R.E. Carter: „Czarny Mag. Adeptka” – premiera 30 stycznia

28 stycznia 2019, dodał: Marta Dasińska
Artykuł zewnętrzny

Rachel E. Carter „Czarny Mag. Adeptka”

– premiera 30 stycznia 2019 roku

Wydawnictwo Uroboros

Ryiah przetrwała próbny rok w Akademii, ale dopiero teraz zaczyna się dla niej prawdziwa nauka.

Dziewczyna dostała się do wymarzonej frakcji bojowej, ale musi stawić czoła nauczycielowi, którego nie znosi, i wrogo nastawionej Priscilli. Sytuacji nie ułatwia też relacja z Darrenem, oscylująca między wrogością a sympatią, może nawet fascynacją… Kiedy jeden z uczniów zostaje zabity w nieprzyjacielskim ataku, nauka schodzi jednak na dalszy plan. W powietrzu wisi wojna, być może Ryiah będzie musiała wykorzystać swoje umiejętności szybciej, niż sądziła.

Fragment:

Obserwowałam dwie tańczące postaci, wirujące, wymieniające ciosy w upalnym i dusznym poranku na pustyni. Piach pod ich stopami przesypywał się i wzbijał w obłoki, niewielkie tumany kurzu od czasu do czasu zasłaniały mi widok, gdy dwie osoby nieustannie ciskały w siebie czarami.

Przyglądałam się ich sylwetkom. Giętkim i niebezpiecznym. Bezwiednie wpatrywałam się w pot połyskujący na ich opalonej skórze podkreślający kontury napiętych

Mięśni rąk i ramion. Widziałam to już wiele razy, ale jeszcze mi się nie znudziło.

Dwóch młodych wojowników podczas pojedynku. Wyższy chłopak o jasnobrązowych lokach i roześmianych zielonych oczach zdawał się walczyć bez większego wysiłku.

Kontrował gwałtowne ataki partnera niemal leniwymi ruchami świadczącymi o tym, że trenuje od początku życia.

Drugi, młodszy i niższy, był jego przeciwieństwem, próbował ukryć swoją frustrację narastającą z każdym zablokowanym przez przeciwnika ciosem. Ciemnoczerwone oczy pod czarną grzywką błysnęły, a moje serce na chwilę przestało bić. Może i miał mniejsze umiejętności w zakresie walki wręcz, ale mimo to wpatrywałam się właśnie w niego.

Pojedynek trwał jeszcze kilka minut. Wachlowałam się dłonią, żałując, że naszej frakcji wyznaczono do treningów tak upalne miejsce. Oczywiście nie spodziewałam się pustyni i teraz musiałam przywyknąć do panujących tu warunków. Wielu innych adeptów podzielało moje zdanie – na widowni nie można było już znaleźć pełnego bukłaka z wodą.

Wysoki chłopak zaskoczył niższego błyskawicznym, zamaszystym kopniakiem, a ten sprawił, że jego przeciwnik rozłożył się na piachu. Pokonany spojrzał na stojącego wojownika z nienawiścią, pod wpływem której wiele osób padłoby na kolana. Ale wysoki tylko zachichotał i wyciągnął do niego rękę. Przegrany jawnie ją zignorował, podczas gdy widownia krzyczała i wiwatowała.

Naprzód wystąpił mężczyzna w sztywnej, czarnej szacie.

Skrzywił się.

– Ianie, wystarczy. – O wiele przyjaźniej zwrócił się do młodego mężczyzny na ziemi: – Darrenie, jak na drugi rok było bardzo dobrze. Nie masz powodu, by odczuwać rozczarowanie.

Wyraz twarzy księcia w ogóle się nie zmienił. Chłopak wstał i zaczął strzepywać piasek ze spodni i z paska. Po jego oczach widać było, że nie podziela zdania mistrza

Byrona. Nie miałam wątpliwości, że w ciągu następnych tygodni będzie trenował w samotności. Bardzo się od siebie różniliśmy, ale gdy chodziło o walkę, byliśmy niemal identyczni. Mistrz chwalił go od wielu tygodni, jednak Darren odczuwał satysfakcję tylko wtedy, gdy był najlepszy.

– Ryiah. Lynn. Wasza kolej.

