Zmuszona stanem swoich zębów, postanowiłam szarpnąć się na leczenie w prywatnym centrum stomatologii. Do tej pory byłam słusznie niezadowolona ze świadczonych usług. Doszło nawet do tego, że nabawiłam się lęku przed dentystą i to nie przed bólem, ale przed kosztami, ponieważ ostatniej dentystce płaciłam za... niszczenie swoich zębów.
Strach przed tym, że płaci się dentyście, a potem brakuje pieniędzy na to, żeby naprawić te szkody sprawił, że przez ponad dwa lata nie chciałam nawet zajrzeć do gabinetu.
Centrum, w którym dopiero zaczynam leczenie, a z jakim efektem to się okaże, budzi we mnie większe zaufanie, niż pojedyncze gabinety. Jest doskonale wyposażone w świetną, nowoczesną aparaturę. Wiem, że umiejętności, doświadczenie i staranność dentysty ocenia się dopiero na podstawie wykonanej przez niego pracy, więc nie chcę chwalić dnia przed zachodem słońca, ale bardzo podoba mi się fakt, że leczenie jest uzgadniane przed jego rozpoczęciem, a pacjent otrzymuje kosztorys. Zanim ustaliłam wraz z dentystą co i jak, zrobiono mi cyfrowe zdjęcia RTG całej szczęki górnej i dolnej i dostałam też rozpiskę leczenia.
Nie wiem, czy będę zadowolona, ale fakt, że lekarz konsultuje ze mną działania zanim je podejmie sprawia, że nabieram do niego zaufania. Była dentystka miała wypełnić ubytek tworzący się między zwartymi górnymi jedynkami... wypiłowała mi diastemę. Wyszłam zatem z gabinetu z większą dziurą niż weszłam.
Ostatnio edytowany przez niechcemisie (2016-02-27 17:11:51)