Przez ostatnich 30 lat poziom stresu ludzkości wzrósł o około 45%, jak donosi brytyjski psycholog Richard Rahe. Znajduje to swoje odzwierciedlenie w trudnych do zwalczenia oraz niekiedy zadziwiających nawykach. Niektórzy obgryzają paznokcie, inni dłubią w nosie, a nawet jedzą włosy…
Obgryzanie paznokci i skórek
Obgryzanie paznokci, inaczej zwane onychofagią, dotyczy około 45% dzieci oraz 15% dorosłych. Wiadomo, iż istnieje zależność między poziomem stresu a obgryzaniem paznokci. U większości nerwowe obgryzanie zanika wraz z upływem czasu, jednak około 15% dorosłych nie potrafi zwalczyć tego nawyku. Istnieją dwie odmiany tego zaburzenia: „łagodna onychofagia” (mild) oraz „niebezpieczna onychofagia” (severe). Pierwszy przypadek oznacza obgryzanie paznokci i skórek sporadycznie, w stanie silnego wzburzenia emocjonalnego, natomiast w drugim kaleczenie dłoni jest jedynym sposobem na radzenie sobie z nerwami. Gdy tylko ta czynność daje chwile ukojenia, mamy do czynienia z formą autoagresji i samookaleczania. Obgryzanie czasem stanowi główną aktywność lub też towarzyszy chorym podczas wykonywania innych czynności. Najczęściej odbywa się w sposób automatyczny, jakby w transie. Najczęściej obgryzanie paznokci wiąże się z jakimś negatywnym stanem samopoczucia, jest sygnałem, że „obgryzasz” odczuwa niepokój, nagłą konieczność wyładowania skumulowanego wewnątrz siebie napięcia. Część lekarzy twierdzi też, że podłoże tego zaburzenia wynika z nadwrażliwości emocjonalnej, niskiej samooceny, zakompleksienia, pobudliwości i lękowości. Mechaniczne obgryzanie paznokci pozwala takim osobom rozładować lęk, zdenerwowanie, złość czy zakłopotanie w danej chwili. Czynność ta może się też wiązać z emocjami pozytywnym, podobnie jak palacz sięga po papierosa, onychofagik skubie i podgryza swoje paznokcie. W niektórych przypadkach obgryzanie paznokci jest kłopotliwym przyzwyczajeniem, z którym można skutecznie walczyć. W chwili, gdy mamy ochotę włożenia palców do ust można spróbować czymś je zastąpić, np. paluszkami, ziarnami czy suszonymi owocami, można też żuć gumę. Dodatkowo warto jest mieć coś w rękach, bawić się długopisem lub miękką piłeczką. Skutecznym sposobem jest także malowanie paznokci specjalnym lakierem o wyjątkowo gorzkim smaku, przeznaczonym właśnie do tego, by oduczać obgryzania. Jeśli obgryzanie jest objawem głębszych problemów osobowościowych, to odzwyczajenie się od tego nawyku stanowi jedynie usunięcie jego oznaki. Należy wtedy podjąć kroki zwalczające przyczyny takiego stanu rzeczy, gdyż w innym przypadku organizm może znaleźć inny sposób na rozładowanie emocjonalnego napięcia. Obgryzanie paznokci należy do kompulsywnych nawyków redukujących nadmierne napięcie emocjonalne. Czasem pojawia się również w momentach znudzenia i braku aktywności – jako dodatkowa stymulacja dla systemu nerwowego. Świadczy to o tym, że dla osób cierpiących na onychofagię, obgryzanie paznokci jest przyjemnością samo w sobie. W momencie kaleczenia dłoni dana osoba nie czuje bólu, przykre skutki odczuwane są później. Jest to możliwe dlatego, że podczas samego obgryzania w krwi osoby cierpiącej na onychofagię wytwarza się hormon szczęścia – endorfina, która eliminuje ból, poprawia samopoczucie i przywraca psychiczną równowagę organizmu. To właśnie ta właściwość samookaleczenia się sprawia, że często przeradza się ono w nałóg, którego pozbycie się jest tak trudne, jak w przypadku każdego innego uzależnienia. Osoba pozbawiona możliwości wykonywania swoich kompulsywnych nawyków, traci sposób na poprawienie sobie samopoczucia, rozładowanie napięcia oraz przywrócenia poczucia bezpieczeństwa. Według lekarzy źródła onychofagii należy poszukiwać w traumatycznych przeżyciach w domu rodzinnym, w okresie dzieciństwa. Choroba może być następstwem dużego stresu, z którym niedojrzała psychika nie jest w stanie sobie poradzić. Niekiedy sytuacja jest inna, obgryzanie paznokci może być także skutkiem nadopiekuńczości, nadmiernych wymagań stawianych dziecku przez rodziców. Specjaliści uważają, iż leczenie onychofagii, podobnie jak w przypadku innych zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych powinno łączyć farmakoterapię z terapią behawioralną. Oznacza to stosowanie pod nadzorem lekarza leków antydepresyjnych oraz tzw. HRT (ang. Habit Reversal Training), czyli treningu zmiany nawyków. Jest to czterostopniowy proces uświadamiania sobie swoich złych nawyków, połączony z nauką relaksacji, prawidłowego oddychania, koncentracji na własnych odczuciach oraz kontroli napięcia mięśni ciała. Istotna jest także nauka techniki kontroli bodźców, która pozwala rozpoznanie i późniejsze eliminowanie czynników związanych z kompulsywnymi zachowaniami. Innymi metodami na pozbycie się nałogu obgryzania paznokci jest hipnoterapia lub terapia poprzez twórczość. Obgryzanie paznokci jest niebezpieczne nie tylko ze względów psychologicznych. Stanowi doskonałą okazję dla mikroorganizmów do rozprzestrzeniania się i rozmnażania. Bakterie, takie jak gronkowiec złocisty, mogą bezkarnie „kursować” między ustami a dłońmi, często zahaczając także o przedmioty, których dotyka pochłonięty obgryzaniem człowiek. Nawyk ten prowadzić może do zakażenia dróg pokarmowych, infekcji bakteryjnych, zarażenia owsikami, tasiemcem lub glistą ludzką. U dzieci dodatkowo wpływa to negatywnie na prawidłowy zgryz.