Poczułam ukłucie zdenerwowania. Wstałam i ruszyłam naprzód. Po drodze złapała mnie za łokieć praktykantka o bursztynowych oczach i z czarną grzywką.

– Powodzenia, Ry – szepnęła. Była to Ella.

W miejscu wcześniejszego pojedynku mężczyzn stała teraz dziewczyna boreańskiego pochodzenia, z którą walczyłam już wiele razy. Lynn uśmiechnęła się, żeby dodać mi otuchy. Była moją mentorką. Próbowałam odwzajemnić jej uśmiech, przyjmując pozycję naprzeciwko.

Poczekałam, aż mistrz frakcji bojowej da nam znak.

– Zaczynajcie!

Lynn wykonała ruch jako pierwsza, schyliła się i zadała mi niski cios w żebra. Utrzymałam gardę i skontrowałam jej uderzenie niskim blokiem. Dziewczyna cofnęła się, machnęła długą kitką, a ja szybko wykonałam wysokie kopnięcie. Chybiłam, bo znalazła się poza moim zasięgiem. Palce świerzbiły mnie, by rzucić zaklęcie, szybko jednak stłumiłam tę chęć.

„Ryiah, żadnej magii”.

Ponownie skupiłam się na zadaniu i przyjrzałam mojej przeciwniczce, szukając jakiejkolwiek wskazówki odnośnie do kolejnego ciosu. Lynn spojrzała na mnie orzechowymi oczami, w których błysnęła niewinność pasująca do jej twarzy jak u lalki, z piękną oliwkową cerą. Próbowała mnie oszukać. Może i była drobnej budowy, ale ja poznałam prawdę już dawno temu. Ta dziewczyna z trzeciego roku była śmiertelnie niebezpieczna w walce

wręcz i z kijem.

Powoli wypuściłam powietrze. Odkąd zaczęliśmy pojedynki, przegrałam wszystkie, ale tak jak Darren pragnęłam wygrać. Byłam szóstą adeptką, która kilka miesięcy wcześniej dołączyła do frakcji Boju, i nadal miałam coś do udowodnienia.

Za każdym razem, gdy przegrywałam, zastanawiałam się, czy inni kwestionowali decyzję Czarnego Maga, który postanowił włączyć mnie w ich szeregi. Nagle na widowni rozległo się prychnięcie. Nie musiałam zerkać w tamtą stronę, by wiedzieć, kto je z siebie wydał. Priscilli z Langlich nie dało się z nikim pomylić. Lynn poruszyła biodrami, delikatnie przeniosła ciężar ciała na prawą stopę.

Podskoczyłam i natychmiast wykonałam blok, jednocześnie uderzając przeciwniczkę w brzuch. Cofnęła się w samą porę, ledwo zdołałam dosięgnąć cienkiej bawełny jej koszulki.

Wyprowadziłam niskie kopnięcie z półobrotu, a ona kolejny cios. Wycofałam się i instynktownie wygięłam biodra, by być poza zasięgiem. Uniosłam pięści, gotowa na odparowanie kolejnego uderzenia Lynn. Kiedy nie nadeszło od razu, skoczyłam do przodu i zasymulowałam atak dwiema pięściami, podczas gdy prawdziwym ciosem było wysokie kopnięcie w żebra.

Przeciwniczka nie dała się nabrać. Bez trudu odparowała mój atak, ruszyła do przodu w chwili, w której zobaczyła, że unoszę kolano, i uderzyła we mnie całym ciężarem ciała.

Potknęłam się.

Wtedy natarła, wyprowadzając serię kopnięć i ciosów.

Próbowałam je blokować, nadal jednak nie udało mi się złapać równowagi po wcześniejszym ataku.

Mocna pięść trafiła mnie w brzuch, a druga w twarz.

Lynn błyskawicznie kopnęła mnie w goleń i straciłam grunt pod nogami.

Upadłam na bok, prawym łokciem uderzyłam w ubitą i popękaną ziemię. Rozległ się głośny trzask, coś przeskoczyło mi pod skórą. Poczułam nieznośny ból w ręce, tak jakby ktoś rozrywał ją odłamkami szkła, i straciłam panowanie nad moją magią.

Bezwiednie zadałam cios krytyczny. Trafił w Lynn, cisnął nią prosto w rosnącą w pobliżu palmę. Gdy moje zaklęcie się skończyło, dziewczyna spadła na ziemię z głuchym łoskotem.

