Indoor cycling

27 lipca 2011, dodał: Marta Jęśko
Artykuł zewnętrzny

„Druga!”, „trzecia!”, „i druga!” – nie jest to nowa gra ani kroki taneczne, lecz komendy wydawane przez instruktorkę Indoor cycling, czyli treningu wydolnościowego na rowerach stacjonarnych.

Na początku nic nie zapowiada, że zajęcia, na które trafiłam wycisną ze mnie siódme poty. Spokojna, relaksacyjna muzyka i mozolne pedałowanie w jej rytmie. Po dwóch minutach, (kiedy ja już czuje lekkie zmęczenie) zostaje to zamienione na energiczną piosenkę. Gasną lampy a zamiast nich pojawia się kolorowe dyskotekowe światło. Jako początkująca uczestniczka już po kilku pierwszych minutach czuje jak mięśnie ud odmawiają mi posłuszeństwa „dalej, dalej jedziemy!” – wykrzykuje Kinga, prowadząca z uprawnieniami zdobytymi w Hiszpanii. Muzyka wzmaga napięcie a instruktorka zaleca podkręcić obciążenie. Funkcjonuje to jak przerzutki w rowerze górskim. Im jest wyższa tym ciężej nam pedałować. Pada komenda „druga” zaraz potem „pierwsza” i znowu „druga” po chwili następuje zmiana „czwarta”, „nie poddajemy się, druga”. Oprócz boleści odczuwanej w udach zaczynają doskwierać mi mięśnie ramion, które do tej pory wydawały się być ratunkiem. Stanowią dla mnie podporę, dzięki czemu ulegam złudzeniu, że odciążam uda. Nie jest to prawidłowe. Ręce ramiona i barki pracują razem z nami, ale mają wykonywać znacznie mniejszą prace i nie powinnam ich nadużywać, ponieważ trzeba skupić ciężar ciała na nogach. Czuje jak struga potu cieknie mi po skroni a minęło zaledwie 7 minut. Tempo nie ulega zmianie, ale pozycje na rowerze zmieniamy coraz szybciej. Wyobraźmy sobie kierownice od roweru górskiego tylko wzbogaconą o dłuższe ramiona z poprzecznym drążkiem. Pozycja pierwsza to ręce ułożone na kierownicy najbliżej ciała, pozycja druga jest oddalona zaledwie o kila centymetrów mniej więcej w połowie kierownicy. Trzecia znajduje się na samym jej końcu natomiast czwarta na poprzecznym drążku. Wydaje się ze to nic takiego przesunąć ręce jedynie kawałek dalej. Jednak trzeba uświadomić sobie, że podczas odrywania rąk od kierownicy cały ciężar ciała skupia się na nogach i mięśniach kręgosłupa, które muszą utrzymać ciało w pozycji pochylonej. Poza tym każda z tych (wydawałoby się podobnych do siebie pozycji) zmienia diametralnie ułożenie ciała a co za tym idzie wyznacza inną prace mięśni. Indoor cycling to nie tylko praca nóg, ale także bioder, mięśni brzucha, kręgosłupa, barków i nadgarstków (nie wspomnę o łydkach). Nie są to łatwe zajęcia i wymagają systematyczności. Ponieważ trwają 50 minut mało, która osoba będąca na nich pierwszy raz jest w stanie przejechać całe zajęcia zgodnie z wytycznymi instruktora. „siadamy!” – doczekałam się wreszcie. Ale to nie czas na odpoczynek. Mimo zmniejszenia obciążenia tempo nie ustaje a chwila oddechu nie trwa długo. „wstajemy!” – minuta jazdy, „siadamy!” – znowu minuta jazdy i tak pięciokrotnie. Po kolejnych 5 minutach nieustannego wstawania i siadania przyszedł czas na „Frozen” (z ang. Zamrożony), które polega na unieruchomieniu górnej części ciała i pracy tylko za pomocą nóg. Czuje okropny ból w udach. Nie wytrzymuje i siadam. Dzięki temu zabiegowi cały ciężar ciała spadł na nogi i spowodował ogromne napięcie mięśni brzucha. Przy kolejnej komendzie „Uwaga frozen!” nie podejmuje nawet wyzwania tylko jadę spokojnie we własnym rytmie.

Wreszcie zajęcia dobiegają końca. Muzyka cichnie, światła stają się spokojniejsze a głębokie oddechy, które wykonujemy uspakajają bicie serca. Jestem wyczerpana, rozczochrana i pot się ze mnie leje, ale mimo tego nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to najlepsza rzecz, jaką dla siebie zrobiła w przeciągu ostatnich kilku miesięcy. Wychodzę a po drodze w recepcji kupuje karnet.