Bałkańsko-polski Stasiuk – recenzja

29 października 2012, dodał: nikoll
Artykuł zewnętrzny

file1351543143

Przez leniwą i senną Polskę przemyka jak cień Stasiuk. Przemyka? Raczej twardo stąpa po każdym kawałku ojczystej ziemi. W dodatku zostawia po sobie ślady i to nie byle jakie. Nawet jeśli piasek je przykryje, to nadal tam będą. Głęboko w ziemię zapada się Stasiukowa noga. Wyciągnąć jej nie może, choć ciągnie z całych siła. Miota się, aż w końcu upada. Spogląda na zrobioną dziurę i myśli o Polsce: to zaraz cię opiszę. Kilometr po kilometrze, hektar po hektarze, gmina po gminie, wymieniając te wszystkie nazwy jak zaklęcia, jak modlitwy, jak litanie…[1].

Polska – kompleks Stasiuka. Kompleks, który próbuje leczyć wyjazdami na południe Europy. Na Bałkany – Rumunia, Albania, Macedonia… Krainy, w których czas stoi w miejscu, ludzie się nie zmieniają. Beznadziejnie trwają w każdej minucie swojego życia, uczepiają się teraźniejszości i nieustannie przeżywają daną chwilę. Jednocześnie nie wiedzą, która to z kolei chwila, upadają w nią tak jak Cioran upada w istnienie. Stasiuk chciałby tak jak oni, ale nie potrafi. Rozmyśla o niej. Wśród ruin, grobów i pól minowych[2] Polska. Wlecze się za nim i dopada nawet tam, gdzie nic się nie poruszało[3], gdzie wszystko trwa w bezruchu dokładnie wiedząc czym jest. Nikt nie udaje plastikowego Zachodu, wygodnie i z niejaką radością, a może tylko z przyzwyczajenia oddaje się pierwotnemu nicnierobieniu, pierwotnej samotności, która nie wymaga niczego więcej jak tylko być – tu i teraz.  A Polska? Polska stoi w rozkroku. Z wyglądu Zachodnia, wewnątrz jeszcze Wschodnia nie potrafi się przyznać się do swojej klęski, wciąż dopominając się o należyte, według niej, miejsce w historii wśród narodów przegranych, ale niezapomnianych. W końcu po coś cierpieliśmy, po coś nas zdradzono i sprzedano! – zdaje się wołać. Mój kraj. Mój biedny opuszczony kraj[4] – w Stasiukowym wyznaniu nie ma współczucia dla cierpiącego z powodu zapomnienia kraju. Polski pisarz wolałby, żeby nikt nie zakłócał niewinności ojczyzny, (…) wspomina jej dziewictwo[5], szarość komunistycznej rzeczywistości i próby przybliżenia się do amerykańskiego snu za pomocą koszul non-iron. Polska marzy o wielkości, dlatego przebiera się w zachodnie ciuszki. Stasiuk nie ma złudzeń wszystko jest obce i niczyje (…) żadnego totemu współczesności[6]. Choć do twarzy nam w niebieskich majtkach w złote gwiazdki to jednak prześwituje czerwień i biel. Kolory naszej tożsamości. Do jakiej ojczyzny tęskni więc Stasiuk? Na pewno nie do tej ubranej w japonki, ale też nie do tej opatulonej w Mickiewiczowski romantyczny płaszcz.