– Ryiah, do cholery! – zaklął mistrz Byron. Jego arystokratyczna twarz była czerwona jak burak, w moim towarzystwie często tak wyglądał. – Jeśli nie nauczysz się kontrolować swojej magii, nigdy nie zostaniesz dopuszczona w pobliże pola walki!

Wstałam z trudem i moje policzki pokrył rumieniec.

– Przepraszam. Nie chciałam…

– Czarny Mag popełnił błąd – kontynuował mistrz. – Nie powinnaś się tu znaleźć. Nie wiem, co Marius sobie myślał, umożliwiając ci dalszą naukę. Podczas egzaminów może i przymknięto oko na twoje oszustwa, ale teraz nie ujdą ci one na sucho.

– Tak, sir. – Mój łokieć płonął, ale mimo to patrzyłam na Lynn po drugiej stronie drogi. Wstała i zrobiła współczującą minę. Okazywała mi zbyt dużą cierpliwość – nie był to pierwszy raz, gdy moja magia cisnęła nią w drzewo.

Nie robiłam tego celowo, tak się po prostu działo.

Inni adepci również tracili kontrolę nad swoją magią, ale miałam wrażenie, że w ciągu dwóch miesięcy od rozpoczęcia praktyk mistrz krytykował tylko mnie.

– Co dobrego może przynieść dziewczyna frakcji bojowej, jeśli zawsze głupio stara się wykorzystać zalety swojej płci? Ryiah, albo nauczysz się radzić sobie z bólem, albo idź do zakonu. To wszystko…

Zanim zdołałam coś mu odpowiedzieć, Ella zacisnęła palce na moim nadgarstku. Przygryzłam policzek tak mocno, aż poczułam krew. Jeśli rozzłoszczę mistrza, będę musiała znosić o wiele więcej niż tylko obelgi, a zostały mi przecież jeszcze cztery lata.

Nagle napiętą atmosferę rozluźnił gardłowy śmiech.

– Jeśli tylko dziewczyny czują ból, to do tej pory żyłem w kłamstwie.

– Adepcie Ianie, twój sarkazm jest niepożądany. – Mistrz popatrzył groźnie na walczącego wcześniej wysokiego chłopaka. – Wyraziłem swoje zdanie na temat tego, że Ryiah pasowałaby bardziej do innego miejsca…

– Takiego, w którym mogłaby przypadkowo używać swojej magii? – Chłopak ciągnął: – Sir, wszyscy tak robiliśmy.

Na przykład ja na drugim roku…

– W takim razie może nie tylko ona nie powinna pobierać tu nauk!

Mistrz najeżył się i odwrócił w moją stronę.

– Ryiah, zajmij się swoją ręką. Resztę ćwiczeń będziesz musiała nadrobić później.

Nie wiedziałam, jak miałabym to zrobić ze złamaną ręką, ale nie odpowiedziałam. Dwadzieścioro praktykantów rozstąpiło się, żebym mogła przejść. Nikt nie patrzył mi w oczy. Większość z nich nienawidziła mistrza Byrona tak samo jak ja, różnica polegała na tym, że nauczyli się unikać jego gniewu. Trzymając wysoko głowę, ruszyłam do sali chorych. Tam przynajmniej spotkam chociaż jedną osobę, z którą będę mogła porozmawiać. Alex z pewnością pracuje razem z pozostałymi magami z frakcji Uzdrawiania – co oznacza, że jeśli pójdę do sali chorych, zobaczę go.

Odkąd zaczęliśmy praktyki, bardzo rzadko się widywaliśmy – nasze frakcje odbywały treningi na przeciwległych krańcach bastionu Ishir. Każda okazja, by zobaczyć Alexa, była niezwykle pożądana.

– Ej, Ryiah, poczekaj!

Odwróciłam się i zobaczyłam biegnącego ku mnie Iana. Wiatr potargał mu włosy, wokół jego oczu pojawiły się zmarszczki. Popatrzył na mnie. Nawet zdyszany był przystojny. Nie tak jak książę, ale nikt nie dorównywał Darrenowi pod tym względem.

Ian był po prostu Ianem. Gdy praktykanci przybyli do akademii, żeby zabrać najnowszych rekrutów, większość

starszych uczniów podchodziła do mnie z rezerwą.

