Tusz Maybelline, Great Lash Blackest Black – opinia
Jakiś czas temu skusiłam się na promocję „Kup 2 kosmetyki firmy Maybelline, a otrzymasz tusz do rzęs gratis!” w jednej z miejskich drogerii, no i… chyba nic więcej tłumaczyć nie muszę.
Produkt na Zachodzie Europy i w Stanach Zjednoczonych jest absolutnym przebojem, chociaż nie do końca wiem dlaczego, ale o tym zaraz.
Do wyboru mamy kilka rodzai kosmetyku” Washable (zmywalny), ten, który trafił w moje ręce, czyli Blackest Black (zmywalny w kolorze nasyconej czerni), Waterproof (wodoodporny) i Curved Brush (zmywalny z podkręcającą szczoteczką).
Wyczytałam gdzieś, że jest to jeden z najpopularniejszych tuszy do rzęs! Podobno w USA sztuka sprzedaje się średnio co
Małe opakowanie przypomina dziecięcy kosmetyk i panującą wiosnę.
Wracając jednak do tego, w czym zawarty jest Blackest Black… Jasna, soczysta zieleń plus odcień soczystego różu to naprawdę połączenie w dziesiątkę! Cieszy oko i wyróżnia się na tle innych maskar. Wielkość bohatera dzisiejszego wpisu sprawia, że bez żadnego problemu możemy go wrzucić do torebki, podróżnej torby czy nawet kieszeni.
Kiedy zobaczyłam pierwszy raz na oczy szczoteczkę Great Lash od razu pomyślałam, że nie będzie idealna i nie pomyliłam się ani trochę – nabiera za dużo produktu i osobiście wolę trzymać w dłoni coś większego.
Produkt nie kruszy się, wytrzymuje kilka dobrych godzin i nawet zdarzy mu się przetrwać krótką drzemkę w ciągu dnia. Nie mam problemu z usunięciem kosmetyku. Great Lash Blackest Black nie wydłuża rzęs, tak by efekt zwalił mnie z nóg, ale zgodnie z obietnicą producenta jest intensywnie czarny, nie tworzy grudek oraz nie odbija się na powiece. Trzeba się obchodzić z nim dosyć ostrożnie – lubi od czasu do czasu skleić rzęsy.
Według producenta kosmetyk jest ważny sześć miesięcy od otwarcia, a 12.5 ml tuszu kosztuje mniej więcej 13 złotych, więc tragedii nie ma.
Lubię cały czas próbować nowości, a szczególnie jeżeli chodzi o (w pewnym sensie nawet darmowe) tusze do rzęs. Great Lash stanowił dla mnie tylko dobrą zabawę na krótką chwilę. Nie zostaję mu wierna na wieki wieków i z pewnością nie kupię kolejnych 12.5 ml. Poza dziecięcym opakowaniem, momentami konsystencją, głęboką czernią nie ma w nim nic, co mogłoby mnie schwycić za serce.