Marzenia i nadzieje rodzą się w sercach wielu z tych, którym przyszło porzucić dotychczasowe życie i zaczynać wszystko od początku, w obcym kraju. Często jednak marzenia roztapiają się tak szybko, jak śnieg w słońcu, pozostawiając po sobie kałużę, brudnej, mętnej wody. Gdy zostajemy wyrwani z korzeniami ze znanego sobie gruntu, musimy na nowo odnaleźć miejsce, które utrzyma nas w pionie, które pozwoli nam na chociażby chwiejne poczucie równowagi, stabilizacji. W takiej sytuacji poznajemy Anię, polską dziewczynę, która wraz z siostrą i mamą przeprowadzają się do Liverpoolu, gdzie od kilku lat przebywa ich ojciec. Marzenia jednak są dalekie od prawdy. Kiedy mija pierwszy szok, gorycz rozczarowania zaczyna nieco blaknąć. Ania zaczyna dostrzegać pierwsze przebłyski słońca na szarym, zasnutym ciężkimi, nieprzyjaznymi chmurami niebie. Dochodzi do wniosku, że może życie w tym obcym mieście wcale nie jest tak potwornie okropne. Przecież w Krakowie, nigdy nie zdarzyło się jej siedzieć za karę po lekcjach, nie ukrywała wielkiego laboratoryjnego szczura, nie jadła babeczek z przepysznym, słodkim, różowym lukrem i w końcu nie była całowana przez chłopaka. I chociaż jej nowi przyjaciele są troszeczkę ekscentryczni, dziwaczni, ba nawet odrobinę stuknięci, może z nimi rozmawiać, nie krępując się swojego obcego akcentu, śmiać się i objadać się niebiańskimi łakociami. Przecież wszyscy pragniemy mieć przyjaciół, tym bardziej, że w niemal każdej szkole panuje brutalne prawo dżungli (chociaż Ania skłonna jest porównywać to miejsce do zoo opętanego napadem wścieklizny).
Wszystko komplikuje się jednak jeszcze bardziej, gdy dziewczyna zdaje sobie sprawę z tego, że zapomniała iż chłopak ze skrzydłami anioła, którego spotkała, to ten gatunek, który drze zeszyty i je podpala, parząc wszystkich dookoła siebie. Króluje na szczycie drabiny, nie zauważając pomniejszych. Zbyt często w miejsce skrzydeł zakłada maskę cynizmu, egoizmu i wzgardy. Tyle tylko, że jego łagodne brązowe oczy mogłyby stopić lodowiec. I w końcu nadchodzi taka chwila, kiedy Ania uświadamia sobie, że nawet najmniej prawdopodobne miejsca mogą się wydawać wyjątkowe, jeśli jest się tam z właściwą osobą, albo jeśli się wie, jak patrzeć. Już przecież Beatlesi śpiewali o niebie z marmolady…
Książka nie jest jednak tylko i wyłącznie stadium rodzącej się miłości, dojrzewania nadziei i wiary w to, że życie bez odrobiny słodyczy od czasu do czasu byłoby zbyt ponure. Jest to lektura, która porusza jedne z najbardziej trudnych życiowych tematów. Mówi o rozczarowaniu, kiedy życie z różnych przyczyn rozpada się na kawałki, pokazuje jak kruche mogą być marzenia. Pokazuje, jak ważna jest rodzina, i jak nagły jej rozpad potrafi zburzyć harmonijny świat. Odsłania najbardziej bolesne rany, które bardzo długo nie chcą lub nie mogą się zagoić. Ukazuje upadek wszystkich niezrealizowanych planów, które umierają w nielitościwej, brytyjskiej mżawce. Obdziera świat z nadziei, ukazując poszarpane, szare tapety, w mieszkaniu przesyconym zjełczałym olejem z podrzędnej smażalni, skradzione buty, zamiast mikołajowej niespodzianki, suchy chleb, bez odrobiny masła czy dżemu na kolację. Maluje świat w którym zamiast anielskiego tortu czujemy na języku najbardziej cierpki smak rozczarowania, sytuacje w których już nie da się dalej uciekać od prawdy. I jeszcze bardziej gorzko robi się czytelnikowi na sercu, gdy zdaje sobie sprawę, że jest to czas świąteczny, który dla nas wszystkich jest tak wyjątkowy, tak magiczny. Okres w roku, kiedy wierzymy w cuda. I okazuje się, że niezależnie od tego w co wierzymy lub w co przestaliśmy wierzyć, szczęście może przyjść do nas w najmniej oczekiwanym momencie, czy to pod postacią przebranego Świętego Mikołaja, czy może w cudownie pachnącym cieście wigilijnym. I tak naprawdę, gdzieś między wierszami i łzą, którą ocieramy ukradkiem, wstydząc się swojego wzruszenia, przekonujemy się, że im więcej szczęścia przekazujemy innym, tym więcej do nas wraca, jakby cuda naprawdę mogły się zdarzać nawet w świecie z niebem przykrytym gęstym welonem szaro-czarnych chmur. To jedna z takich życiowych opowieści, które zostawiają swoisty ślad w sercu. Taka, która nakazuje zapatrzeć się w pierwszą gwiazdkę na niebie i pomyśleć, o wszystkich tych, którym szczęście jest nawet bardziej potrzebne niż nam samym. I życzyć im wspaniałych, szczęśliwych rozwiązań, niezależnie od tego jak daleko przyszło im zaczynać na nowo.
Polecam serdecznie, jako chwilę serdecznej refleksji w przedświątecznym zamieszaniu…