Byłam szesnastoletnią dziewczyną, która zniszczyła zbrojownię szkoły podczas egzaminów końcowych na pierwszym roku. Byłam również szóstym uczniem wybranym do frakcji Boju – a to rzadkość, ponieważ Rada Magów dopuszcza tylko pięciu adeptów na każdą z nich.

Iana to nie obchodziło. W chwili, w której mnie dostrzegł wśród dopuszczonych, wydał z siebie głośny okrzyk i zaczął odbierać swoją wygraną od kolegów.

Najwyraźniej urządzili zakłady dotyczące tego, kto z nas, pierwszoroczniaków, przejdzie dalej, a ponieważ od czasu zimowych pojedynków moja kandydatura była uważana za ryzykowną, jedynie Ian na mnie postawił. Byłam zaskoczona, że w ogóle mnie pamiętał, właściwie tylko krótko rozmawialiśmy ze sobą podczas balu, zapewniał mnie jednak, że pamięta „wszystkich, którzy się liczą”.

Od rozpoczęcia praktyk szybko stał się jednym z moich najbliższych przyjaciół, oczywiście poza Ellą. Jego sarkazm bardzo pasował do mojego, poza tym wiedział z pierwszej ręki, jak okropny potrafi być mistrz Byron.

Ostatecznie przed moim przyjściem to właśnie Ian był najmniej lubianym przez niego uczniem.

– Co ty wyprawiasz? – zbeształam kolegę. – Powinieneś uczyć Darrena.

Zaśmiał się.

– Tego pewnego siebie geniusza? Da sobie radę beze mnie… – Uśmiechnął się rozbrajająco. – Teraz to ty, wojowniczko, potrzebujesz mojej pomocy. – Wziął mnie pod zdrową rękę. – Mistrz treningów czci nawet ziemię, po której stąpa książę. Darren mógłby być nami, a Byron i tak by się upierał, że to on jest następnym Czarnym Magiem.

– Byron rozkaże ci czyścić toalety. – Mimowolnie wyszczerzyłam zęby.

W zielonych oczach Iana zatańczyły wesołe iskry.

– Może spróbować, ale wtedy powiem mu, że to uniemożliwi mi bycie mentorem młodszego kolegi, a wszyscy wiemy, jaką estymą darzy księcia.

Wybuchłam głośnym śmiechem.

– Z pewnością znajdziesz się w niemałych tarapatach.

– Dla najgorszej uczennicy Byrona wszystko. Tylko tyle mogę zrobić, bo zabrałaś mi pierwszeństwo.

– Nie byłabym taka… Ach! – Schyliłam się pod nisko wiszącymi liśćmi palmy i potrąciłam pień złamaną ręką.

– Wszystko w porządku?

– Nic mi nie jest. – Zgrzytnęłam zębami. – Chcę tylko, żeby ten ból wreszcie minął.

– Prawie jesteśmy na miejscu. – Ian wskazał rząd drewnianych drzwi u podnóża wielkiego klifu oddalonego około pół kilometra od nas.

Tak jak większość budynków w tym mieście szpital został wbudowany w skały zdające się wznosić w nieskończoność. Oddzielają one Czerwoną Pustynię od północnych równin stolicy, Devonu, i pozostałej części Jeraru. Od zawsze słuchałam opowieści o pustynnym mieście wbudowanym w skały, a kiedy przyjechałam na miejsce, odebrało

mi mowę.

– Dzięki bogom.

Piaszczysta droga doprowadziła nas pod same drzwi.

Przy wejściu stało tylko dwóch strażników. Rozpoznali nas po strojach adeptów i bez wahania wpuścili do środka. Weszliśmy do zawilgoconego, oświetlonego

pochodniami korytarza. Było tutaj chłodniej. Tunel rozwidlał się na trzy odnogi. Poprowadziłam Iana

w prawo.

Gdy zrobiliśmy kilka kroków, usłyszałam ostry, szorstki głos mistrzyni frakcji Uzdrawiania nakazujący adeptom przeprowadzenie niemagicznego leczenia ukąszeń skorpiona. Okropność. Ian i ja wymieniliśmy spojrzenia i weszliśmy do klasy.

Przedsprzedaż: CarterAdeptka