Emil Cioran uważał, że człowiek cywilizowany chcąc ucywilizować ludy zacofane, tak naprawdę chce je spętać. Zazdrości wolności – jest jak pies ogrodnika[7]. Cioran – Rumun, który Rumunem się nie czuł, a przynajmniej nie chciał się czuć. Podobnie jak Stasiuk nie potrafił wyzwolić się od swojej prawdziwej tożsamości narodowej. Różnica między nimi polega na tym, iż autor Upadku w czas rozumie rumuńskość. Ucieczka do Francji na wiele się nie zdała, porzucenie ojczystego języka również. Cioran wlecze za sobą wszystkie wady Europy Środkowej – jak słodkie przekleństwo, z którym ani nie chce, ani nie może walczyć[8]. Ów wady noszą w sobie bowiem pierwiastek prapoczątku tak pożądanego przez rumuńskiego filozofa. To przecież w Rumuni, w rodzinnej wiosce Raşinari, autor Historii i utopii był naprawdę szczęśliwy. Dalsze lata to już tylko przeczucie utraty raju (…) bezpowrotnej utraty[9]. I  później już tylko na chwilę pokocha Rumunię, a raczej jej wyobrażenie stworzone przez Corneliu Codreanu, twórcę Legionu Michała Archanioła. Stasiuk również szuka pierwotności i o ile w książkach takich jak Jadąc do Babadag, Fado nawet nie stara się zrozumieć, czym jest polskość, o tyle w Dzienniku pisanym później wyznaje: kocham ją. Co więcej utożsamia się z ludźmi w plastikowych japonkach podążających tak jak on do Lichenia duszy i tajemnicy tego kraju[10]. Licheń to nie tylko bazylika, to także historia umęczonej Polski. Zewsząd spoglądają na odwiedzających cierpiące twarze Polaków oddanych martyrologicznemu mitowi. Przegląd przez dziejowy wpierdol. Brakuje chętnych na nowych męczenników, wspomina się więc stare trupy. W Albanii cuchnie rybami, w Polsce cuchną rozkładające się od wielu stuleci ciała bohaterów narodowych. Smród dociera nawet do galerii handlowych. Miesza się z zapachem kebabu i wymytego kibla. Pytanie brzmi: który zapach silniej działa na Stasiuka?

Uświadamiam sobie siebie samego i istnieje tylko wówczas, gdy neguję; afirmując staję się jednym z wielu wymienionych z innymi przedmiotów i zachowuję się jak przedmiot[11]Stasiuk zdaje się podzielać zdanie Ciorana. Odwiedza miasta w ojczyźnie, z ironią opisuje nieudolne próby przejęcia zachodnich obyczajów. Za dużo w Polakach Wschodu. Angielska nazwa sklepu nie dokona cudownej przemiany Polaka w Zachodnioeuropejczyka. Autor Dukli niczego nie afirmuje, mimo iż przechadza się razem z anonimowym tłumem po licheńskich uliczkach, to jednak kroczy jakby obok niego. Ale tylko częściowo. Podobnie jak Cioran nie uciekł przed rumuńskością, tak Stasiuk nie wyzbędzie się polskich przywar. Wracałem do domu tysięczny raz z tym samym uczuciem, że jadę przez coś w rodzaju pustyni i musze opowiadać historie, muszę przywołać obrazy, by nie zbłądzić, by dotrzeć do celu[12]. Podróże na Bałkany mają służyć spojrzeniu na Polskę z dystansem. Odnaleźć cel to dowiedzieć się, co jest sednem polskości. Sednem polskości w Stasiuku.


[1] A. Stasiuk, Dziennik pisany później, Wołowiec 2010, s. 135.

[2] Tamże, s. 134.

[3] A. Stasiuk, Jadąc do Babadag, Wołowiec 2004, s. 11.

[4] A. Stasiuk, Dziennik pisany później, Wołowiec 2010, s. 131.

[5] Tamże, s. 132.

[6] Tamże, s. 139.

[7] E. Cioran, Upadek w czas, Warszawa 2008, s. 14.

[8] E. Cioran, Ćwiczenia z zachwytu, Warszawa 1998, s. 27.

[9] B. Mattheus, Cioran. Portret radykalnego sceptyka, Warszawa 2008, s. 34.

[10] A. Stasiuk, dz. cyt., s. 146.

[11] E. Cioran, Upadek w czas, Warszawa 2008, s. 56.

[12] A. Stasiuk, dz. cyt., s. 165.