Nic nie smakuje równie dobrze, jak poczucie, że się jest szczupłą

8 sierpnia 2011, dodał: Redakcja
Artykuł zewnętrzny

Każdego dnia podejmujemy ponad dwieście pięćdziesiąt decyzji dotyczących jedzenia. Oznacza to, że mamy wybór. Dokonaj więc właściwego, niezależnie, czy dotyczy kolacji w ekskluzywnej restauracji, czy szybkiego obiadu w barze mlecznym.” -pisze Mimi Spencer w swoim najnowszym
poradniku „101 rzeczy lepszych od diety”

Jak to zrobić?

Lunch przynoś z domu i jedz w biurze, a nie zamawiaj w restauracji, gdzie są cztery rodzaje tradycyjnie wypiekanego pieczywa i kuszące menu z pełnym asortymentem deserów.
Ogranicz w ogóle wizyty w restauracji, bo nieuchronnie zjesz tam więcej (średnio 1000 kcal podczas posiłku, przy czym nie obejmuje to miseczki orzeszków i ciasteczek, które całkiem przypadkowo spałaszowałaś, czekając na rachunek). Nie twierdzę, że powinnaś jeść wyłącznie w domu przy wątłym świetle łojowych świec, ale pomyśl dwa razy, zanim wpakujesz się do samochodu i pomkniesz do Pizza Hut.

Jeśli już jesz poza domem, zachowuj się jak Bruce Willis. Bruce, kiedy wpada do Ivy12, prosi o organiczne warzywa gotowane na parze. Być może nigdy nie ocaliłaś świata przed zagładą, ale tobie też wolno czasem zachować się w restauracji jak operowa diwa. W końcu mamy XXI wiek – nie bierz tego, co ci dają, tylko to, na co masz ochotę i to, co jest lekkie.

Poproś, by sos podano oddzielnie, w zgrabnym dzbanuszku, żeby nie brukał twojego talerza tłustą plamą zbędnych kalorii. To samo dotyczy dressingu do sałaty – poproś o liście i dopraw je sama (oliwą, octem, cytryną, byle nie pleśniowym serem).

Powiedz: „Dziękuję za deser”, zanim kelner zaproponuje ci listę słodyczy obejmującą ciasto czekoladowe na ciepło, tarte z owocami, tort marcepanowy i trzy rodzaje lodów na zamówienie. No naprawdę, kto by od tego nie pękł?

