Lekarka, dentystka, chirurżka… O feminatywach w medycynie
Coraz częściej na porządku dziennym stosujemy feminatywy. Stosowanie żeńskich form nazw zawodów, funkcji czy przysługujących tytułów ma na celu zwiększenie widoczności kobiet w środowiskach zwykle zdominowanych przez mężczyzn. Feminatywy wydają się spotykać jednocześnie z dużym wsparciem, jak i proporcjonalną opozycją ze strony różnych środowisk. Czym właściwie są i dlaczego nie powinny być nam obojętne?
Czym są feminatywy?
Feminatywy to żeńskie formy gramatyczne określające zwykle nazwy profesji, funkcji bądź przyznanych danej osobie tytułów. Zwykle powstają poprzez dodanie do danego słowa przyrostka „ka”, na przykład lekarz – lekarka, nauczyciel – nauczycielka, dentysta – dentystka, policjant – policjantka itd. Pewne słowa nieco bardziej zmieniają swoją formę, na przykład chirurżka, członkini czy robotnica. O ile niektóre feminatywy są tak rozpowszechnione, że stosujemy je wręcz podświadomie, bez przykładania do nich szczególnej wagi, tak inne, na przykład te związane z zawodami medycznymi, często nie są aż tak spopularyzowane. Przeciwnicy stosowania feminatyw w pismach oficjalnych zarzucają im pewną niepoważność, niepotrzebne dokładanie formalności czy trudność wymowy. Według niektórych stosowanie feminatywów to wymysł współczesnego, „poprawnego politycznie” społeczeństwa, przykłady użycia żeńskich form znaleźć można jednak już w XIX wieku. Język polski, w przeciwieństwie choćby do języka angielskiego, nie operuje powszechną formą nie nacechowaną płciowo – za „bazę” przyjmuje się formę męską, feminatywy są zaś postrzegane jako jakaś pochodna, odejście od męskiego standardu. Chociaż patrząc na całą sprawę powierzchownie kwestia feminatyw nie wydaje się szczególnie palącym problemem, nie możemy ignorować tego, jak ważny jest dla nas język – w pewien sposób to on i to, w jaki sposób go stosujemy kształtuje nas i naszą rzeczywistość.
Dlaczego ważne jest stosowanie feminatyw w medycynie?
Jeśli cofniemy się o pięćdziesiąt lat, obecność kobiet w medycynie wydawała się wtedy opinii publicznej niuansem. Gdybyśmy spojrzeli na tę branżę sto lat temu był to wręcz ewenement: patriarchalne społeczeństwo XX wieku uznawało zawody medyczne za zbyt skomplikowane i wiążące się ze zbyt dużą odpowiedzialnością. Według ówczesnego poglądu kobieta w żadnym stopniu nie nadawała się na lekarza, toteż słowa takie jak „lekarka” czy „chirurżka” wydawały się czymś zbędnym i niepoważnym. Czasy jednak się zmieniły, a dzisiaj ponad 60% branży medycznej stanowią kobiety. Konkretne działy medycyny zostały zdominowane przez panie nawet bardziej – aż 76% procent aktualnie działających w Polsce dentystów to kobiety. Panie są fundamentem polskiej branży lekarskiej i zdecydowanie zasłużyły na odpowiednie zauważenie. Stosowanie feminatywów jest jedną z form zwiększenia widoczności kobiet w medycynie i zwrócenia uwagi na to, że to one stanowią jej znaczną część. Do ministra zdrowia składano już apelacje, aby Ustawa o zawodach lekarza i lekarza dentysty została znowelizowana i zawierała w sobie zapis uprawniający do używania tytułu zawodowego będącego formą żeńską. W oficjalnych dokumentach i na pieczątkach lekarskich póki co możliwe jest używanie tytułów „lekarz”, „specjalista”, „stomatolog”, „dentysta”. Co ciekawe, w przypadku pielęgniarstwa mężczyzna prawnie może posługiwać się tytułem zawodowym „pielęgniarz” lub „położny”, mimo że ta branża prawie że od zawsze była zdominowana przez kobiety. Łatwo zauważyć tutaj pewną niesprawiedliwość, która przez poszczególne środowiska utrzymywana jest obroną, że stosowanie nazw żeńskich i męskich może być kłopotliwe, trudne do wypowiedzenia lub mylące. Nikt jednak nie myli pilota samolotu z pilotem od telewizora, a ci, którzy nie mają problemu z wypowiedzeniem słowa „zmarszczka” lub „płaszczka” z pewnością poradzą sobie również z rzeczownikiem „chirurżka”. Wciąż dominuje jednak określenie „pani doktor”, które ponownie wskazuje na to, że to męski doktor jest przyjętą normą, a kobieta w tej roli stanowi odchylenie się od standardu, chociaż kierując się statystykami można by stwierdzić, że jest na odwrót – nie doczekamy się raczej czasów nazywania kogoś „panem doktorką”.