Eko Targ w Łodzi Off Piotrkowska – zdrowie na widelcu
Łatwo jest powiedzieć, że jedzenie już nie tak smaczne, a z pewnością nie tak zdrowe jak kiedyś.
Że wszędzie pełno chemii. Że chleb to sama wata bez smaku. Że w pasztecie z pewnością jest cała tablica Mendelejewa, ale nie mięso. Tymczasem prawda jest ciut inny. Wystarczy odrobinę się rozejrzeć i poszukać. Ja właśnie podjęłam takie wyzwanie i dokładnie w sobotę 15 marca skierowałam się w stronę EKO TARGÓW ulica Piotrkowska 138/140.
Trafić tam wcale nie tak łatwo. Najpierw odnaleźć trzeba Off Piotrkowską. Miejsce reklamowane jako popularna strefa spotkań wciąż bardziej straszy niż zachęca. Jednak nie należy się zrażać. Do EKO TARGÓW przejść należy cały plac (w przeszłości zapełniony przez budki chińskie), minąć Meg Mu i zatrzymać się. Informacje o targach łatwo przegapić. Pierwsze drzwi po lewo od afrykańskiej restauracji i jestem na miejscu.
Śmiało wchodzę więc do środka i pierwsza osoba z którą rozmawiam to, co prawda bardzo miła, ale lekko namolna, Pani przekonująca mnie do oddania swojego podpisu pod petycją. A na co? Na bardzo ekologiczną, tyle że partię. Żeby miała możliwość zaszczycenia swoimi postulatami parlamentu europejskiego. Kulturalnie pytam więc o poglądy. Pani tłumaczy, że mój podpis to jeszcze nie głos i zaczyna recytować tysiące frazesów. Boję się podjąć dyskusję bo na targi przyszłam względnie późno, a polityka, wiecie sami… Obiecuję się więc zapoznać, biorę karteczkę i idę do Miłych Ludzi. Dla odmiany mam tu na myśli restaurację, która proponowała wiele ciekawych wyrobów. Granat i buraczki na tarcie? Czemu nie. Poza ciekawostkami kulinarnymi dowiaduję się też sporo o samej imprezie. Odnotować należy, że eko targi odbywają się co sobotę, między 9, a 15, być jednak wypada jak najwcześniej.
Idę więc dalej, cykam zdjęcia, rozmawiam o jedzeniu. Wdycham zapachy, kosztuje smaki. Czuję się jak ryba w wodzie. Przystaję przy stoisku z pieczywami. Na targach jest ich kilka. Dowiaduję się o chlebie z czarnuszką. Dopytuję o pieczywo z suszonymi pomidorami. Wszystko zaś wypiekane na zakwasie! I to nie byle gdzie bo w prawdziwym piecu na opał. Kształty wypieków przeróżne!
Coś dla siebie znajdzie też miłośnik słodyczy. Kto wie czy nawet nie za dużo. Z pewnością podczas eko targów lepiej nie być na diecie! Ciekawą ofertę przedstawiła Pani od browni. Otóż jak zobaczyłam nie jest to tylko jedno ciasto, a wiele wersji. Z chili? Żaden problem! A na nadchodzące święta mazurek…z browni!
Gdy jednak lubimy gotować, a słodkości to jedynie składnik do wyboru mamy miody z pasieki „Dębowa”. Stoisko to może przyprawić o zawrót głowy każdego łasucha. Kubuś Puchatek byłby w raju! Mi też ciężko uwierzyć, że miód może być różowy. Dokładnie, z maliną lub truskawką i wanilią. A jest jeszcze z pomarańczą, cytryną, cynamonem, wersje dwukolorowe i zupełnie białe. Można powiedzieć: do koloru do wyboru. A wszystkie te cuda, jak zachwala Pan ze stoiska, dostępne w sklepie na Rzgowskiej 101.
Zaskoczeniem były dla mnie również niepozornie wyglądające kotleciki od Falafel. Jak się potem dowiedziałam, całkowicie wegetariańskie dzięki przyrządzeniu z ...ciecierzycy. W smaku zaskakująco intensywne. Z ulotki dowiaduję się, ze są to smaki orientalne, o wyjątkowych walorach zdrowotnych.
Gdyby jednak wegetariańskie gusta nie były naszymi, dostępne są też mięsne stoiska. A wśród nich wiele wyrobów takich jak pasztety. A nic z nich nie ma konserwantów i jakichkolwiek sztuczności. Wprost palce lizać.
Oszołomiona tym wszystkich wychodzę i zapominam o chlebie który miałam kupić. Gdy wracam półtorej godziny później nie zastaje już wybranego stoiska. Była więc racja w tym, że najwięcej zobaczyć można od rana. Żałuję również, że akurat tego dnia nie było żadnych kulinarnych blogerek. Ale nic straconego! Są jeszcze inne soboty! A moje poszukiwania zdrowej, dobrej żywności dopiero się rozpoczęły.