Czy w pięć dni można wrócić do przeszłości?
Czy stara miłość naprawdę nie rdzewieje?
Dziś premiera wyjątkowej książki pod naszym patronatem!
Magda przyjeżdża ze stolicy do rodzinnego Sosnowca, by po latach spotkać się ze swoją pierwszą dziewczyną. Wśród śląskiej i zagłębiowskiej architektury odżywają wspomnienia, a dawni znajomi okazują się lustrem, w którym można się przejrzeć i przeanalizować życiowe wybory. W komórce Magdy co chwilę lądują wiadomości od warszawskiej kochanki, która nie pozwala o sobie zapomnieć. Podróż w przeszłość stanie się bodźcem do podjęcia decyzji na temat przyszłości.
Pięć dni z życia głównej bohaterki przeplata się z opowieściami jej rozmówczyń. Kobiety w różnym wieku przytaczają anegdoty o matkach, żonach i kochankach. Pewna siebie Kaśka, uwodzicielska Gabrysia i nieśmiała Anna mówią m.in. o tożsamości, coming oucie i o tym, jak to jest być z byłą swojej byłej. Wywiady, ogłoszenia matrymonialne i notki z aplikacji randkowych współtworzą manifest pokolenia 30-latków, dla których miłość naprawdę niejedno ma imię…
„Nie rdzewieje” to powieść o poszukiwaniu miłości. Miłości tak silnej, że staje się uzależnieniem.
Oto, co sama Autorka mówi o swej książce:
Chciałam napisać powieść o nieheteronormatywnych kobietach, którą sama chętnie bym przeczytała. O meandrach randkowania, o drobnych detalach obyczajowych, o ogłoszeniach matrymonialnych, które niosą ze sobą odpryski czyichś historii, czasem bardzo mi obcych, ale jednocześnie właśnie przez to ciekawych. Migotliwy i zróżnicowany obraz społeczności, do której sama należę – z tym zastrzeżeniem, że jest to obraz niepełny, fikcyjny, wystylizowany, gdzie trudne emocje przełamane są poczuciem humoru.
Podobnie było w przypadku Millenialsów – zarówno w konstrukcji głównej postaci, jak i innych osób, w których się przegląda. „Nie rdzewieje” to próba opisania tego, co kryje się za „fantazyjnymi kawami na Instagramie”. Rozliczeń przed trzydziestką, nastrojów wokół transformacji ustrojowej, od potrzeby wyjątkowości i bycia „najlepszą wersją siebie”, przez zmęczenie, frustrację, uzależnienia i ich przyczyny, aż do tęsknoty za zwyczajnym życiem i prawdziwą miłością.
Powieść zbudowana jest wokół pewnych zdań i motywów, które pobrzmiewały mi w głowie, rozrastały do całych scen i niosły mnie później przez fabułę – jak monumentalna architektura sosnowieckiego urzędu miasta, „literka T, zgadnij”, podróże Centralną Magistralą Kolejową, dawne zdjęcie z Facebooka czy dziewczyna, która miała w sobie atmosferę warsztatu. Na pomysł na formę meandrów randkowania wpadłam z kolei wtedy, gdy sama prowadziłam badania na temat… zachowań finansowych.
Ważne było dla mnie również napięcie między obcością a lokalnością. „Miasta, z których jest wszędzie daleko” i to, co mnie samą zachwyca (i bulwersuje) w klimacie i architekturze rodzinnego Zagłębia Dąbrowskiego i Górnego Śląska. A że mocno wpłynęła na mnie twórczość Marcela Prousta, nie jest przypadkiem, że realnej podróży towarzyszy podróż przez odmęty wspomnień i stanów emocjonalnych głównej bohaterki. Pod przykrywką klasycznego romansu chciałam zresztą przemycić wątek przepracowania przeszłości. Jasne Tychy czy mroczne Tarnowskie Góry? Aby znaleźć miłość, główna bohaterka musi się najpierw w pełni skonfrontować ze sobą.
Korzystając z okazji, zaprosiliśmy Autorkę do krótkiej rozmowy:
W jakich okolicznościach narodził się pomysł na napisanie tej książki?
Napisałam powieść taką, jaką sama chciałabym przeczytać – czułam niedosyt, jeśli chodzi o literaturę LGBT+, jak i tę regionalną. Z początku pomysł, by obie moje tożsamości połączyć w jednej książce, by akcja powieści toczyła się w rodzinnym Sosnowcu, wydał mi się nieco egzotyczny, jednak w trakcie jednego z pobytów wymyśliłam postać Darii z urzędu miasta, postać, którą bardzo polubiłam. Uznałam wtedy, że to dobry kierunek, tym bardziej, że motyw podróży chciałam pogodzić z wątkami psychologicznymi. W ten sposób ze zbioru anegdot dla mnie i moich koleżanek zaczęła się rodzić książka o mieście, lesbijskiej tożsamości i pokoleniu dzisiejszych trzydziestolatków.
W Pani książce spotykamy barwną plejadę kobiet. Z którą z nich utożsamia się Pani najbardziej?
Wszystkie są mi bliskie, każda w inny sposób. Zresztą – dla żartu – z myślą o tym pytaniu nazwałam też jedną z bohaterek Gocha. Ja też miałam w swoim życiu etap, gdy pracowałam w korporacji i pouczałam znajomych o lęku przed bliskością (śmiech).
Czy sądzi Pani, że obecne pokolenie 30-latków ma szansę dożyć czasów, w których kwestie dotyczące ich orientacji przestaną być przedmiotem społecznego ostracyzmu?
Już żyjemy w takich czasach, są przecież liczne kraje (głównie zachodnie), w których już teraz mamy równość małżeńską, a rządy aktywnie przeciwdziałają dyskryminacji. Myślę jednak, że nawet w Polsce nie można czekać z tym, by żyć autentycznie, pielęgnować prywatne szczęście i formułować równościowe postulaty. Niestety badania pokazują, że w ostatnich latach sytuacja osób LGBT+ zmieniła się na gorsze. Historia jednak pokazuje, że prawa dla różnych grup mniejszościowych to nie coś, czego się dożywa, to coś, o co trzeba aktywnie zabiegać.