Polej płynem do zmywania resztki z podwieczorku dzieci. Nie żartuję – jeśli dojadanie to twoja słabość, rozpraw się z nią od razu. Gdy nie potrafisz się oprzeć zimnemu grysikowi albo drożdżówce, pozbądź się pokusy. Spraw, aby nie można było skubnąć nic z tego, co zostało na talerzu – przykryj jedzenie serwetką lub zdobądź się na inne radykalne posunięcie: posyp prowokatorów solą. To może się wydawać drastyczne, ale podskubywanie i podjadanie po dzieciach naprawdę przekłada się na dodatkowe kilogramy – zapytaj dowolną matkę zmuszoną włączyć do harmonogramu ten nowy posiłek w porze popołudniowej herbatki. Niebawem przyjdzie czas na wcale nie słodkie tête-à-tête z lustrem. Jak mówi amerykańska komik Janette Barber, „Kiedy kupuję ciasteczka, jem cztery, a resztę wyrzucam. Ale najpierw spryskuję je raidem, żeby nie móc ich potem wygrzebać ze śmieci. Tylko uważaj: raid naprawdę wcale źle nie smakuje”.
Owiń kuszące resztki folią aluminiową, żeby nie mrugały do ciebie zachęcająco z przezroczystej torebki. Nic nie jest tak ponętne w swej samotności, jak czekające na wybawienie resztki kurzego udka.
Pożegnaj się z próbowaniem i dojadaniem resztek podczas gotowania, bez względu na to, czy jest to odkrojona skórka chleba z kanapek, które zrobiłaś dzieciom do szkoły, „testowa” babeczka prosto z pieca, pierwszy naleśnik, czy też masa na ciasto. To ostatnie, choć stanowi nieszczególnie obiecującą kombinację surowych jaj i mąki, jest wyjątkowo pyszne, wiem o tym. Ale kup szpatułkę i zeskrob nią wszystkie resztki do brytfanki, zamiast pakować je do buzi.
Jeśli zdarzy ci się jeść w barze samoobsługowym, nie bierz tacy. Badania pokazują, że będziesz skłonna zapełnić ją po prostu dlatego, że jest. Sięgnij tylko po to, co możesz elegancko unieść w rękach (przytrzymywanie podbródkiem się nie liczy). I rzeczywiście, żeby opanować plagę otyłości i marnotrawstwa, w Stanach Zjednoczonych obecnie usuwa się tace ze stołówek w college’ach.
Badania pokazują także, że jesz więcej, jeśli w bufecie jest sporo opcji do wyboru. Dlatego jednorazowo nakładaj na talerz tylko trzy dania.
No dobrze, weszłyśmy już na obszar umiarkowanej rozpusty. Jednak jeśli jesteś niepoprawną maniaczką pieczywa, musisz teraz podjąć odpowiednie kroki. Kiedy kelner przyniesie wypieki, wylej na nie szklankę wody. A kysz, zgiń, przepadnij, maro nieczysta! Choć oczywiście dużo grzeczniej i bardziej etycznie będzie poprosić, żeby do posiłku nie podawano żadnego pieczywa. A także majonezu, bitej śmietany, kakaowych pralinek i z całą pewnością czekoladek After Eight. Kiedy jesz poza domem, sięgaj tylko po rzeczy wymienione w menu, nie wszystkie te smaczne „poczekajki”, sosy i dodatki do kawy, które nieuchronnie wpychają cię w ramiona rozmiaru XXL.
W domu stawiaj na stole miski zachęcająco wypełnione warzywami i sałatą. Amerykanie nazywają to „stylem rodzinnym”. Ładnie. Mnie przywodzi na myśl wakacje na wsi i budzi nieprzepartą chęć, by upiec placek z jagodami.
Mięso, kiełbaski, pieczone ziemniaki, ciasta z kremem i inne tłuste potrawy trzymaj w kuchni, nie na widoku. Podawaj je gościom już na talerzach.
Po zakupy idź po obiedzie, a nie przed. Rozjuszone hormony głodu mogą sprawić, że zwykły supermarket zamieni się w jaskinię gastronomicznych rozkoszy. Ja sama znana jestem z tego, że ulegam gotowym tartom z dżemem Mr Kiplinga – które prawdę mówiąc, są obrzydliwe – tylko dlatego że od śniadania nie widziałam żadnej kalorii. Idź po zakupy najedzona, a wykażesz się dużo większą powściągliwością. Wystarczy jednak zespół napięcia przedposiłkowego, żebyś dowolny sklep opuściła z tabliczką czekolady.
Jeśli faktycznie wyjdziesz stamtąd z czekoladą, odłam dwa kawałki i odłóż resztę, powtarzając sobie tonem Dorotki z „Czarnoksiężnika z Krainy Oz”: „Nic nie smakuje równie dobrze, jak poczucie, że się jest szczupłą”. Strzeż się jednak Zasady Bliskości: badania przeprowadzone na Uniwersytecie Illinois dowiodły, że trzymanie jedzenia w zasięgu ręki sprawia, iż pochłania się go więcej. Gdy testowani pracownicy trzymali czekoladki na biurku, jedli średnio dziewięć dziennie, wystarczyło jednak, że odsunięto je niecałe dwa metry dalej, żeby ich ilość zmalała do czterech. Oto wskazówka, jak pokonać pokusę. Nie zmuszaj się do decyzji, czy zjeść nachos, czy nie – po prostu nie kładź ich na stole. A jeszcze lepiej w ogóle ich nie kupuj.
Cukier trzymaj w torebce spiętej klamerką do bielizny i schowanej w plastikowym pojemniku z napisem „NIE ZBLIŻAĆ SIĘ!”. Nie wysypuj go do cukiernicy ustawionej w zasięgu ręki.
Gotuj odpowiednią ilość. Nie za dużo, ale tyle, ile trzeba. Jako osoba o włoskich korzeniach zwykle przyrządzam dwa razy więcej makaronu niż zalecają na opakowaniu, przekonana, że rzadko zdarza się, aby jedzenia był nadmiar, a i tak to zawsze lepiej niż za mało. Nieodmiennie kończy się to garem parujących kokardek, rondlem pełnym świderków, ciągnącym się po horyzont spaghetti. Rekompensuję sobie tę rozrzutność, nakładając na talerze porcje z czubkiem. Makaron – bujny, lśniący, zachwycający – wycieka, przelewa się przez krawędzie i dość często ląduje na podłodze. Jem, ile tylko mogę (nie, tego z podłogi nie ruszam), jakbym była jednym z tych idiotów biorących udział w konkursie pochłaniania hot dogów. Katastrofa. Sposobem, żeby się nie rozbić o taką kaloryczną rafę, jest omijanie jej z daleka. Gotuj mniej. Średnia porcja ryżu dla dorosłego to 50 g, a makaronu – 100 g. Poza tym dzięki temu nie będziesz musiała tak często myć podłogi, a to też zysk.
Bądź ostatnią osobą przy stole, która zaczyna jeść. I pierwszą, która przestaje.
Pamiętaj, że jakimś cudem resztki są tym pyszniejsze, im większą nadwyżkę w stosunku do potrzeb stanowią. To taka jedzeniowa osobliwość – dużo bardziej przemawia do nas to, co nie znajduje się na naszym talerzu, ale gdzie indziej (na przykład na talerzu partnera). Nie muszę chyba wspominać o wspaniałych przypieczonych kawałkach mięsa w brytfannie albo okruchach ciasta. No dobrze, mogą stanowić w twoim życiu okazjonalną rozkosz, generalnie jednak staraj się zwalczać te pokusy, zanim cię uwiodą. Przede wszystkim szykuj odpowiednią ilość jedzenia, a ewentualnych nadwyżek pozbywaj się zaraz po podaniu na stół.

Fragmenty tekstu pochodzą z książki „101 rzeczy lepszych od diety” Mimi Spencer.
Dla zabieganych książka dostępna także jako audiobook – czyta Anna Guzik.
Książkę można zakupić na stronie www.wydawnictworodzinne.pl
Zapraszamy na naszą stronę na facebooku!