M. Kubasiewicz: Gdzie śpiewają diabły – premiera 16 stycznia 2019 r.

11 stycznia 2019, dodał: Marta Dasińska
Artykuł zewnętrzny

Magdalena Kubasiewicz: „Gdzie śpiewają diabły”

Premiera 16 stycznia 2019 r.,

Wydawnictwo Uroboros

Opowieść Starej Iwanowej

Był sobie raz Diabeł.

            Diabeł miał oczy czarne jak dwa agaty, i włosy ciemne jak nocne niebo, a skórę białą jak śnieg. Diabeł miał też serce ciemniejsze od skrzydeł kruka i twardsze niż diamenty. Sam nie wiedział, skąd wziął się na świecie – wiedział tylko, że ten świat kiedyś był inny, bardziej przyjazny diabłom. Trzymał się więc głównie lasów, bo szum drzew się nie zmieniał, nie zmieniał się ogień i dym, nie zmieniał się zapach mchu i jego własny głos, kiedy śpiewał pieśni, których nikt nie mógł usłyszeć.

            Raz zawędrował nad brzeg jeziora, w którym woda była tak czysta, że dno dało się zobaczyć nawet na samym środku, gdzie woda była tak głęboka, że ciężko było dopłynąć do dna. Nad jeziorem stała zaś niewielka chatka, w której mieszkała młoda dziewczyna – i dziewczyna ta miała tak czyste serce, i tak piękny uśmiech, że diabeł postanowił zdobyć jej duszę.

            Choć panna mieszkała na uboczu, to młodzi mężczyźni nieraz pukali do jej drzwi. Może chodziło o sposób, w jaki się uśmiechała. A może o to, jak patrzyła. Nikogo jednak nie zapraszała do środka i nikt nie potrafił poruszyć jej serca.

            Diabły są jednak sprytne i cierpliwe, kiedy im na czymś zależy.

            Diabeł siadał więc nad brzegu jeziora, grał i śpiewał o minionych dniach, i o świecie pełnym magii, o mocy ognia i wody, ziemi i wiatru. Śpiewał o dziwach, jakich dziewczyna nie znała, ale o jakich czasem śniła, a pieśń niosła się daleko nad wodą. Była wiosna, a wiosną coś wisi w powietrzu, coś niespokojnego, co wywabia po długiej zimie, co wzywa do robienia szalonych rzeczy. Rozkwitały pierwsze kwiaty, zieleniły się pąki na drzewach. I sny panny wypełniał ogień, woda, wiatr, żaroptaki na niebie, mówiące wilki, widma, a przede wszystkim głos Diabła. Najpierw wieczorami otwierała tylko okno, by móc go słyszeć. Potem zaczęła stawać na progu. Po kilku tygodniach siadała już na brzegu. Wreszcie, nim wiosna przemieniła się w lato, pierwszy raz usiadła przy boku grajka.

            Nie przypominał chłopców pukających do jej drzwi. Oni nie znali takich pieśni i takich historii, nie mieli takich oczu, i takiego uśmiechu – bo Diabeł umiał uśmiechać się równie pięknie jak ona. Może nawet piękniej.

            W taki sposób uśmiechają się tylko diabły, ale dziewczyna nie mogła tego wiedzieć.

Nauczył ją swoich pieśni, snuł historie o innych miejscach i czasach, wymieniał imiona gwiazd. Mała chatka, oczy i palce zmęczone od szycia, rwanie chwastów w ogródku, gdy słońce pali w kark, zbieranie leśnych owoców i prości chłopcy przychodzący po pracy w polu, to wszystko zaczęło się wydawać nudne i wstrętne. Myśl o poślubieniu któregoś z mężczyzn, którzy ją odwiedzali, o rodzeniu dzieci, póki nie zgarbi się, a jej uroda nie przeminie bądź nie umrze we własnej krwi, przerażała pannę coraz bardziej. I dziewczyna czuła, że żyje tylko dla tych wieczorów spędzonych u boku diabła, że nic poza jego głosem, ciemnym niebem, jasną tonią jeziora, nie ma znaczenia. Diabeł był sprytny i cierpliwy, o nic nie prosił, i niczego nie narzucał, pozwalając, by na pieśniach, opowieściach i pytaniach dziewczyny przeminęło lato. Kiedy zaś w chłodnych podmuchach wiatru czuć było już nadchodzącą jesień, kwiaty przekwitały, liście czerwieniły się na drzewach, a na niebie pojawiły się klucze odlatujących gęsi, zapytał, czy chce, żeby nauczył ją magii. Dziewczyna miała czyste serce, i kiedyś przeraziłaby ją ta propozycja. Wzbudzała lęk nawet teraz: ale pieśni zasiały w jej duszy nieuchwytną tęsknotę, a uśmiech Diabła nie był już obcy.

