Cóż... nie chciałabym być z żadnym z tych, z którymi już byłam. Nie jest to kwestia niedopasowania, ani też przeświadczenia, że ludzie się nie zmieniają, bo zmieniają się, choć nigdy całkowicie. Ja sama zmieniłam się przez lata bardzo, dostrzegam to wyraźnie, choć to proces długotrwały i wciąż w toku, ale wiem, że gdybym miała być z którymkolwiek z dawnych partnerów, to szybko by się okazało, że nie zmieniło się akurat to, co najbardziej mi w nich dokuczało Z dużym prawdopodobieństwem kolejne rozstanie miałoby tę samą przyczynę.
Przede wszystkim uważam, że jeśli związek był z kategorii tych poważniejszych, to i przyczyna rozstania musiała być istotna. A skoro tak, to zostaje w nas jakiś uraz albo przynajmniej wyciągnięte po rozstaniu wnioski, które każą nam myśleć, że nie tędy droga, nie z tą osobą przejdziemy przez życie. Nie moglibyśmy już w pełni zaufać, albo mamy w pamięci fakt, że zostaliśmy skrzywdzeni. Wiemy już, do czego jest zdolny partner, wiemy, że ludzie czasem okazują się być kimś innym, niż nam się wydaje.
Poza tym przypuszczalnie próbowaliśmy przed rozstaniem różnych rozwiązań, staraliśmy się związek naprawić i nie udało się. Wyczerpaliśmy możliwości.
Rzadko kiedy zdarza się inaczej.
Jeśli ktoś czuje się na siłach próbować ponownie, to wszystkiego dobrego. Szczerze. Bo może się uda. Może nie rozstali się przez żadne świństwo, może po prostu nie dorośli wtedy do związku, a teraz już tak. Tylko pamiętać trzeba, że szkoda życia na dawanie kolejnej szansy ufając, że tym razem bardziej pomyślne wiatry zawieją, bo to co było, nie stało się przypadkiem, i teraz też nie będzie tak, że przypadkiem wyjdzie inaczej.