Nie wiem ile osób stosuje zasadę trzeciej randki, która mówi, że na pierwszej jest za wcześnie (bo ona wyjdzie na łatwą, a on na tego, który chce jednego), na drugiej lepiej się poznajemy, bo jest już swobodniej, a pierwsze wrażenie za nami i wypadło dobrze, skoro jest randka nr 2, a na czwartej jest już za późno Dla mnie to bzdura. Każda znajomość rozkręca się indywidualnie, czasami chce się ją utrzymać, a czasami chodzi tylko o przygodę.
Chyba trzeba siebie wybadać nawzajem - czego od siebie chcemy i jeśli to ma być coś więce, to nie sądzę, żeby ktoś poczuł się odrzucony, jeśli z tym poczekają.
Najszybciej mi się zdarzyło przy drugim spotkaniu, przy czym to nie było takie spotkanie typu randka (jakieś wyjście do kina i hop do wyrka), tylko spędziliśmy ze sobą cały dzień... a nawet całą noc wcześniej. I tak mi się nie podobało To znaczy o znajomość utrzymywaliśmy jeszcze przez kilka lat, mimo znacznej odległości. Chłopak naprawdę fajny
Hahah, powiedział mi kiedyś coś takiego: "W moim łóżku zawsze będzie dla ciebie miejsce"
Ok, zdarzyło się raz... to nie jest miłe wspomnienie, ale był epizod na imprezie, a właściwie to miała być impreza, a okazało się, że będziemy tylko we dwoje i było miło, dopóki nie pojawił się alkohol. Pewnie nie powinnam w takiej sytuacji pić i jakoś się wymiksować, ale powiedziałam sobie "a co tam", a najlepsze jest to, że cztery osoby chciały się tego wieczoru ze mną spotkać i cztery razy odmówiłam, żeby spotkać się z nowo poznanym gościem. Wiecie, jakby znak.
Poza powyższymi różnie to wyglądało. Ogólnie rzecz biorąc miałam taki okres, kiedy... trochę... eee... korzystałam z życia, bo tak się na to mówi niekiedy. To dla mnie istnieje tylko w bliższej relacji, natomiast [b]bliską[/b] relacji nie nazywamy po kilku spotkaniach, nawet jeśli czujemy od pierwszej rozmowy, że coś nas z kimś łączy wyjątkowego.
Ostatnio edytowany przez niechcemisie (2015-06-06 18:49:06)