Anna Naskręt: „Uwięziony krzyk” – wywiad z autorką

10 października 2019, dodał: Marta Dasińska
Artykuł zewnętrzny

Była zdrową, pełną energii, dwudziestoczterolatką, miała męża i dziecko, a w głowie plany i marzenia na przyszłość. Udar przyszedł nagle, bez żadnego ostrzeżenia. Lekarze nie dawali jej szans na przeżycie. Sparaliżowana i całkowicie zdana na innych, nie poddała się. Dzięki swojej determinacji i wewnętrznej sile wygrała walkę o to, co dla każdej kobiety jest najważniejsze: życie, szczęście i miłość. Dziś, 19 lat później, opowiada o swoich zmaganiach z okrutnym losem. „Uwięziony krzyk” to jej debiutancka książka, która we wrześniu trafiła do księgarń. Poznajmy jej historię.

 

Zachorowała Pani 19 lat temu jako młoda dziewczyna. Proszę opowiedzieć, co się stało w listopadzie 2000 roku.

To był jeden z najzwyklejszych wtorków. Położyłam córkę spać i sama zasnęłam. Obudziły mnie potężne zawroty głowy i mdłości, ale szybko wszystko minęło. Niestety po dwóch godzinach znów wyrwały mnie ze snu. Dopiero rano trafiłam do miejskiego szpitala. Zawieziono mnie karetką do oddalonego o 40 km Szpitala Klinicznego, cudem przeżyłam. Trafiłam na OIOM i zapadłam w śpiączkę. Zachorowałam na niedokrwienny udar pnia mózgu i móżdżku, o czym dowiedziałam się dużo później.

W „Uwięzionym krzyku” pisze Pani, że choroba była dla Pani końcem świata. Młodzieńcze plany i marzenia w jednej chwili przepadły, wielu rzeczy raz na zawsze musiała się Pani wyrzec. Ta historia choć jest trudna, to również podnosząca na duchu. Udowadnia Pani, że droga do happy endu nie jest prosta, ale możliwa. Pani dzięki chorobie odnalazła prawdziwą miłość. Czy udar dał Pani coś jeszcze?

Daje mi codziennie. Wieczorem brak sił i przeklinanie losu, a rano nową energię. Żeby żyć, funkcjonować. Mało co jest w stanie mnie złamać. Tak sobie myślę, że dopiero teraz jestem silna. Siłę dały mi te wszystkie lata borykania się z przeciwnościami losu i to na każdej płaszczyźnie życia. Udar potwierdził, że powiedzenie: „Co nas nie zabije, to nas wzmocni”, jest prawdziwe.

Kiedy pojawił się pomysł na spisanie swoich doświadczeń? Powracanie do wspomnień musiało być dla Pani bolesne…

To, że opiszę tę historię, wiedziałam już kilka lat temu. Właściwie już wtedy, gdy byłam sparaliżowana. Dopiero rok temu spłynęła na mnie wena. Ot tak, po prostu. Założyłam bloga, na którym opisałam dzień mojego zachorowania. Mimo że opowieść była chaotyczna, nieskładna i pisana pod wpływem emocji, wywołała wielkie poruszenie. Łącznie przeczytało ją 40 tysięcy osób, które swoimi komentarzami zachęcały mnie do dalszego pisania. Wtedy zaczęła powstawać książka.

Emocje były ogromne. Przypominanie sobie tych wszystkich szczegółów, o których nie chciałam pamiętać, było bolesne. Strugi łez spływały mi po policzkach. Ale jak się powiedziało A, trzeba było powiedzieć B.

Nigdy ten temat nie będzie dla mnie łatwy, ale dziś z większą swobodą mi o nim mówić na głos, bez płaczu. Pisanie, redagowanie i czytanie zdania po zdaniu było dla mnie swoistą autoterapią.

Po blogu przyszedł czas na książkę. Dlaczego warto sięgnąć po „Uwięziony krzyk”? Pierwsze recenzje są niesamowicie pozytywne! Do kogo Pani kieruje tę książkę?

