Moja ulubiona potrawa, najbardziej jesienna w smaku i zdecydowanie jako pierwsza na liście potraw kojarzących mi się z tą porą roku, to zupa grzybowa! Jej przygotowanie nie jest zresztą takie proste i oczywiste, bo nigdy nie kupuję grzybów na targu ani w sklepie...Rozpoczyna się wczesnym wrześniowym rankiem, bo właśnie wtedy wyruszam na wyprawę w gęsty las... Oczywiście nie znajduje się on tuż za moim domem, więc najpierw jadę 25 km autem, a potem zostawiam je u znajomego gospodarza, zakładam kalosze, ciepłą kurtkę i płaszcz przeciwdeszczowy (bo o tej porze w lesie jest bardzo mokro) i o bladym świcie wchodzę do królestwa roślin i zwierząt w poszukiwaniu dorodnych okazów borowików i podgrzybków. W pierwszych promieniach wschodzącego słońca najłatwiej namierzyć te błyszczące od rosy kapelusze, wystające z mchu, liści i igliwia osypującego się z drzew... Wiem, że niestety w ten sposób pozbawiam pożywienia grasujące stadami w lesie ślimaki i inne stworzenia Boże, które też lubią grzyby, ale moje podniebienie przez cały rok tak bardzo tęskni do smaku zupy ze świeżo zebranych leśnych grzybków, że muszą mi wybaczyć:)
Po powrocie czyszczę je i dopiero wtedy zabieram się do gotowania. Niebiańskie zapachy, które opanowują wtedy cały dom, są najprawdziwszym dowodem na to, że już przyszła jesień!