            Noc nadchodziła wcześniej, a wieczory robiły się chłodne, więc kiedy nadchodziła ciemność, Diabeł rozpalał ognisko – i w jego blasku uczył pannę magii. Pokazywał, jak utrzymać w ręku płomienie, jak zobaczyć przebłyski przyszłości w przejrzystych wodach jeziora, jak sprawić, by rośliny szybciej kwitły pod dotykiem. Był dobrym, cierpliwym nauczycielem.

            Nie zaprotestowała, gdy pewnej szczególnie zimnej nocy objął ją ramieniem.

            I kiedy liście z drzew opadły, jezioro skuł lód, a ziemię przykrył śnieg, otworzyła przed nim drzwi swojego domu. Diabeł przestąpił próg uśmiechając się. Iście po diabelsku. Serce dziewczyny należało do niego, a ucząc ją magii, zmienił jej duszę. Teraz mógł po nią sięgnąć, ale czekał – zima przemijała, on zaś dalej mieszkał w chatce, i wciąż nie odebrał kochance duszy. Nie pytaj dlaczego. Nikt nie pojmie, co dzieje się w głowie diabła.

            Diabły są sprytne i cierpliwe, ale i one popełniają błędy. Diabeł patrzył na kobietę, w której domu mieszkał i wciąż widział dziewczynę o czystym sercu, pięknym uśmiechu i tajemniczym spojrzeniu. Tę samą dziewczynę, którą pewnego dnia spotkał nad brzegiem jeziora. Zapomniał, że nie jest już tamtą panną – że uczynił ją czarownicą, a czarownice tańczą z ogniem i słuchają wiatru, czarownice widzą przyszłość w wodzie i karmią się siłą ziemi. Czarownice mocno kochają i równie mocno nienawidzą. Czarownice nie są naiwnymi dziewczynami, które może zwieść pieśń i uśmiech.

            Śnieg topniał. Nadchodziła wiosna i Diabeł uznał, że dusza, już i tak należąca do niego, powinna zostać ostatecznie odebrana, by on mógł ruszyć dalej. Jakaś jego część nie chciała krzywdzić dziewczyny, lecz lasy, pola i trakt wabiły go z coraz większą mocą. Chłopcy, którzy pukali kiedyś do drzwi chatki, wodzili za nim niechętnymi spojrzeniami, a Diabeł tęsknił za drogą i dość miał ciasnych ścian. Czarownica jednak spojrzała w przejrzyste wody jeziora i zobaczyła tam prawdę.

            Tej samej nocy wycięła Diabłu serce.

            Zamknęła je w szkatule i wrzuciła na dno jeziora, przywiązując kochanka do tego miejsca. Czerń diablego serca zabarwiła wodę na czarno, to zaś przeraziło mieszkańców do tego stopnia, że spalili chatę. Nie znaleźli jednak czarownicy. Nikt z pobliskiej wioski nigdy już jej nie zobaczył, nikt nie dowiedział się, co ją spotkało. Czasem za to słyszeli śpiew nad brzegiem jeziora, i przychodzili wezwani magiczną melodią, a Diabeł zmuszał ich, by rzucali się do jeziora, w próbie wydobycia szkatułki. Serca Diabła jest jednak ciężkie i twarde, i ten ciężar każdego ściąga na dno.

            Po dziś dzień nad Diablim słychać śpiew.

Opowieść Kseni

            Żyła sobie raz czarownica.

            Już jako mała dziewczynka różniła się od rówieśników. Nie parzył jej ogień, umiała zamrozić dotykiem wodę i rozumiała mowę ptaków. Widywała przyszłość i przeszłość w snach, w płomieniach na palenisku, w odłamkach potłuczonego lustra. Świat nie sprzyja jednak tym, którzy są inni: okoliczne dzieci unikały małej czarownicy, spojrzenia jej dziwnych oczu bała się własna matka, a dorośli widząc ją czynili znak krzyża bądź spluwali przez ramię. Nie było dla niej miejsca w rodzinnej wiosce, ale nie było go też nigdzie indziej – na szlakach bowiem czyhała wtedy śmierć. Dzikie zwierzęta, rozbójnicy, trud drogi, głód, zimno i nawet zwykli ludzie, którym nie spodobałoby się spojrzenie czarownicy, jej obcość, jej magia, to wszystko czekało poza wioską i wiedziała, że nie ma dokąd pójść. Nie mogła odejść sama, pozbawiona pieniędzy, doświadczenia, znajomości dalekiego świata.

            Czekała więc, żyjąc samotnie i w sekrecie zgłębiając tajemnice magii. Pory roku upływały jedna po drugiej, a okoliczni mieszkańcy patrzyli na nią z coraz większą niechęcią. Gdy gradobicie zniszczyło zbiory, szeptano, że to jej wina. Kiedy spłonęła miejscowa gospoda, właściciel chciał wiedzieć, czy dziewczyna nie znalazła się tego wieczora w pobliżu. Każda choroba, każda zdechła krowa, każde nieszczęście, mogło być winą dziwnej, samotnej dziewczyny. Aż w końcu czarownica pomyślała, że skoro i tak ją obwiniają, niech stanie się to prawdą: niech wszyscy zobaczą, co oznacza gniew czarownic.

