Jak zachęcić dziecko do ruchu? Oto recepty lekkoatletycznej mistrzyni!
Najlepszy prezent na Dzień Matki? Zdrowe i szczęśliwe dziecko! O swojej recepcie na posiadanie aktywnej i uśmiechniętej pociechy opowiada była medalistka mistrzostw świata i Europy w skoku o tyczce i mama 4-letniego Grzesia, Monika Pyrek-Rokita.
Pochodzi z rodziny bez sportowych tradycji, na lekkoatletyczne treningi trafiła przypadkiem, a później zdobywała dla Polski medale najważniejszych sportowych imprez. Dziś jest szczęśliwą mamą aktywnego 4-latka i chętnie dzieli się z innymi mamami swoimi pomysłami na zachęcenie dzieci do ruchu. O najlepszych sposobach na aktywną zabawę opowiedziała nam Monika Pyrek-Rokita.
Co w Pani życiu zmieniło macierzyństwo? Wypełniło czas, który wcześniej zajmowały obowiązki profesjonalnego sportowca?
– Zmieniło tak naprawdę wszystko, ale w moim przypadku to była przemyślana zmiana. Nie zakładałam, że będę aktywnym, profesjonalnym sportowcem i mamą w tym samym czasie. Nie wyobrażałam sobie takiej sytuacji, że muszę wystartować na ważnej imprezie, moje dziecko w tym czasie choruje, a ja nie mogę być obok. To były dylematy, których nie potrafiłam sobie wyobrazić.
Czyli dylematy każdej mamy!
– Tak, każdej zwykłej mamy. Stwierdziłam, że w sporcie jest tak dużo presji i emocji, że nie da się tego połączyć z macierzyństwem. Wolałam zakończyć karierę i wtedy zostać mamą. Tak właśnie się stało.
Na pewno nie oznacza to, że sport nie jest już obecny w życiu Pani i Pani rodziny.
– Oczywiście! Teraz uczę się sportu amatorskiego, który wygląda zupełnie inaczej niż ten wyczynowy. Staram się zawsze znaleźć czas dla siebie, by kilka razy w tygodniu pójść pobiegać. Odpoczywam wtedy i „resetuję” głowę. Mój syn też dostrzega moją pasję do sportu, dlatego poza swoimi treningami znajduję czas na aktywną zabawę z Grzesiem. To rodzice zarażają dzieci nawykiem aktywności.
U Pani w rodzinie też tak było?
– U mnie wyglądało to trochę inaczej. Moi rodzice nie byli szczególnie aktywni sportowo, ale byli za to kibicami i w ten sposób zachęcili mnie do sportu. Jesteśmy bacznie obserwowani przez nasze dzieci, jesteśmy dla nich autorytetami i to właśnie od nas zależy, czy będą aktywne. Cała rzecz w tym, by w odpowiedni sposób im ten sport „sprzedawać” już od najmłodszych lat.
Ubiegła Pani nieco kolejne pytanie. Jakie są Pani zdaniem najlepsze sposoby na zachęcenie dziecka do ruchu? Własny przykład, kibicowanie…
– Wsparcie rodziców jest dla dziecka najważniejsze, szczególnie w tych pierwszych latach życia. Na początku sportowej drogi największe zadowolenie występuje u maluchów wtedy, kiedy czują, że rodzice są z nich dumni. Nawet jeśli tylko obserwujemy aktywność naszej pociechy, to nasze zaangażowanie jest bardzo ważne. Wszystko oczywiście w granicach rozsądku!
Jak zatem wspierać w taki rodzicielski, „nietrenerski” sposób?
– Mam dwie dusze. Jestem mamą, która zagłaskałaby swoje dziecko na śmierć. Z jednej strony bałabym się „oddać” synka do profesjonalnego sportu, bo wiem, ile stresu kosztuje takie życie. Z drugiej wiem, że sport kształtuje człowieka na całe życie. Odzywa się też we mnie ta dusza sportowca, która mówi, że trzeba rywalizować i że to jest fajne dla dzieci. One bardzo lubią rywalizować. Widzę to po moim synku. Kiedy czasem nie chce iść się kąpać, wystarczy rzucić: „kto pierwszy w łazience!” i po kłopocie. Są takie naturalne metody, które możemy mądrze wykorzystywać i zachęcać dzieci do aktywności. To naprawdę działa.
Pani bywa leniuchem?
– No pewnie! Czasami zwyczajnie mi się nie chce, ale nawet wtedy próbuję wymyślać jakieś małe aktywności, bo to regularność jest najważniejsza i kształtuje sportowe nawyki na całe życie. Sukces tkwi w kreatywności rodziców, umiejętności spożytkowania naturalnej energii dziecka i posiadaniu świadomości, że aktywność jest naprawdę potrzebna, a spędzanie czasu przed telewizorem czy komputerem nie powinno wejść dziecku w krew.
Jak pomóc dziecku wybrać odpowiednią dla niego dyscyplinę sportu? Pani syn uwielbia biegać i rywalizować, ale każdy maluch jest inny.
