Sama kilka lat temu tkwiłam w toksycznym związku i byłam notorycznie zdradzana. Oczywiście wtedy nie miałam tej świadomości. Ukochany mój traktował mnie jako kobietę tymczasową, w wolnych chwilach intensywnie polował na inne obiekty. Upolował jeden. Oszukiwał nas obie kilka miesięcy, aż zdobył się na przebłysk ludzkich uczuć i oznajmił mi, że kogoś ma i że to z nią chce być i że to koniec z nami. Ciężko to zniosłam, tym bardziej, że z czasem wyszła cała prawda, którą teraz opisuję. Było mi tym bardziej niefajnie, gdy dowiedziałam się, że jestem oskarżana przez ową szczęśliwą wybrankę, że ciągle próbuję tego przewspaniałego samca odzyskać i ciągle mieszam mu w głowie i że go dręczę różnymi sposobami. Słowem w swoim towarzystwie przypięli mi oboje łatkę "socjopatki", "dręczycielki" itd. Tyle, że to nie byłam ja. Ja jestem typem smucąco-zawodzącym ale nie nachalnym. Mało tego, to on zjawił się pewnego dnia i z szelmowskim uśmiechem stwierdził, że skoro jestem sama to mogę z nim sypiać nadal... Podziękowałam za tą 'wspaniałą' propozycję. Z czasem doszły mnie słuchy, że owy książę romansuje na prawo i lewo z różnymi kobietami w różnych miastach i jednocześnie nadal tworzy przeszczęśliwy związek z tą wspaniałą wybraną istotą. Słyszałam też plotki, że niektóre jego 'romanse' same zjawiły się u progu ich drzwi i się awanturowały. Mijały lata. Na linii On-Ja była totalna cisza. Zmieniłam e-mail, telefon, nawet adres. Niedawno wróciłam w rodzinne strony. Naturalna sprawa, że nie chowam się w domu tylko muszę istnieć w społeczeństwie. No i gdzieś mnie wypatrzył na mieście. I wczoraj stanął w moich drzwiach tak jak kiedyś. Skomplementował mnie ogromnie, wycałował i wyściskał w granicach przyzwoitości. Na koniec zostawił mi swój numer telefonu i rzucił mimochodem, że jest zawsze chętny i gotowy do zaspokojenia mojej samotnej kobiecości. Tak, on nadal jest w związku z tą dziewczyną z początku opowieści. Poczułam taki niesmak, że o mało nie zwymiotowałam. Kiedyś bardzo się zastanawiałam co takiego ma ona, czego nie mam ja, że on wybrał ją. Nie ukrywam, że byłam zazdrosna, cierpiałam, że mnie odrzucił. Wczoraj do mnie dotarło, że to, że mnie rzucił to było najlepsze co dla mnie mógł zrobić. Zrozumiałam, że zamiast zazdrościć następczyni to powinnam jej była współczuć. Teraz to wiem. Dziwne uczucie....jednak niesmak pozostał.
Do dziś nie wiem, co sprawia, że jedne kobiety faceci segregują jako te "do życia" a inne "tylko do łóżka". Zaznaczę, że jestem normalną kobietą, dbam o siebie ale do wampa i kociaka to mi daleko, nie jestem wulgarna, nie jestem nachalna. Pojęcia nie mam co ze mną jest nie tak, że zostałam potraktowana w taki sposób. Dodam, że następne znajomości kończyły się szybko, bo Panowie nie mieli cierpliwości , by się ze mną prowadzać za rączkę dłużej niż miesiąc, a ja nauczona poprzednikiem nie chciałam być materacem. Jednak nadal nie pojawił się nikt, kto by się najzwyczajniej w świecie starał i rokował na normalną - zdrową relację. Więc pytam dlaczego?