Temat: Moja żona przegrała walkę z rakiem
Dla upamiętnienia Krystyny w kwietniu 2016 r. powstał tekst, który może stać się piosenką - zapraszamy do zgłaszania się osoby, które chciałyby podjąć się skomponowania muzyki do niego. Autor tekstu jest otwarty na współpracę:
"MULTIKINO"
Ktoś włączył marzenia i ciszą błysnęło,
popcorn opada i gaśnie.
Multikino - chłopak z dziewczyną,
popcorn zbliża dłonie, z kina wyjdzie ich dwoje.
Czy Bóg ukradł mu kobietę?
Był taki film - czy mu się śniło?
W ogrodzie są kwiaty i śpiew,
tam jej nie ma.
W pościeli gniewnej jak gniew,
że jej nie ma
Czy wśród Krystyn - Krystyna gdzieś jest?
Też jej nie ma...
Pustych krzeseł zbyt pełno tam było,
w każdej sali marzenia lub śmiech.
Jest taki film, którym mi życie groziło:
Bóg ukradł mi kobietę, gdy byliśmy otuleni pajęczyną.
Uśmiechnięci, niedospani, z rachunkami,
nierozłączni, oszukani, wszechobecni...
W ogrodzie są kwiaty i śpiew,
tam jej nie ma.
W pościeli gniewnej jak gniew,
że jej nie ma
Czy wśród Krystyn - Krystyna gdzieś jest?
Też jej nie ma...
Multikino to nasze życie i sen.
Multikino to obraz i dźwięk.
Multikino - choć nie chcesz, w tym filmie jest śmierć.
Multikino - jeśli tam jesteś - to siedź.
W ogrodzie są kwiaty i śpiew,
tam jej nie ma.
W pościeli gniewnej jak gniew,
że jej nie ma
Czy wśród Krystyn - Krystyna gdzieś jest?
Też jej nie ma...
Multikino to nasze życie i sen.
Multikino to obraz i dźwięk.
Multikino - choć nie chcesz, w tym filmie jest śmierć.
Multikino - jeśli tam jesteś - to siedź.
* * *
Moja żona przegrała. Przegrała walkę z rakiem. Zdrowie jest darem, o który należy się troszczyć, ze szczególną wrażliwością – tak samo dla siebie, jak i dla innych.
Żegnamy kobietę pełną życia, dynamiczną, złaknioną kontaktu z innymi ludźmi. Każda śmierć przychodzi nie w porę, za wcześnie, dla nas szczególnie.
Miejmy nadzieję, że jej szczery uśmiech, którego brak pogrąża nas w bólu, będzie cieszył Pana.
Pragnąłbym, w tym miejscu podziękować w imieniu własnym i syna Tomasza, wszystkim zgromadzonym, Kapłanowi i tym nieobecnym, którzy wspierali nas w tych trudnych chwilach. Mając świadomość ułomności własnych słów, pragnę przywołać słowa poety, księdza J. Twardowskiego – „Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”. Te słowa w moim imieniu odczytał kapłan w kościele św. Stanisława Kostki w Krynicznie podczas mszy pożegnalnej w dniu 05.11.2014.
Opisałem fakty, literacka fantazja pozwoliła mi czasami nadać trochę inny, interpretacyjny, osobisty punkt spojrzenia na to, co wokół, pozwoliła przemycić w wieczną przestrzeń słowa, ból, którego razem zaznaliśmy.
Koniec sierpnia 2012 roku.
Wysłałem żonę do lekarza. Dość często pojękiwała, postękiwała – który chłop to lubi. Był to czas, gdy znów byłem zarejestrowany jako bezrobotny – bez prawa do zasiłku, ale do opieki medycznej dla siebie i żony. Nie był to żaden szczególny dzień, ani żaden inny. Byliśmy w aptece obok przychodni zdrowia.
- Idź – wskazałem na budynek. W tym dniu, o tej porze nie działo się nic. Ot, tak po prostu – ten świat i ona do tego świata należeli z całym bogactwem inwentarza naszego życia. Taka jest indywidualna i społeczna zgoda na ten padół. Jego piękno, cele, które wyznaczyła nam biologia, i te nasze życiowe, które sami sobie wyznaczyliśmy. ważne, małe, bieżące. Z tego świata wysłałem żonę do świata medycyny. A to jest inny, inkwizycyjny świat NFZ. Nie wystarczy podnieść rękę i wyartykułować swoje racje, by ktoś chociażby z łaski cię wysłuchał. Tam, jak w mafii, nie wiadomo kto rządzi, kto personalnie za tym stoi.
- Mów to bezrobotnemu, bez grosza przy duszy.
W tym momencie i w tym miejscu to była moja decyzja. Moja decyzja, która dotyczyła drugiej, ukochanej osoby. Słuszność tej decyzji wydaje się być oczywistą, dla wszystkich poza mną.
W wieku 58 lat kobiety, oprócz zmęczenia biologicznego materiału, mają indywidualne defekty funkcji poszczególnych organów, samopoczucia danego przez czas i całego związanego z bólem istnienia, bądź przemijania.
Od tego momentu minęły ponad dwa lata. Od miesięcy pali się świeczka obok zdjęcia Myszki.
Próbuję pisać, bo nie wiedzieć czemu muszę. Muszę powiedzieć Jej i sobie o sensie bólu, którego doświadczyła. Bólu, w całym jego odrażającym spektrum bezsensowności. Na szczęście dostępnym tylko „tamtym”. Bólu na szczęście – dla kogo? Uczestniczyłem w cierpieniu żony. Gdy była poza domem, w większości nie pozwolono, by to ból decydował. Niewyobrażalność jego istnienia w każdym z nas, jest błogosławieństwem wszystkich uśmiechniętych.
Pragnęła tych świąt bożonarodzeniowych A.D. 2014. Wszyscy pracodawcy w Niemczech wiedzieli, że wróci dopiero po nich. Przepraszała, że to odległa granica powrotu do zdrowia. Tego terminu dotrzymała.
Jeśli miała wątpliwości, to dzieliła się nimi jedynie z Gośką. Czasami, przypadkiem, w formie żartu, z personelem. Wiem od innych. Wiedziała bowiem, że ze mną taka rozmowa skończy się, zanim się zacznie. Było oczywiste, że wróci do domu na długo przed. Cieszyliśmy się wspólnie ze wzrastającej ilości drewna – proporcjonalnie do pomocy rodziny.
- Myszka – gdy wrócisz, ciepło musi być.
Moja wiara w tę myśl była sinusoidalna, jej constans. Dbałem o to drobiazgowo.
- Podjąłem decyzję. Słuszną w 1000% - wtedy.