Według statystyk Światowej Organizacji Zdrowia na depresję cierpi 121 milionów ludzi. Z tej liczby 1,5 – 2 milionów to nasi rodacy. W przypadku Polaków osób z depresją może być nawet więcej, bo tylko ok. połowa z nas szuka pomocy u lekarza. Niepokojące objawy to głównie obniżenie nastroju – smutek, przygnębienie, czyli to, co młodzi opisują jako dołek psychiczny. Druga grupa objawów to utrata możliwości przeżywania przyjemności i satysfakcji. Czyli nic nas nie cieszy, nic nie interesuje. Trzecia zaś to obniżenie napędu do działania, takiej siły wewnętrznej, która nas skłania do tego, żeby coś zrobić. Kolejna rzecz to zaburzenia snu, lęk, napięcie oraz ogólna drażliwość. Do tych objawów mogą dochodzić dolegliwości cielesne, np. rozmaitego typu bóle, suchość w jamie ustnej, u kobiet zaburzenia miesiączkowania.
Do tej pory do rozpoznawania depresji stosowane były testy psychologiczne. Tzw. test Becka jest to skala samooceny i służy do przesiewowego rozpoznawania u siebie objawów depresji. Jednakże jest to tylko narzędzie pomocnicze, nie zastąpi badania lekarskiego. Nie jest to diagnoza – ocena powinna dotyczyć samopoczucia w wybranym okresie czasu: ostatniej doby, ostatniego tygodnia lub ostatniego miesiąca (należy przy udzielaniu odpowiedzi stosować jednakową miarę czasu). Natomiast skala Depresji Hamiltona to test obserwacyjny, co oznacza że przeznaczony jest do wykonania nie przez pacjenta, ale przez lekarza prowadzącego (może to być prowadzący pacjenta psychiatra czy lekarz rodzinny). Błędem jest wykonywanie tego testu depresji samodzielnie i w oparciu o autodiagnozę odpowiadanie na pytanie „czy mam depresję”. Obecna własna będzie bowiem zaburzona i może doprowadzić chorego do niewłaściwych wniosków. Skala Depresji Hamiltona powstała w 1960 roku i składa się z 21 pytań (z których pierwsze 17 to pytania diagnostyczne). Lekarz w oparciu o zagadnienia oraz 5 punktową skalę (gdzie 0 oznacza „nie stwierdza się” a 4 – „skrajnie ciężkie nasilenie”), stosuje się też niekiedy uproszczoną skalę 3 punktową.
Obecnie skuteczność terapii antydepresantami można ocenić dopiero po około miesiącu od chwili, gdy pacjent zaczął je przyjmować. Te cztery tygodnie oczekiwania są zazwyczaj niezwykle ciężkie zarówno dla chorych, jak i ich najbliższych. Prof. Rasnick odkrył, jak za pomocą testu krwi diagnozować, a następnie sprawdzać skuteczność leczenia depresji. Amerykański naukowiec zajmował się badaniami tzw. glikoproteiny Gs alfa. Jest to rodzaj białka, który znajduje się w błonie komórkowej, czyli zewnętrznej otoczce komórek ludzkiego organizmu. Naukowcy spostrzegli, że w tkankach osób, które odebrały sobie życie z powodu depresji, niemal wszystkie glikoproteiny Gs alfa tkwiły w tratwach lipidowych. Jest to o tyle ważne, że informacje o położeniu owej glikoproteiny w obrębie błony komórkowej można uzyskać nie tylko po przeprowadzeniu autopsji (jak to zrobiono w badaniu), ale również na podstawie testu krwi. Według profesora Marka Rasnicka test taki spełni dwie funkcje. Po pierwsze daje możliwość obiektywnego sprawdzenia, czy u pacjenta rzeczywiście występuje depresja: odpowiedź brzmi „tak”, jeśli glikoproteiny koncentrują się w obrębie tratw lipidowych. Po drugie pozwala ocenić skuteczność leczenia. Wiadomo bowiem, że pod wpływem leków przeciwdepresyjnych część cząsteczek Gs alfa opuszcza tratwy lipidowe i przesuwa się w inne miejsca błony komórkowej. Proces ten jest widoczny już po kilku dniach w komórkach krwi, natomiast dopiero po kilkunastu dniach do miesiąca w komórkach mózgu (co tłumaczy być może, dlaczego na efekty kuracji przeciwdepresyjnej trzeba tyle czekać). Jeśli zatem kuracja działa, badanie krwi wykaże, że glikoproteiny opuszczają tratwy lipidowe. To upewni pacjenta i lekarza, że zastosowane leki są właściwe i że przyniosą zamierzony skutek.
doświadczenia i możliwości lekarza prowadzącego diagnostykę. Dołączenie obiektywnego testu biologicznego mogłoby poprawić celność diagnozy oraz śledzić odpowiedź poszczególnych pacjentów na leczenie – komentuje współautor pracy George Papakostas. Wcześniejsze próby opracowania testów na depresję opartych o pojedynczy składnik chemiczny z krwi lub moczu nie prowadziły do powstania wystarczająco czułych i specyficznych metod. Czułość testu oznacza jego zdolność do rozpoznawania wszystkich chorych osób jako chorych, a swoistość – do wykluczania schorzenia u osób zdrowych. Nowy test polega na pomiarach we krwi 9 związków, tzw. markerów. Są to substancje powiązane m.in. z procesem zapalnym (np. rozpuszczalny receptor dla czynnika nekrozy nowotworów alfa – TNF-R2), rozwojem i przeżyciem neuronów (np. czynnik wzrostu neuronów pochodzenia mózgowego – BDNF) oraz interakcjami między kluczowymi strukturami mózgu zaangażowanymi w reakcję na stres i inne procesy (np. hormon stresu kortyzol). Na tej podstawie wylicza się sumę punktów od 1 do 100, która odzwierciedla prawdopodobieństwo depresji u osoby badanej, przy czym depresję oznacza wynik 50 lub więcej. Zdaniem Papakostasa, wyniki te wskazują, że stan zapalny – który odgrywa ważną rolę w rozwoju wielu poważnych schorzeń – przyczynia się też do depresji. Ekspert zaznacza jednak, że by zweryfikować faktyczną przydatność nowego testu w diagnostyce depresji konieczne jest przeprowadzenie szerzej zakrojonych badań. Badacz liczy, że w przyszłości test pozwoli też przewidywać odpowiedź pacjentów na terapię i wybierać najlepszy dla nich sposób leczenia. Biologiczny aspekt nowego testu może pozwolić pacjentom spojrzeć na swoją chorobę jako na schorzenie uleczalne, a nie tylko źródło zwątpienia w siebie i stygmatyzacji.Zobacz również:
- Depresja i otyłość: nieszczęśliwa para
- Depresja-rodzaje i przyczyny
- Endorfiny – kiedy wytwarzają się hormony szczęścia?
- Kiedy należy przeprowadzić detoks organizmu?










