kształtuję wytrwałością, codziennym pisaniem oraz czytaniem przeróżnych książek i publikacji. Zdarzają mi się blokady pisarskie, gdy nie wiem, co napisać – wtedy sięgam po dobrą literaturę i słowa same składają się w zdania. Słyszałam też stwierdzenia, że z napisaniem książki jest jak z maratonem – każdy może poćwiczyć i pobiec. A jednak nie każdy biega maratony. Ja, nawet gdybym ćwiczyła, wiem, że nie dałabym rady tego zrobić. Dlatego też uważam, że pisanie książek nie jest dla każdego. Choć każdy powinien przelewać swoje myśli na papier, choćby w formie pamiętnika. To bardzo pomaga ułożyć sobie w głowie wiele spraw. Taka darmowa autoterapia. W dzisiejszym świecie to nieocenione wsparcie, które możemy okazać sobie sami.

Co Pani zdaniem jest najważniejsze w pisaniu? Emocje, warsztat, pomysł…?

Inspiracja. Dla mnie to jest najważniejsze w pisaniu. Zauważyłam, że przy każdej powieści towarzyszy mi jedno zdjęcie, rysunek lub cytat. Coś, co mnie inspiruje. Napędza moje myśli i buduje całą książkę. Często siadam do pisania nowej powieści, mając zarys fabuły składający się z dwóch lub trzech zdań, ale gdy patrzę na moją inspirację, widzę w głowie całą powieść – tak, jak film. Mogę ją przesuwać, cofać, zmieniać kolejność scen, lecz nie zastanawiam się nad tym, czy odpowiednio panuję nad emocjami bohaterów, czy pomysł na powieść jest dobry, ani nad tym, czy mam wystarczający warsztat. Ja tylko zapisuję to, co widzę w myślach. I to jest niesamowite.

Czy będzie Pani kontynuowała pisanie powieści osnutych na wydarzeniach sprzed wielu lat, czy może pojawi się też powieść z bardziej współczesną fabułą?

Teraz myślę, bo nie wiem, co mi strzeli do głowy za jakiś czas, że kolejne książki będą dotykały przeszłości. Grzebanie w historii mnie fascynuje i chciałabym w tym trendzie pozostać. Natomiast nie zawsze będzie to okres drugiej wojny światowej. Założyłam sobie, że w książkach będę poruszała tematy dla mnie ważne, odkrywcze, a historii godnych zapisania jest niezliczona ilość i spotykam je na każdym kroku.

Bardzo dziękujemy za przemiłą rozmowę i życzymy wielu sukcesów na Pani drodze literackiej.