Czy kontrolować nastolatka?

22 lipca 2010, dodał: Emilia Stasiak
Artykuł zewnętrzny

Kiedy dziecko zaczyna dorastać, potrzebuje coraz więcej swobody. Wyobraź sobie, że ktoś włamuje się do twojego komputera, czyta e-maile, przegląda sms-y w telefonie i grzebie w torebce. Co czujesz, kiedy ktoś z rodziny odmawia ci prawa do prywatności? Upokorzeniu towarzyszy złość. Nie chodzi o to, że masz coś do ukrycia, bo zwykle nie masz, lecz wyłącznie o pogwałcenie zasady.

Kontrola jest rzeczą zupełnie naturalną, a nawet konieczną, pod warunkiem, że jest uzasadniona. Słusznie postępują rodzice, którzy śledzą postępy w nauce pierwszoklasisty, ale zaglądanie do notatek studenta jest śmieszne. Pewnego dnia kontrola po prostu się skończy, a przynajmniej dobrze by było, gdyby się skończyła. Poza tym staje się z czasem coraz trudniejsza. Bo jak sprawdzisz, co robi twój nastolatek w domu, kiedy jesteś w pracy? Jeśli sam ci tego nie powie, bardzo trudno jest wtargnąć w jego świat. Zwłaszcza, że nastolatki zwykle zażarcie bronią swojego prawa do prywatności. Niektórzy rodzice uważają, że każda metoda jest dobra, żeby dowiedzieć się o swoich dzieciach jak najwięcej. Wydaje im się, że mogą je uchronić przed niebezpieczeństwami, jakie niesie świat. Nie widzą nic niewłaściwego w przeszukiwaniu szuflady i pamięci komputera – uważają to za swój obowiązek.

Czy można dziwić się matce, która chce wiedzieć, z kim zadaje się jej córka? Niektórzy instalują w komputerze swych dzieci oprogramowanie szpiegowskie. Program szpiegujący rejestruje wprawdzie każde uderzenie w klawiaturę komputera, ale dziecko szybko zorientuje się, że jest sprawdzane. Wtedy nie tylko poczuje się jak złodziej, ale w konsekwencji straci zaufanie do rodziców. Dzieciak będzie kasował historię, e-maile a jeśli to nie pomoże – będzie korzystał z kafejki internetowej. Nastolatek nie rozumie postępowania opiekuna, nie będzie oceniał siebie w aspekcie własnego dobra, lecz zapamięta podstępne wtargnięcie rodzica w jego intymny świat.

Wychowanie polega na dialogu, a nie na zakładaniu łańcucha. O dobrym kontakcie z dzieckiem trzeba myśleć wtedy, kiedy jest jeszcze małe, gdy naturalnie stanowimy integralną część jego świata. Wykluczamy się z niego na własne życzenie, mówiąc: „dzieci i ryby głosu nie mają” i „nie zawracaj mi głowy”. Nawet jeśli taka postawa budzi w dziecku uzasadniony żal, to wciąż nie jesteśmy jeszcze postrzegani jako wróg. Dziecko przyzwyczaja się, że rodzice mają swój świat, a ono żyje w odrębnym, który nie interesuje opiekunów, więc późniejsze próby kontroli z ich strony odbiera jako pogwałcenie dotychczasowych zasad i zwykłe wścibstwo. Nie potrafi sobie inaczej wytłumaczyć nagłego przypływu rodzicielskiego niepokoju.

W czasie, kiedy zabiegaliśmy o karierę i pieniądze, dziecko nie tylko stworzyło swój własny świat, ale nauczyło się też wybierać osoby, które mają tam wstęp. Milczeniem odcina się od prób wtargnięcia na własne terytorium. Dotąd kazano mu siedzieć cicho a teraz padają pytani: gdzie byłeś? Co robiłeś? Dziecko się buntuje.

Z dzieckiem trzeba rozmawiać, pytać o marzenia, sny, przemyślenia. I przede wszystkim go słuchać! Nie odrzucajmy nawet najmniejszej próby zbliżenia się ze strony pociechy. Nawet gdy jesteśmy zmęczeni, nie odpowiadajmy: „ Jutro, dziś jestem zmęczona”. Zaufanie pozyskane w rozmowach, podparte wspólnymi zainteresowaniami, zaprocentuje w trudnym okresie dojrzewania. Dziecko, które ufa nam od zawsze, będzie spontanicznie dzieliło się problemami, doświadczeniami i chętnie opowiadało o pozornie nieważnych aspektach nastoletniej codzienności.

Jeśli między nami nie ma takiej więzi, to trzeba dołożyć wysiłku, aby ją zbudować. Nigdy nie jest za póżno na pogłębienie wzajemnych relacji. Owszem jest to metoda czasochłonna, ale jedyna, jeśli chcemy mieć wstęp do świata naszych pociech. Nie mówiąc już  o tym, że kiedy z własnej woli pozwolą nam tam wejść, zobaczymy znacznie więcej niż wtedy, gdy wedrzemy się tam siłą.

Brutalność tylko zaostrzy ich czujność, zmusi do obrony. Jedyny wymierny rezultat kontroli to nauczenie własnego dziecka obłudy. Dlatego na pytanie o wymiar rodzicielskiej opieki trzeba odpowiedzieć jasno: cel to nie skuteczna kontrola zachowania dziecka, ale wypracowanie takich relacji, w których drzwi do jego intymnego świata stoją przed nami otworem.

Emilia