Menopauza to „gorący” okres w życiu większości kobiet. Zaburzenia termoregulacji ciała znajdują się bowiem na pierwszym miejscu listy uciążliwych objawów przekwitania. Odczucie nadmiernego ciepła utrudnia zarówno codzienne funkcjonowanie, jak i spokojny sen w nocy. Wrażliwa kobieca psychika reaguje na to ze zdwojoną siłą, gdyż właśnie podczas menopauzy trudno nam zmobilizować siły do walki z problemem. Okazuje się natomiast, że możliwe jest jego szybki zażegnanie, a pomoc przychodzi ze strony natury. Gdzie dokładnie jej szukać?
Menopauza pod lupą
Choć wiele z nas utożsamia okres przekwitania z ostatnią miesiączką, w gruncie rzeczy jest to wieloetapowy proces, któremu towarzyszą rozmaite objawy. Rozciąga się on zwykle między 40 a 55 rokiem życia. Rozróżniamy wówczas etap przedmenopauzalny, który ma miejsce 4-5 lat przed pojawieniem się menopauzy, menopauzę właściwą, czyli dzień wystąpienia ostatniej miesiączki oraz postmenopauzę, czyli czas od ostatniej miesiączki do końca życia pacjentki. W czasie tym dochodzi do stopniowego zaniku pęcherzyków jajnikowych i obniżania się poziomu produkowanego przez nie estrogenu. Tym samym kończy się nasz okres rozrodczy, oznaczający zdolność do zajścia w ciążę i urodzenia dzieci.
Rodzaj i nasilenie przypadłości klimakteryjnych kształtuje się osobniczo i zależy od stężenia hormonów płciowych, a także stylu życia i kondycji psycho-fizycznej kobiety. Do najbardziej typowych z nich zalicza się jednak zaburzenia miesiączkowania, zaburzenia naczynioruchowe, problemy ze snem, suchość pochwy, zmiany nastroju, a na dalszym etapie także dysfunkcje, schorzenia sercowo-naczyniowe, osteoporozę i przypadłości mięśniowo-stawowe.
Gra w ciepło-zimno
Szeroka grupa zaburzeń naczynioworuchowych obejmuje rozmaite dolegliwości i dotyka aż 80% pań w okresie przekwitania. Należą tu przede wszystkim wyrzuty gorąca, odczucie uderzenia krwi do głowy, rumień twarzy, tzw. „zimne poty”, a w bardziej zaawansowanym stadium kołatania serca i wahania ciśnienia krwi. Uderzenia gorąca są opisywane przez pacjentki jako gwałtowne uczucie ciepła pojawiające się w okolicy klatki piersiowe, przesuwające się następnie w kierunku twarzy. Przed napadem na kilka sekund wzrasta temperatura skóry, co jest związane z nasilonym przepływem krwi przez naczynia. Termiczny atak trwa średnio od minuty do 5 minut. W czasie takiego napadu mogą wystąpić kołatania serca oraz uczucie lęku. Pomimo licznych badań przyczyny oraz mechanizm tego zjawiska nie został dobrze poznany. Przypuszcza się, że może mieć on związek z obniżonym poziomem estrogenów we krwi.
Potwierdzeniem tej teorii jest fakt, że zewnętrzne podawanie estrogenów całkowicie znosi lub zmniejsza częstotliwość tego nieprzyjemnego objawu. Nierozerwalnie związane z tym zjawiskiem są „zimne poty”. Pojawiają się one, gdy chwilowo odczuwamy wzrost temperatury, a następnie jej drastyczny spadek. Obie przypadłości nie stanowią zagrożenia dla zdrowia, są jednak źródłem dyskomfortu i z tego powodu nie należy ich lekceważyć.
Podpowiedź z natury
Wobec symptomów okołomenopauzalnych, w tym uderzeń gorąca, nie jesteśmy jednak całkiem bezbronne. Z pomocą może nam przyjść hormonalna terapia zastępcza (HRT), która jest jednak obarczona wieloma skutkami ubocznymi, a czasami także źle tolerowana.
Równie skuteczną drogą może być wykorzystanie występujących w świecie przyrodniczym substancji naturalnie, których dobroczynny wpływ zaobserwowano początkowo wśród zwierząt. Na tej podstawie naukowcy na przestrzeni dziesiątek lat wytypowali i przebadali rośliny, które skutecznie eliminują objawy klimakterium, a wśród nich menopauzalne uderzenia gorąca. Należą do nich ekstrahowane z siemienia lnianego lignany, tj. sekoizol arycirezynol i matairezynol oraz pozyskiwane z szyszek chmielu 8-prenylnaringeniny (8-PN). Należą one do grupy fitoestrogenów, czyli substancji pochodzenia roślinnego, których mechanizm działania jest bardzo podobny, jednak wielokrotnie słabszy niż działanie samych. Dzięki powinowactwu do receptorów estrogenowych mogą one wywoływać podobną odpowiedź organizmu co hormony płciowe. Gdy ich poziom ulega obniżeniu, natura podsuwa nam rozwiązanie, które może niejako uzupełnić niedobór, a tym samym zniwelować dolegliwości.