[quote=amelia]Tak dziś myślę: Dlaczego ludzie tak lubią przypinać innym łatki? Nie chcę uchodźców w Polsce to od razu zaszufladkowali mnie jako prawicową babę, choć to jest nie prawda. Nie lubię dzieci i nie chcę ich mieć - jako zimną karierowiczkę, gorszą kobietę, bo jak mogę nie lubić dzieci? Nie jestem kobietą pozbawioną uczuć, jestem wrażliwa na czyjąś krzywdę w tym cierpienie zwierząt. Mam prawo mieć swoje zdanie, mam prawo postępować zgodnie ze sobą. Nie lubię takiego piętnowania.[/quote]
Też jestem łatkowana. I zgadzam się z Tobą - mamy prawo postępować zgodnie ze sobą, przynajmniej dopóki działamy w granicach prawa i nie krzywdzimy tym innych celowo.
Ja na przykład uważam, że nie każdy muzułmanin to terrorysta, więc nazywają mnie obrończynią uchodźców i przyjaciółką brudasów, mimo że mój pogląd nie wyraża opinii odnoszącej się do kryzysu migracyjnego, a jedynie odnosi się do kultury i religii osób zamieszkujących głównie Bliski Wschód i do zjawiska zwanego terroryzmem.
Również nie chcę mieć dzieci. Nie że nie lubię, ale nie chcę mieć własnych, nie planuję zakładać rodziny, mam inny plan na życie. Otoczenie uważa, że to nie jest normalne nie chcieć, nie pragnąć, nie dążyć do tego, że wynika to ze złych doświadczeń z partnerami, ze strachu itp. itd. Nie mówię, że zawsze będę anty, ale jest mi dobrze samej i nie widzę siebie w roli matki zupełnie. Nie pociąga mnie to w najmniejszym nawet stopniu.
Te przykłady i kilka innych każą mi wysnuć wnioski, że jeśli coś jest ogólnie przyjęte za wzorzec, to [b]niektórym[/b] ludziom wydaje się, że wszystko, co od niego odbiega, jest niewłaściwe, szkodliwe, wynika z problemu, jest karygodnym odstępstwem, czymś chorym i nienormalnym, wbrew naturze. Szkoda, że tak niewielu ludzi uznaje cudze prawo do odrębnego myślenia za naturalne zjawisko, i że tak wielu traktuje odmienne poglądy jako atak na swoje.
Jeśli ja uważam, że nie każdy muzułmanin chodzi i wysadza ludzi w powietrze, to nie jest to atak skierowany na pogląd drugiej osoby, która nie chce żyć pomiędzy innowiercami. Nie chce i ja to rozumiem i szanuję, ale niepotrzebnie ktoś traktuje wyrażanie moich własnych poglądów jako próbę wpłynięcia na cudze, bo nie każę nikomu kochać Afgańczyków czy dążyć do integracji z Pakistańczykami, ale to niesprawiedliwe generalizować i może rzeczywiście chciałabym to ludziom uświadomić (to, że nie każdy Polak jest złodziejem samochodów, nie każdy chrześcijanin to moher i że nie każda muzułmanka trzyma granat w torebce), ale nikomu nigdy nie próbowałam zaszczepić sympatii do muzułmanów, tym bardziej, że mają pewne zwyczaje, którym sama jestem przeciwna. Zapomina się jednak o tym, że muzułmanie też są ofiarami terroryzmu, bo to fanatyczni islamiści zabijają. I niepotrzebnie przeciętny rozmówca podczas poruszania tego tematu reaguje agresją, obrażając przy tym innych, bo inteligencję poznać można między innymi po tym, że człowiek nie ucieka się do tak niskich zachowań, żeby przeforsować własną opinię.
Jeśli ktoś mi powie, że głosował na PO, bo podoba mu się ten czy tamten punkt ich programu, albo partia jest opozycją dla innej, z którą pod tym czy tamtym względem się nie zgadza, to jakoś nie czuję się przymuszana do przyjęcia jego poglądów, ani w żaden sposób zagrożona, bo niby czym? Wymianą poglądów? Tym, że dowiem się co myśli o jakiejś sprawie? Mogę się z nim nie zgodzić. Mogę powiedzieć dlaczego. Mogę mieć inne zdanie. Może jeśli on powie swoje, a ja swoje, to wiedza nas obojga będzie bogatsza.
Jeśli mi powie, co myśli o islamie, uchodźcach, multikulturowych społeczeństwach to będzie to temat wzbudzający emocje i pewnie w niejednym się nie zgodzimy, choć są takie aspekty, w których będziemy mieć podobne zdanie, ale tego już nie dostrzeże, bo od początku będzie mnie traktował jako przeciwnika w dyskusji. Tak... przeciwnika.
Co do drugiej sprawy... niby mamy naturalnie zakorzenioną potrzebę prokreacji, ale świat się zmienia, kształtujemy warunki na nim panujące i dziś już nasze potrzeby w dużej mierze ewoluowały pod wpływem tej ingerencji w naturę. Nasze decyzje wynikają coraz częściej z indywidualnych upodobań i świadomego wytyczania ścieżek życia, nie z konieczności, jak było to kiedyś.
Decyzja o posiadaniu potomstwa należy dziś do nas, nie do natury. Ktoś pragnie rodziny - zakłada, ktoś inny woli spędzić życie inaczej - ok. Czy tylko u duchownych akceptuje się bezdzietność?
Za niewłaściwe uważam mieć dzieci i ich nie chcieć, a nie nie chcieć i w związku z tym nie mieć. Czy to naprawdę komuś przeszkadza, że nie chcę? Komu i dlaczego? Czy to w jakiś sposób utrudni jego życie, ograniczy jego swobody, stanie się przeszkodą na drodze do osiągania jego własnych celów? Jeśli ma własne dzieci i doświadcza z tego powodu ogromnego szczęścia i nie jest w stanie sobie wyobrazić, że ktoś może tego nie chcieć, to zapomina o tym, że różnych ludzi uszczęśliwiają różne rzeczy i różne osoby.
Żyjmy i dajmy żyć innym - taka myśl na dziś. Taki banał, ale w dalszym ciągu nie został w pełni zrozumiany i nie jest praktykowany.