Dystrykt 9

5 września 2010, dodał: Alicja67
Artykuł zewnętrzny

file1283685703

Do moich ulubionych filmów science-fiction miałam okazję całkiem niedawno dodać „Dystrykt 9″. Film na mnie zrobił piorunujące wrażenie. Już dawno czegoś takiego nie oglądałam w kinie. Choć nie był to horror, to bałam się równie mocno, bo do ostatnich chwil trzyma on widza w napięciu. Ten obraz zaskakuje pod wieloma względami. Miejsce akcji, nieprzypadkowo Afryka, to właśnie nad Johannesburgiem zawisł statek obcych. Po drugie, sami obcy. Nie były to stworzenia wrogo nastawione, wręcz przeciwnie, potrzebowały ludzkiej pomocy. Człowiek, nie wiem czy pieszczotliwie ale ochrzcił ich mianem krewetek i rzeczywiście było to celne porównanie. Tak więc nasze krewetki dostają opiekę medyczną i wyżywienie, jak również specjalną dzielnicę, tytułowy Dystrykt 9, w którym mogą zamieszkać. Sielanka mogła by trwać długo, ale już taka jest natura człowieka, czy też w ogóle istot żywych, że każde szuka swojej niszy, a te ludzkie i nowych przybyszów, zaczęły się niebezpiecznie pokrywać. Warto wspomnieć, iż kosmitom zabrano ich broń, tak więc stali się oni całkiem bezbronni, zdani na łaskę lub niełaskę ludzi. Dystrykt 9 przekształcił się szybko w dzielnicę slumsów, krewetki zaczęły szukać pożywienia (wątek humorystyczny – karma dla kotów) poza ustalonymi granicami, przez co zaczęły narastać konflikty. Nie wiem na ile film ten próbował liznąć tematyki apartheidu, ale wydaje mi się ona całkiem trafioną, biorąc pod uwagę dyskryminację i nieludzkie traktowanie, jeżeli o takim można mówić w przypadku kosmitów. Podobał mi się szczególnie tekst jednego mieszkańca Johannesburga: ” Żeby oni chociaż byli innej narodowości, czy też koloru skóry, ale oni nawet nie są z tej planety!”. Tak więc pod naciskiem społecznym zaczyna się akcja wysiedlania krewetek do można to nazwać „obozu uchodźców” oddalonego ok. 200 km od miasta. Naprawdę cała ta tematyka jest niezwykle nowatorska i ciekawa, sam obraz utrzymany jest w konwencji lekko turpistycznej, co dodatkowo dodaje mu smaczku. Można się o tym przekonać, oglądając przemianę głównego bohatera w krewetkę, w wyniku nieszczęśliwego wypadku. W tym momencie warto wspomnieć o doskonałej kreacji Sharlto Copley’a, który według mnie zagrał rewelacyjnie. Dzięki temu wątkowi widz ma możliwość zobaczyć jak cała ta sytuacja wygląda od strony obcych, na pozór bardzo podobnie. Oni też mają swoje rodziny, krewnych i pragną wrócić do swoich, gdyż wiedzą że ich czas na Ziemi dobiega już końca. Film niskobudżetowy, ale na żadnym kroku nie dało się tego odczuć, efekty specjalne rewelacyjne, poza tym genialny scenariusz i obsada nadrabiała całość. Choć film o kosmitach, to znalazło się w nim miejsce na ukazanie dramatu niewinnego człowieka, jego bezradności, ale zarazem przemiany, która pozwoliła mu zrozumieć wiele spraw. Ciekawa była też stylistyka w jakiej „Dystrykt 9” został utrzymany, a mianowicie był to pewien rodzaj dokumentu, dzięki czemu film zyskał na wiarygodności i miało się dziwne odczucie, jakby gdzieś taka sytuacja miała już miejsce. Można by wiele mówić jeszcze o tym filmie, choćby o paru ciekawych wątkach pobocznych, ale wydaje mi się, że żadne słowa nie oddadzą niezwykłego klimatu tej produkcji, naprawdę warto pójść do kina i samemu się przekonać, bo według mnie jest to dzieło na miarę przełomu w kinematografii science-fiction. Ale ostrzegam, jest to na pewno film dla ludzi o mocnych nerwach, sama byłam świadkiem, jak niektórzy w trakcie wychodzili…