Dobra... nakupiłam sobie selera naciowego, żeby mieć coś do zjadania pod ręką. Niby syci, w dodatku bardziej niż surowa marchew, ale i tak ciągle mam problem. I ten problem zaczyna mi bardzo... ciążyć.
Ostatnio miałam ważną uroczystość, o której zostałam poinformowana w ostatniej chwili. Uroczystość, na której przy pełnej auli wręczano mi dyplom, więc wiadomo... musiałam wyglądać super. Zaraz po tym, jak poinformowano mnie telefonicznie, pobiegłam do szafy i tak:
- do sukienki za grube uda się zrobiły, fuj,
- do jednej, drugiej, trzeciej koszuli odpowiedniej na uroczystość za duży brzuch,
- spodni na tyłek nie wciągnęłam, zablokowały się,
- kolejne spodnie dopięłam, ale wyszły boczki.
Miałam dosłownie kilka godzin, żeby ogarnąć nowy strój. Na szczęście znalazłam go już w pierwszym sklepie, ale wydałam fortunę, bo choć koszula droga nie była, to tylko spodnie z najnowszej kolekcji miały pełną rozmiarówkę (za 2 miesiące będą minimum 30% tańsze, cebulaaa). Trochę zabolało, że sama sobie to zrobiłam. Na co dzień noszę raczej elastyczne rzeczy, więc nie zauważyłam, że aż tak popłynęłam... a wiadomo, oficjalne ciuchy są najczęściej z materiału, który się nie rozciąga, więc przymałe spodnie mogłyby zemścić się publicznym upokorzeniem