Obgryzanie skórek towarzyszy bardzo często obgryzaniu paznokci. Ten nawyk wynika podobnie jak w przypadku obgryzania paznokci z wewnętrznego przymusu, stresu, lęku a także chęci poprawy własnego ciała. Zarówno obgryzanie paznokci jak i skórek może wywołać wiele poważnych powikłań. Jednym z nich jest zanokcica (łac. paronychia). Objawia się ropnym zakażeniem i spuchnięciem wałów paznokciowych na stopach lub dłoniach. Znana jest historia młodej dziewczyny, która, gdy zaczęła pracę w szpitalu i zdała sobie sprawę, czego dotykają na co dzień jej dłonie podczas ścielenia łóżek i opatrywania ran, porzuciła nawyk obgryzania paznokci i skórek. W tym przypadku zadziałała „terapia szokowa”. Psychologia proponuje natomiast terapie oparte na rozmowie i odnalezieniu źródła problemu jak i leczenie farmakologiczne.
Wyrywanie włosów
Trichotillomania to kolejne zaburzenie psychiczne polegające na nieodpartej chęci, a nawet wewnętrznym przymusie, wyrywania sobie włosów. Z tego typu problemem boryka się około 2-3% populacji świata, szczególnie kobiety. Uważa się, że u dzieci trichotillomania jest przejawem lęku, tak jak ssanie kciuka czy obgryzanie paznokci. Włosy są wyrywane z dowolnych części ciała, najczęściej jednak z głowy, brwi, rzęs, przedramienia oraz owłosienia okołoodbytniczego i łonowego. Wyrywanie przyjmuje postać krótkiej czynności lub wielogodzinnego „procederu”. Po usunięciu włosy są rolowane, łamane, żute czy zjadane. Czasem wyrywanie łączy się z sytuacją stresową, ale zdarzają się osoby usuwające włosy w sytuacji odprężenia, na przykład podczas oglądania telewizji. Ponieważ trichotillomania jest traktowana jak zaburzenie kompulsywne, wyrywaniu towarzyszy uczucie ulgi, a zaprzestanie wyrywania wzmaga napięcie. Wyrywanie włosów jest dla nich czymś, co łagodzi napięcie psychiczne, przynosi ulgę w sytuacjach stresowych, ale również stanowi lekarstwo na nudę i bardzo często jest czynnością automatyczną, towarzyszącą innym aktywnościom. Najczęściej pierwsze objawy pojawiają się w okresie dorastania, miedzy 12-14 rokiem życia. Niekiedy też we wczesnym dzieciństwie – w tym okresie, trichotillomania spotykana jest tak samo często u chłopców jak i u dziewcząt. Ta, która objawia się później, dotyka przede wszystkim kobiet. Mówi się jednak również o tym, że ze względu na wstydliwość tej choroby i większą łatwość jej ukrycia wśród mężczyzn, przypadków zachorowań wśród mężczyzn może być więcej, ale nie są one ujawniane. Kompulsywne wyrywanie włosów z głowy, nosa, nóg czy innych części ciała należy do Body-Focused Repetitive Behaviors, coraz liczniejszej grupy zachowań kompulsywnych związanych z ciałem. Chorzy na zaburzenia z grupy BFRBs podejmują przymusowe czynności związane z uszkadzaniem swojego ciała i niszczeniem swojego wizerunku. Poza wyrywaniem włosów mamy tu takie kompulsje jak popularne obgryzanie paznokci, drapanie krost a nawet skaryfikacje. Psychiatria widzi dwa możliwe kierunki – psychologiczny, związany z nieuświadamianymi konfliktami, wydarzeniami traumatycznymi i próbą redukcji lęku za pomocą rytuału oraz organiczną, związaną z uszkodzeniem mózgu. W badaniach związanych z natężeniem uszkodzeń mózgu u osób dotkniętych zaburzeniami kompulsywnymi dostrzeżono sporą korelację, co każe sądzić, że przynajmniej częściowo, choroba ta, może być tłumaczona uszkodzeniami organicznymi. Naukowcy z Centrum Medycznego Duke University odkryli, że osoby z tym zaburzeniem mają dwie mutacje w genie SLITRK1. Gen SLITRK1 odgrywa