Jak radzę sobie ze stresem przy siedzącej pracy — moje sprawdzone, codzienne sposoby
dodał: Małgorzata Kopeć
Od kiedy moja praca przeniosła się głównie na krzesło i klawiaturę, odkryłam, że stres potrafi czaić się bardziej przebiegle niż nieprzeczytany mail od szefa. Niby siedzę, niby nic wielkiego się nie dzieje, a jednak napięcie w barkach potrafi być takie, jakbym właśnie wracała z treningu MMA.
Z czasem zrozumiałam, że siedząca praca wcale nie jest taka „spokojna”, jak się ją przedstawia. Ona ma w sobie dyskretną dynamikę: deadline’y, powiadomienia, telefon, Teamsy, ludzie, którzy „mają tylko jedno krótkie pytanie”.

Dlatego zaczęłam szukać sposobów, by nie zwariować, nie zastygnąć jak rzeźba i nie wypić litra kawy dziennie. I powiem szczerze — to była długa droga. Ale dziś mam kilka sprawdzonych metod, które ratują mi zdrowie psychiczne, fizyczne i… smakowe.
1. Mikroprzerwy, czyli 60 sekund, które zmieniają dzień
Kiedyś wydawało mi się, że praca musi wyglądać jak maraton: startuję rano, biegnę bez zatrzymania i padam wieczorem. Problem? Nigdzie nie było medalu. A było za to sztywne karkowe déjà vu i ciągłe zdenerwowanie.
Zaczęłam więc stosować mikroprzerwy — krótkie pauzy co 45–60 minut. Wstaję, przeciągam się jak kot, otwieram okno, przechodzę się po kuchni. W 60 sekund nie rozwiążę konfliktu światowego, ale mogę rozprostować nogi i dać mózgowi sygnał, że nie jestem maszyną.
Zaskoczenie? Te małe przerwy naprawdę obniżają poziom stresu. Serio — to działa lepiej niż kolejna kawa.
2. Moja zasada „trzech oddechów”
Gdy czuję, że stres powoli zaczyna lizać mnie po piętach, zatrzymuję się na chwilę. Zamykam oczy i biorę trzy naprawdę porządne oddechy. Niby nic, ale wbrew pozorom mózg uwielbia takie sygnały: „Hej, nadal żyjesz, wszystko w porządku”.
Ta metoda nie rozwiąże problemów za mnie, ale sprawia, że wracam do rzeczywistości jak człowiek, a nie kulka nerwów.
3. Krzesło krzesłem, ale ciało też chce żyć
Przy siedzącej pracy łatwo zapomnieć, że ma się ciało. Przypomina ono o sobie dopiero wtedy, gdy domaga się interwencji ortopedy. Dlatego nauczyłam się kilku szybkich ćwiczeń:
-
krążenie ramion,
-
rozciąganie szyi,
-
wyprostowanie pleców z wciągnięciem brzucha,
-
kilka kroków po pokoju.
Czy wygląda to czasem komicznie? Oczywiście. Czy pomaga? Jak najbardziej.
4. Humoroterapia — czyli dlaczego memy to też terapia
Nie będę kłamać — czasem najlepszym lekarstwem bywa… śmiech. Mój „zestaw ratunkowy” to folder z memami, które zawsze poprawiają mi nastrój. Taka trzysekundowa przerwa potrafi zbić napięcie szybciej niż tabletka magnezu.
Bo praca pracą, ale poczucie humoru to też kompetencja miękka!
5. Magiczne przekąski — jedzenie, które dba o mój nastrój
Stres bardzo lubi niezdrowe zachcianki. Ale odkryłam, że można nakarmić i brzuch, i mózg w lepszy sposób. Dlatego mam dla Was mój przepis na sałatkę poprawiającą humor, czyli taką, która daje energię, nie robi wyrzutów sumienia i smakuje jak małe spa dla kubków smakowych.
Moja sałatka na poprawę humoru
Składniki:
-
garść rukoli
-
pół awokado
-
mała garść orzechów włoskich
-
kilka truskawek lub winogron (w zależności od sezonu)
-
łyżka oliwy
-
sok z ¼ cytryny
-
szczypta soli i pieprzu
-
opcjonalnie: odrobina miodu
Wykonanie:
Wszystko mieszam w dużej misce, polewam oliwą i cytryną. Proste? Bardzo. Smaczne? Niezwykle. Poprawia humor? Zdecydowanie!
Dla bardziej stresujących dni dorzucam odrobinę miodu — działa jak naturalne „przytul mnie”.
A na deser — gorąca czekolada na uspokojenie
To nie jest zwykłe kakao z torebki. To czekoladowy kocyk na chłodne, nerwowe popołudnie.
Składniki:
-
200 ml mleka (dowolnego)
-
4 kostki gorzkiej czekolady
-
pół łyżeczki kakao
-
szczypta cynamonu
-
odrobina miodu lub syropu klonowego

Wykonanie:
Podgrzewam mleko, rozpuszczam w nim czekoladę i kakao, dodaję cynamon i słodzę wedle uznania. Mieszam, aż będzie jedwabiście gładkie.
Efekt? Natychmiastowa ulga i wrażenie, że świat nie jest taki zły.
Siedząca praca może być stresująca, ale nie musi nas wykończyć. Drobne rytuały, humor, mnóstwo oddechu i odrobina smacznych przyjemności mogą diametralnie odmienić dzień.
Bo stresu nie da się całkiem wyeliminować — ale można nauczyć się żyć z nim na zdrowych zasadach. I, co najważniejsze, robić to z uśmiechem… oraz miską pysznej sałatki pod ręką.








