W grudniu 2021 roku, kiedy kończyłam pisać tę książkę, spotkałam kolegę. Dopiero co zabrał córkę z przedszkola.
– Była zapłakana i powtarzała, że jeśli nie przestaniemy słuchać piosenek po rosyjsku, to przyjdą źli ludzie i nas rozstrzelają – mówił wzburzony. – Co im tam do głowy pchają?
W tym czasie w wiadomościach pojawiały się coraz bardziej niepokojące informacje o rosyjskich wojskach zgromadzonych przy granicy z Ukrainą. Podobno stoi tam już stutysięczna armia, stoi i czeka… na co? Nie wiadomo. Czy oznacza to, że trzeba się szykować do kolejnej, tym razem zakrojonej na szeroką skalę wojny?
Ukraina to kraj pełen kontrastów: powstały na micie kozactwa, lecz rozdarty między Wschodem a Zachodem. Tutaj tożsamość narodowa nie zawsze łączy się ze znajomością języka, a najszybszym testem na to, czy jesteś swój, pozostaje pytanie: czyj Krym?
Ta książka to słodko-gorzka podróż po kraju, gdzie jednocześnie chodzi się do cerkwi i wróżki, w szafie obok tradycyjnej soroczki wisi futro, a smak sałatki warzywnej miesza się z kawiorem i kiszonym arbuzem. Autorka opowiada o miejscach pełnych turystów i miastach, o których nikt nie mówi, o realiach życia w kraju w stanie wojny, o bogatej kuchni i pustych portfelach. Przemierzając górskie szlaki Zakarpacia, wybrzeże Morza Czarnego i postkomunistyczne blokowiska w Charkowie, odkrywa blaski oraz cienie współczesnej Ukrainy.