Zgadza się. Prywatność jest potrzebna. W związku bez niej jest nudno, a kiedy wiemy wszystko o partnerze, rozwiewa się tajemniczość. Tylko że są sytuacje, kiedy wcale nie interesuje nas przekraczanie granicy czyjejś prywatności w wyniku ciekawości, zaborczości, kontroli i ktoś nie chce tego robić na co dzień, tylko potrzebuje jednej odpowiedzi na jedno pytanie, a partner/ka się wymiguje i wzbudza większe podejrzenia. Tylko... jeśli tym razem nic nie znajdzie, to czy nie zrobi tego znowu?
Może uznać, że po prostu tym razem się nie udało i trzeba zrobić to ponownie. Polować, aż się upoluje. Czatować, aż się nakryje.
Jak już wspomniałam, zrobiłam to kiedyś. Nie popieram, nie pochwalam, nie zamierzam robić, ale stało się. Przyznałam się. Zresztą on grzebał mi w moim telefonie notorycznie, więc sam zlikwidował tę granicę. Jednak mimo wszystko... te, które też to zrobiły, będą wiedzieć, o czym piszę... kiedy bierze się do ręki cudzy telefon w innym celu niż ten, do którego upoważnia nas druga osoba i to w jej obecności, kiedy robi się to tak, żeby nie widziała, wyrzuty sumienia parzą mózg w momencie dotknięcia dłonią telefonu. To najlepsza odpowiedź na to, czy sprawdzać czy nie.
Z drugiej jednak strony wciąż nurtują mnie pewne sytuacje...
skoro sąd może, to dlaczego partner nie? A jeśli sytuacja nie dotyczy zdrady, tylko spodziewamy się, że ktoś chce zrobić sobie krzywdę lub złamać prawo?