Central Cafe – najlepsze śniadanie we Wrocławiu

22 października 2014, dodał: Rocksanka
Artykuł zewnętrzny

W ramach naszej ogólnopolskiej akcji Blogerzy Smakują mamy przyjemność udać się wraz z blogerką do Central Cafe we Wrocławiu:

banersmak

Central Café

ul. Św. Antoniego 10,
50-073 Wrocław

Pamiętam, że jak tylko otwarto tą uroczą, śniadaniową knajpkę, (chyba jako jedną z pierwszych, we Wrocławiu) marzyło mi się, by zjeść tam śniadanie.

Prawda jest jednak taka, że bez zjedzenia rano czegokolwiek nie wyjdę domu, tym bardziej w niedzielę, kiedy wstając o 12, jedyne o czym marzę to ogromna jajecznica (i duuużo wody ;) ).

Oczywiście, Central Cafe udało mi się w końcu odwiedzić kilkakrotnie, pochłaniając na kolacje ciepłego, cynamonowego bajgla z indykiem i konfiturą tuż przed kinowym seansem (kawiarenka jest vis a vis kina Nowe Horyzonty!), czy zamawiając najlepszą gorącą czekoladę, jaką kiedykolwiek w życiu piłam (i nie ma w tym grosza przesady, sami sprawdźcie!).

Dalej jednak nie miałam okazji wypróbowania porannego menu, a na zamówienie apetycznej gigant-wieżyczki śniadaniowych placuszków o godzinie 19 pewnie nie znalazłabym żadnego usprawiedliwienia… ;)

Tym razem jednak było inaczej.

To znaczy, dalej nie znalazłam usprawiedliwienia, ale…udało mi się zjeść porządne śniadanie o porządnej, śniadaniowej porze! :) 

Wszystko, dzięki wspaniałemu portalowi Uroda i Zdrowie, który po raz kolejny umożliwił mi przetestowanie takich pyszności, w ramach akcji ”Blogerzy smakują”.

Rzecz jasna, nic nie odbyłoby się bez wiedzy (i zgody!) właścicieli ów śniadaniarnio-kawiarni, za co bardzo, bardzo dziękuję! :)

Central Cafe odwiedziłam wraz z moją przyjaciółką (i najfajniejszym fotografem!) w niedzielę (!), o 10:30 (!!), specjalnie w tym celu przeznaczając sobotni wieczór na oglądanie meczu Polska-Niemcy (no i może jedno, malutkie martini.. ;)).

Już z daleka, widok zapełnionego ogródka na zewnątrz kawiarni, informowała nas że ”tu można dobrze zjeść”, jednocześnie budząc nadzieję, na znalezienie wewnątrz wolnego miejsca.

W środku zatem, powitał nas zapach świeżo parzonej kawy, uśmiech pana zza baru oraz…komplet zajętych stolików.

 

Niezrażone tym faktem, dokonałyśmy swojego zamówienia, które składało się 

 z:

dowolnie wybranego bajgla z menu (zdecydowałam się na na najbardziej intrygującą pozycję: boczek teryiaki + serek daktylowy) (11,50zł)

dwóch, ulubionych kaw (latte + latte) (2×9 zł)

upragnionej, plackowej wieżyczki (17zł), ze specjalnie dobraną kompozycją dodatków, które miała być niespodzianką… :)

W międzyczasie zwolniło się nam najlepsze miejsce w knajpce i przy akompaniamencie naszych burczących brzuchów i piosenek Justina Timberlake’a (moja fanatycznie zakochana w nim towarzyszka, była wprost zachwycona!), oczekiwałyśmy na pyszne śniadanko.

 

Już po chwili, na naszym stole pojawił się ciepły, przekrojony na pół, pełnoziarnisty bajgiel (zapomniałyśmy same wybrać rodzaj pieczywa, ale w kawiarni możecie przebierać między pszennym, razowym, cynamonowym z żurawiną, czy nawet cebulowym!), wypełniony chrupiącym, grillowanym boczkiem, liściem kruchej sałaty lodowej oraz zaskakującym w smaku (ostro-kwaśno-słodki?) serkiem daktylowym.

Bajgiel świetnie smakował popijany pyszną, delikatną latte, otuloną lekką, kremową pianką…

 Czas jakby zwolnił bieg, świat zatrzymał się w miejscu, rozmowy na chwilę zawisły, a apetyt…się zaostrzył. ;)

Nie musiałyśmy długo czekać, bo nagle naszym oczom ukazał się talerz (a właściwie ciężka, żeliwna patelenka?) z pokaźną wieżyczką (nie, wieżą!) grubaśnych pankejków przykrytych tęczą owoców (w tym figipitaja!).

Całość hojnie oblana ukochanym, zagęszczonym mlekiem… 

Zdążyłam tylko palnąć głupie ”o kurde!” i już zabierałyśmy się do podziału tego plackowego ’tortu’

Puchate placuchy (nawet podzielone na pół) okazały się nie tylko bardzo smaczne, ale też…niesamowicie sycące!

To wprost idealna porcyjka dla jednej wygłodniej (np.po sobotnich wojażach) osoby lub dwóch łasuchów, które właśnie zjadły smakowitego, chrupiącego bajgla. :)

Jakby tego było mało, po obfotografowaniu wszystkich zakamarków Central Cafe oraz obowiązkowej selfie w wielkim lustrze kawiarni, ustawiłyśmy się w kolejce po…jeszcze! ;)

 Na słodką pamiątkę, zamówiłyśmy na wynos świeżutkiego croissanta z marcepanem (3,50zł), chodź gdybyśmy tylko mogły, z chęcią zabrałybyśmy wszystkie smakołyki, pyszniące się zza szklanej gabloty (widzicie TE ciastadesery?!).

 Oczywiście, nic nie stoi temu na przeszkodzie, a jest tylko sensownym powodem do kolejnych odwiedzin tego klimatycznego, niezwykłe przytulnego miejsca… :)

Z czystym sumieniem, oświadczam, że Central Cafe zdecydowanie znajduje się na pierwszym miejscu, wśród moich ulubionych miejsc na kulinarnej mapie Wrocławia.

Założę się, że zauroczy i Was!

Nawet, jeśli nie wychodzicie z domu bez śniadania to…na drugie śniadanie, lunch, deser czy kolacje – wstąpcie właśnie tam! :)