            Gospodynię proboszcza, która głośno zwała dziewkę diabelskim nasieniem, zmorzyła choroba. Ojczym, mający twardą rękę dla synów, a jeszcze twardszą dla pasierbicy, zaczął podupadać na zdrowiu. Dwaj chłopcy zaś, którzy chcieli dać nauczkę wiedźmie, i zaciągnęli ją do lasu, wyszli spomiędzy drzew jacyś odmienieni – i od tej pory wyręczali we wszystkim czarownicę, chronili ją przed złymi językami, nie pozwolili nawet na samosąd, gdy rozeźlone baby zrzucały na nią winę za nieurodzaj. Niektórzy zaczęli szeptać, że rzuciła na nich urok – a w tych słowach kryło się wiele prawdy.

            Bo czarownica wiedziała, że prędzej czy później nie skończy się na razach ojczyma, splunięciu pod nogi, kamieniu rzuconym gdzieś zza płotu. Przeczuwała, że będą inni, którzy spróbują ją powiesić, pobić, pociągnąć gdzieś z dala od ludzi. Spętała więc chłopców magią, czyniąc z nich swoich obrońców. I wciąż czekała – bo był ktoś, kogo widziała w ogniu i w wodzie, w snach i w lustrach. Ktoś równie obcy ludziom, jak ona, ktoś, kto mógł ją ochronić przed światem. Znała jego uśmiech i jego oczy, i szukała ich w twarzy każdego przybywającego do wioski obcego.

            Nadeszło lato, parne i suche. Dni były długie, a noce ciepłe i coraz krótsze. Ćmy lgnęły do ogni, chrząszcze wplątywały się we włosy, dojrzewały pierwsze maliny. Jednej z tych krótkich nocy, dziwnie jasnej i ciepłej, gdy świecił księżyc i gwiazdy, gdy zapłonęły ogniska, a miejscowi tańczyli w ich świetle, na wzgórza zabłąkał się obcy. Przybył z dalekich krain i różnił się od okolicznych młodzieńców jak słońce różni się od płomienia świecy. Każda z dziewcząt chciała tańczyć z nim tej nocy, a on uśmiechał się, prowadząc je do tańca, i ten uśmiech jeszcze długo miał powracać do nich w snach.

            Tylko czarownica wiedziała, że w ten sposób uśmiechają się jedynie diabły. I za ten uśmiech, jeden uśmiech, łatwo oddać im duszę.

            Tamtego wieczora tańczyła w blasku ognia, nie z Diabłem wprawdzie, ale dla Diabła, tak pięknie, jak nigdy wcześniej. Obserwowali ją wszyscy, także ci, którzy mawiali, że jest diabelskim pomiotem, że ziemia nie powinna jej nosić. Robili to, bo nikt z nich nie widział takiego tańca i nikt nie miał już podobnego zobaczyć. Ten taniec był czarem, częścią pułapki zastawionej na Diabła. Dziewczyna tkała zaklęcie później, gdy zaczął tańczyć wraz z nią, i jeszcze potem, kiedy poprowadził ją między drzewa. Chwytała go w sieć, jak wcześniej schwytała chłopców z wioski, przywiązywała swoją magią – i gdy nadszedł ranek, Diabeł ruszył w dalszą drogę, zabierając ze sobą czarownicę. Razem przemierzali pokryte pyłem drogi, odwiedzali wioski i miasta, chodzili po zielonych wzgórzach i wąwozach. Diabeł śpiewał dla czarownicy pieśni, a ona tańczyła dla niego w blasku rozpalanych magią ogni.

Tego jednego lata byli oboje w pewien sposób szczęśliwi.

            Diabły są jednak sprytniejsze i silniejsze od śmiertelników. Czarownica wiedziała, że nim upłynie lato, Diabeł wyzwoli się z mocy zaklęcia i porzuci ją wtedy gdzieś na bezdrożach bądź jeszcze gorzej: odbierze duszę. Nie możesz bowiem zdobyć serca Diabła na zawsze – chyba że odbierzesz mu je naprawdę. Jesień zaś nadchodziła nieubłaganie, noce stawały się dłuższe, ptaki odlatywały gdzieś na południe, czerwieniły się liście na drzewach. Zaklęcie słabło, a w oczach Diabła coraz częściej czarownica widziała jakąś nieuchwytną tęsknotę. Gdy więc pewnego wieczora zawędrowali nad brzeg jeziora zagubionego gdzieś pośród lasów, usiadła u boku Diabła i słuchała jego śpiewu, póki nie zasnął z głową na jej kolanach.

Wtedy czarownica wyjęła nóż i wycięła mu serce – a diabelska krew, która wypłynęła z rany, na zawsze zabarwiła wody jeziora na czarno.