Courtney Allison Moulton: „Anielski ogień” – recenzja
Czy liczba 17 ma jakieś głębsze znaczenie, poza faktem, że niewątpliwie jest liczbą pierwszą? Szukając w odniesieniach do kultur i religii świata, mogłoby się wydawać, że absolutnie nie. Jednakże współczesna literatura zmienia nasze nastawienie i oto niepozorna liczba 17 okazuje się być magiczna. A dokładniej, ściślej i dobitniej mówiąc chodzi o dzień 17 urodzin. Ta oto data otwiera (z niemałym skrzypieniem zawiasów) wrota do innego świata, tego drugiego, równoległego i niedostępnego dla pospolitych „zjadaczy chleba” o przeciętnej wyobraźni. W niektórych kręgach takich ludzi nazywa się po prostu mugolami. A odwołanie do świata J.K. Rowling jest tutaj zupełnie uzasadnione, bowiem pełnoprawnym, dorosłym czarodziejem, zostaje się (jak powszechnie wiadomo) właśnie w dniu 17 urodzin, jako efekt zdjęcia z adepta, ciążącego nań namiaru.
Między lodami, zakupami w ekskluzywnych butikach i testem z matmy Ellie wkracza do Mroczni, wymiaru poza granicami zwykłego poznania, w towarzystwie Willa – posłańca i nauczyciela, tajemniczego anielskiego nieśmiertelnego. Czuje łączącą ich więź lecz nie potrafi w sobie odnaleźć prastarej prawdy, wspomnienia przychodzą stopniowo, zbyt wolno, niespiesznie. A zło czai się za zakrętem, każdy zaułek może być pułapką. Nie ma jednak czasu na ponowne odrodzenie, upadli stają się coraz silniejsi, bardziej przebiegli, nieprzewidywalni…
Książka jest prawdziwą przyjemnością dla wielbicieli gatunku. Lekkie dialogi, nierozbudowane opisy i ciągła akcja, fascynują od pierwszych do ostatnich stron. Przyjemność przebywania w tym świecie rekompensuje szarość codzienności i pozwala na oderwanie się od spraw trywialnych, które tak mocno trzymają nas przy ziemi. Tak naprawdę przecież wszyscy szukamy swojej wyspy, wszyscy mamy swój drugi wymiar, bezpieczny, kochany azyl… Dlaczego więc nie przyjąć, że Wielki Wybuch stworzył światy równoległe? Powiecie, bajka, bzdura, kompletne szaleństwo. Ja odpowiem – wielka wyobraźnia. Ogranicza nas tylko szaro-bury realizm i przywiązanie do tego co znamy. A gdzie miejsce na skrzydła? Moja dusza karmi się mitami i legendami, pradawnymi siłami szamańskich wierzeń i mocy, elfich czarów i anielskich iskier. Wierzę, że istnieje przejście, czy na ulicy Pokątnej, czy w króliczej norze lub poprzez gładką taflę lustra. Zanim je jednak odkryję, używam klucza najbardziej mi znanego – książki. A pozycja C.A. Moulton jest w tym celu wyjątkowo pomocna. Staje się bratnią duszą, a przebywanie z nią sprawia ogromną przyjemność.
Polecam bez porozumiewawczego mrugnięcia okiem. Może i Wam uda się usłyszeć łopot anielskich skrzydeł, a w piórku znalezionym na wgniecionej poduszce dostrzec pierwiastek iluzji wszechświata. Wcale nie musi to być struktura linearna…
Redakcja