– Po pierwsze, trzeba obserwować własne dziecko. Jeśli je do czegoś przymuszamy, to bardzo szybko straci zapał i zrezygnuje. Warto dać mu szansę, by samo znalazło „swoją” aktywność. Nie zapominajmy, że to młody człowiek, który ma własne zdanie, swoje odczucia i wie, co mu się podoba, a co nie. Rola rodzica polega na tym, by obserwować dziecko i wyłapać jego zainteresowania, a później wspierać pociechę w ich rozwijaniu. Powinniśmy także starać się pokazywać mu różne formy aktywności. Najważniejsze, by przekazać dziecku, że ruch i sport to dobra zabawa.
Jak wyglądał początek Pani przygody ze sportem?
– Tu warto podkreślić też rolę rodzeństwa. Ja biegałam ze starszym bratem, który zajmował się mną, kiedy rodzice byli w pracy. Chodził na zajęcia dodatkowe, na „SKS-y”, a ja chodziłam z nim. W pewnym momencie zabrakło dziewczyny w drużynie koszykówki i poproszono mnie, żebym ją zastąpiła. Szybko okazało się, że mam smykałkę do sportu.
Od koszykówki do lekkoatletyki?
– Do niej też trafiłam z przypadku. Podczas ferii sala gimnastyczna była w remoncie i nasze zajęcia zostały przeniesione na halę lekkoatletyczną. Tam niestety albo może „stety” z powodu choroby nie pojawił się nasz nauczyciel, więc drużynę przejęła trenera lekkoatletyki i tak to się zaczęło… Dyscyplina nie ma większego znaczenia. Ważne, by być blisko sportu i by ruch był obecny na co dzień jako pierwszy wybór na spędzanie wolnego czasu.
Jak do sportowej pasji podchodzili Pani rodzice?
– Przede wszystkim nie przeszkadzali i akceptowali moje wybory. Były oczywiście jasne zasady – jak w szkole będzie dobrze, to mogę trenować. To motywowało, tak samo jak pierwsze wyjazdy na zawody, zgrupowania i sukcesy. Ale najważniejsze było to, że na treningach miałam swoją paczkę. To byli ludzie, których uwielbiałam i z którymi chciałam przebywać.
Jako sportowiec doskonale Pani wie, jak ważna dla młodego człowieka jest odpowiednia dawka ruchu. To dlatego zaangażowała się Pani w akcję „Rusz się z Kubusiem!”, w ramach której marka Kubuś wspólnie z ambasadorami Kamilem Grosickim, Michałem Pazdanem i Bartoszem Kapustką promuje aktywność fizyczną wśród dzieci?
– Sama z tej akcji uczę się wielu rzeczy, które są dla mnie pomocne! Pewnie mam większą wiedzę na temat sportu niż reszta rodziców, ale aktywność dzieci to trochę inne zagadnienie, ponieważ najpierw jest codzienny ruch, a dopiero potem sport. Dzięki takim kampaniom jak „Rusz się z Kubusiem!” wiem, gdzie szukać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Cieszę się, że wszyscy rodzice mogą zwiększać swoją świadomość. Coraz częściej sami szukamy konkretnej wiedzy. Chcemy rozumieć, a nie tylko przyjmować do wiadomości, że „tak jest i koniec”. Dzięki akcji „Rusz się z Kubusiem!” rodzice dostają fachowe porady i gotowe rozwiązania „na talerzu”. Ale najważniejsze jest to, że promujemy ruch i pokazujemy, że to dobra zabawa i najlepszy sposób na spędzanie czasu dla dziecka i dla całej rodziny.
Wskazówki działają? Testuje je Pani na własnym dziecku?
– Pewnie! Do dzieci trzeba umieć dotrzeć i ważna jest odpowiednia forma przekazu. Ulubieńcem mojego syna jest zwłaszcza postać Kubusia. Za każdym razem, kiedy widzi ją w telewizji, w spotach gdzie Kubuś pokazuje różne ćwiczenia, zaczyna z nim ćwiczyć. Sportowi idole są również doskonałym pomysłem na to, jak pokazać, że sport jest fajny. Myślę, że ambasadorzy akcji Kamil Grosicki, Michał Pazdan i Bartosz Kapustka świetnie trafiają do dzieci.
Pani i Grześ na co dzień wybieracie sok czy raczej wodę?
– Moje dziecko pije jedno i drugie. Sok jest świetny na śniadanie i po treningu, wysiłku, a woda sprawdza się podczas zabawy i aktywności fizycznych.
Co chciałaby Pani przekazać mamom z okazji ich nadchodzącego święta?
– Życzenia cierpliwości, bo ona przydaje się nam wszystkim. Życzę również całkowitej akceptacji swoich dzieci takimi, jakie są. Czasem próbujemy je idealizować i chcemy, żeby we wszystkim były najlepsze, a powinniśmy je po prostu kochać. One na pewno tę miłość odwzajemnią.
fot. Agnieszka Świderska