To ta z pierwszej B, która osunęła się na linoleum…
Podczas lekcji angielskiego 16-letnia Pi nagle upada. Wszystko staje się czarne. Zawroty głowy. I… bum! Diagnoza: zaburzenia lękowe.
Kwiecień plecień Metty Vedsø to poruszająca, opowiedziana z perspektywy nastolatki historia o lęku, który paraliżuje tak, że trudno to sobie wyobrazić i poszukiwaniu własnego miejsca w świecie. Książka skłania do refleksji, uruchamia wyobraźnię i… niesie nadzieję. Propozycja wartościowa zarówno dla młodych czytelników, jak i dla rodziców, którzy chcieliby spojrzeć na świat oczami swoich dorastających dzieci.
Atak paniki na lekcji angielskiego pozbawia Pi przytomności tylko na kilka sekund, a zmienia w jej życiu dosłownie wszystko: To wtedy, w dwudziestej pierwszej minucie angielskiego, przestaję być Pi Marią Simonsen i staję się tą z pierwszej B, która osunęła się na linoleum. W tym jednym zdaniu autorka ukazuje z jak wielką zmianą przyjdzie się mierzyć bohaterce książki oraz jej bliskim. Zmianą tym większą, że nie dotyczy tylko postrzegania dziewczyny przez otoczenie, bo równie ważne – o ile nie najważniejsze – jest to, co dzieje się w jej głowie i jak ona widzi siebie i świat. A jej myśli i emocje kłębią się i zmieniają, jak pogoda w kwietniu.
Kwiecień plecień to nie jest smutna książka! Jest w niej miejsce zarówno dla niezwykle osobistej i trudnej historii, jak również dla chwil pełnych życia i radości. Prowadzona w pierwszej osobie narracja sprawia, że opowieść Pi czyta się jak pamiętnik nastolatki, niezwykle szczerą relację z okresu choroby i poszukiwań drogi powrotnej do siebie. I tu należy oddać szacunek autorce, która naprawdę wiarygodnie i głęboko wnika w emocje i punkt widzenia nastolatki.
Czytelnik towarzyszy bohaterce od momentu fatalnej utraty świadomości. Jest z nią w karetce do szpitala, w gabinecie psychiatry i psychologa. A także w domu, w czasie rozmów z rodzicami, którzy – mimo szczerych chęci – nie potrafią wejrzeć w jej świat i wesprzeć tak, jak tego potrzebuje.
Dziwnie się czuję. Wyobrażam sobie, że mam w brzuchu splątaną włóczkę i czyjeś palce próbują ją rozplątać. Wiją, szarpią, luzują, skręcają.
– Jak się teraz czujesz? – pyta pielęgniarka.
Nie mówię jej o włóczce, za to często słyszałam zwrot „wewnętrzny niepokój”, więc to właśnie odpowiadam.
– To dobre określenie – stwierdza.
– Naprawdę? – pytam zaskoczona.
– Zawsze łatwiej jest wyjaśnić coś, co już zostało nazwane – mówi. – Na przykład ból głowy albo brzucha.
Kiwam głową.
– Wiele młodych osób, które do nas trafiają z objawami stresu lub paniki, nie potrafi nawet nazwać tego, co czują.
Rodzice Pi chcą dla córki tylko tego, co najlepsze, więc zapisują ją na terapię oraz szereg zajęć, aby jak najszybciej poradziła sobie z kryzysem, wróciła do szkoły i do normalnego życia. Jednak to nie działa. Pi nie spieszy się z powrotem do dawnego życia. Zupełnie przypadkiem poznaje trzy zwykłye-niezwykłe osoby mieszkające w jej bloku – starszą panią Gillian Brown oraz Biankę i jej córkę z zespołem Downa Vicky. Bardzo szybko okazuje się, że na znajomości z nimi skorzysta bardziej, niż z jakiejkolwiek terapii.
Prosta mądrość, serdeczność i umiejętność akceptacji rzeczywistości takiej, jaka jest, które towarzyszą nowym przyjaciółkom na co dzień, nauczą Pi doceniać tu i teraz, a także pomogą jej skierować uwagę ze swoich dolegliwości „na zewnątrz”. Przyglądając się ich codzienności, gdzieś między pogawędkami przy herbacie, pieczeniem ciasta, robieniem kolczyków z koralików, brawurową szczerością Vicky i urodzinami Pani Gillian, bohaterka zacznie opowiadać własną nową historię. I odkryje, że na życie można spojrzeć z zupełnie innej strony. W jej nowej rzeczywistości ważniejsze od JA stanie się to, co dzieje się u jej bliskich.
Książka wpisana na prestiżową listę White Ravens 2020
Wchodzę do mieszkania, zabieram kluczyk do skrzynki i schodzę na dół sprawdzić, czy przyszła jakaś poczta. Tę z trzeciego piętra, tę, na którą mama mówi „upośledzona”, zauważam dopiero, kiedy stoję przy skrzynkach na listy. Jest zgięta wpół i mocuje się z jakąś paczką, która stoi przed nią na podłodze.
– Muszę to wnieść na górę – mówi, prostując się, i mocno kopie paczkę.
– Co to jest? – pytam.
– Głupia, głupia paczka – mówi. Wysuwa do przodu wilgotną dolną wargę, robiąc minę obrażonego dziecka. – Zabrakło mi tlenu przy porodzie.
– No tak – mówię i chcę wracać na górę, ale ona rzuca:
– Ty musisz wnieść.
– A sama nie możesz?
– Moja mama złamała nogę. Ma siedem szwów.
Podnoszę paczkę. Rzeczywiście ciężka.
– Lubisz kotlety z soczewicy? – pyta, gdy docieramy na pierwsze półpiętro, minąwszy drzwi do mojego mieszkania na parterze.
Nie zatrzymuję się, idę dalej, dwa kroki przed nią.
– Użyłyśmy do nich czerwonych burak.w. Jedna pani mnie waży.
– Jesteś na diecie? – Ręce zaczynają mnie boleć przez tę paczkę. Przystaję na następnym półpiętrze, jest tam mała ławeczka z wąskim marmurowym siedziskiem, na kt.re ją odstawiam.
– Znasz kogoś, kto stracił dziewictwo?
– Tak naprawdę to właśnie wyszłam ze szpitala – mówię.
– Jedna dziewczyna z mojej klasy robi sobie selfie bez ubrania.
– Twoja mama jest w domu?
– Noga.
– A, no tak. Jak to się stało?
– Jest zagipsowana.
Parskam śmiechem, chociaż sama nie wiem, czy to z powodu wyobrażenia sobie jej zagipsowanej mamy, tych selfie bez ubrania czy braku tlenu. Po prostu bez większego powodu zaczynam się śmiać. Teraz ona też się śmieje. I stoimy tak.
Książka Kwiecień plecień wydana została pod hasłem „Książki do zadań specjalnych” dzięki dofinansowaniu ze środków Unii Europejskiej w ramach programu „Kreatywna Europa”.