pewną rolę w tworzeniu się połączeń między neuronami. Mutacje mogą powodować, że powstają wadliwe połączenia, a skutkiem tego jest trichotillomania. Badacze podkreślają jednak, że mutacje genu SLITRK1 odpowiadają za mały procent trichotillomanii. Odkrycia zespołu opisano w Molecular Psychiatry. W leczeniu farmakologicznym, psychiatrzy stosują inhibitory wychwytu zwrotnego serotoniny, a najnowsze badania naukowe doprowadziły do odkrycia N-acetylocysteiny, skutecznego w leczeniu choroby afektywnej dwubiegunowej. Na środek w ramach badań klinicznych zareagowało 56% osób. Ten sam aminokwas sprawdza się też w przypadku ludzi kompulsywnie obgryzających paznokcie.
Niekiedy trichotillomanii towarzyszy trichofagia – przymus jedzenia lub przeżuwania włosów. Prowadzić to może do poważnych niestrawności w wyniku pojawienia się w przewodzie pokarmowych tzw. bezoary – kuliste twory składające się z niestrawionych resztek, które niekiedy trzeba usuwać operacyjnie.
Dłubanie w nosie
Dłubanie w nosie lub rhinotillexis (nałóg dłubania) – czynność wydobywania z nosa zaschniętej wydzieliny lub ciał obcych, bądź przemieszczania obiektów w nosie za pomocą palca. Choć stanowi powszechne wykonywaną czynność, jest tematem tabu w wielu kulturach. Szacuje się, że człowiek dłubie w nosie cztery razy dziennie. W sondażu przeprowadzonym wśród 1000 przypadkowych dorosłych Amerykanów otrzymano 254 odpowiedzi. 91% respondentów przyznało się do częstego dłubania w nosie (ale tylko 75% było przekonanych, że robią to wszyscy), a dwie osoby zadeklarowały, że spędzają na tym odpowiednio 15-30 minut i 1-2 godziny dziennie. W badaniu na grupie 200 nastolatków zachowanie takie występowało niemal u wszystkich badanych, średnio 4 razy dziennie.
Dłubanie w nosie niesie ze sobą pewne zagrożenia. Zranienia mogą wywołać infekcje, krwawienie z nosa, a w rzadkich przypadkach perforację przegrody nosowej. Z powodu specyficznego unaczynienia żylnego nosa i otaczających go tkanek, infekcja może rozprzestrzenić się z nosa do mózgu – z tego powodu obszar od kącików ust po szczyt piramidy nosa, włącznie z nosem i kością szczękową, znany jest jako trójkąt śmierci. Scenariusz ten jest jednak bardzo mało prawdopodobny przy zwyczajnym dłubaniu. Zapewne z powodów braku akceptacji społecznej dla tej czynności, zachowujemy sobie wykonywanie tej przyjemności w czasie i miejscu, gdy wydaje nam się, że nikt tego nie widzi. Jednym z takich miejsc jest samochód. Ciekawe, że kobiety tę chwilę oczekiwania na zielone światło zazwyczaj wykorzystują na przejrzenie się w lusterku, na pomalowanie ust albo na przeglądanie zawartości swojej torebki. Niektóre jeszcze przyglądają się swoim dłoniom, a może paznokciom. Mężczyźni natomiast w przeważającej większości robią to co napisaliśmy już na wstępie, czyli zaspokajają jedną ze swoich potrzeb zachowania komfortu oddechowego.
Czynności tej towarzyszy niekiedy mukofagia – spożywanie własnych wysuszonych wydzielin z nosa. Choć nawyk ten budzi powszechne oburzenie, austriacki lekarz pulmunolog Friedrich Bischinger twierdzi, że dłubanie w nosie wpływa pozytywnie na rozwój i prawidłowe funkcjonowanie układu odpornościowego. Podkreśla, że jest to czynność naturalna i nie powinniśmy się jej wstydzić. W przeciwieństwie do obgryzania paznokci i wyrywania włosów, dłubanie w nosie wraz z mukofagią nie wynika z zaburzeń psychicznych.
Niestety stres jest nieodłączna częścią naszego życia, więc z obgryzania paznokci nie można tak po prostu wyrosnąć…