Uwięziony krzyk” to książka, która w zamyśle miała być terapią zarówno dla mnie, jak i dla czytelników. To książka o mojej walce o życie, o mojej wygranej. O tym, jak podnieść się z tego, co wydaje się końcem. Mogą ją czytać wszyscy. Ci, którym przydarzyła się podobna historia, ich bliscy, ale też osoby, które zmagają się z codziennymi trudnościami. Pierwsi czytelnicy mówią, że „Uwięziony krzyk” nimi wstrząsnął, ale też pokazał, jak walczyć, jak nie tracić nadziei.

Swoim czytelnikom staram się uświadomić, jak bardzo przewrotne potrafi być życie. Że los jest okrutny, a jego łaskawość zależy od przypadku. Wszyscy powinniśmy być wdzięczni, że rano budzimy się zdrowi. Zbyt często o tym zapominamy. Życie zaskakuje i tylko ono miewa takie pokręcone scenariusze. I nie chodzi tylko o zdrowie. Choroba nauczyła mnie, że nie warto przejmować się drobiazgami. Nigdy nie należy się poddawać. Można płakać, złościć się na wszystko i wszystkich, ale nigdy nie wolno wywieszać białej flagi. Dotyczy to wszystkich trudnych życiowych sytuacji, które czasem nas tak zaskakują, że potrafią zwalić z nóg. Załamywanie rąk i rozpacz nie rozwiążą sytuacji. Musimy znaleźć w sobie siłę.

O książce:

Strach. Bezsilność. Zamknięcie we własnym ciele. Książka Anny Naskręt to historia prawdziwa, to przejmująca opowieść o kobiecie, która na przekór wszystkiemu postanowiła stawić czoło okrutnemu losowi. Sparaliżowana i całkowicie zdana na innych, nie poddała się. Dzięki swojej determinacji i wewnętrznej sile wygrała walkę o to, co dla każdego z nas jest najważniejsze: życie, szczęście i miłość. „Uwięziony krzyk” w księgarniach od 18 września 2019 r.

Życie zaskakuje i tylko ono miewa takie pokręcone scenariusze. Scenariusz mojego pisał chyba ktoś naćpany” – tymi słowami Anna Naskręt podsumowuje swoją historię. Choć łatwo dostrzec tu specyficzny humor i dystans, to jej opowieść porusza i wstrząsa. Była zdrową, pełną energii, młodą kobietą, miała męża i dziecko, a w głowie plany i marzenia na przyszłość. Udar przyszedł nagle. Miała dwadzieścia cztery lata i została uwięziona we własnym ciele. Niema i sparaliżowana. Lekarze nie dawali jej szans na przeżycie.

Anna jednak żyje. Mówi, porusza się. Od tamtego czasu minęło osiemnaście lat. Walka o powrót do zdrowia nauczyła ją cierpliwości i pokory. Zrozumiała, że droga do normalności będzie długa i wyboista, ale warto podjąć wysiłek, by ją pokonać.

Uwięziony krzyk” wzrusza i wywołuje u czytelnika ogrom emocji, począwszy od szoku i niedowierzania, poprzez współczucie, na podziwie dla determinacji i wytrwałości głównej bohaterki kończąc. Przejmująca historia Anny uświadamia, jak kruche jest szczęście. Ludzki los bywa przewrotny: w jednym momencie i to, co budowaliśmy przez lata, rozpada się niczym domek z kart, a my możemy jedynie ze smutkiem na to patrzeć. Ta szczera, chwilami trudna, choć niepozbawiona dowcipu opowieść jest niepowtarzalną lekcją życia, która skłania do przemyśleń i przekonuje, że nie warto przejmować się tym, na co nie mamy wpływu. Na drodze do upragnionego szczęścia często napotykamy przeszkody, które wydają się nie do pokonania. Anna Naskręt w swojej książce udowadnia, że nawet w najtrudniejszych okolicznościach jest miejsce na nadzieję i miłość.

Autorka prowadzi stronę na Facebooku. Wspiera na niej osoby, które znalazły się w podobnej jak ona sytuacji: https://www.facebook.com/Niemy-Krzyk-historia-prawdziwa/