Lisi Harrison, „Monster High 1. Upiorna szkoła” – recenzja
2 listopada 2011, dodał: Redakcja
Artykuł zewnętrzny
Pierwsze wrażenie może być bardzo mylące, a propozycja L. Harrison jest tego doskonałym przykładem. Mamy tu bowiem do czynienia z lekturą z pozoru lekką i przyjemną, tudzież iluzorycznie płytką i lekko rozkapryszoną. Jakże bowiem szablonowa nastolatka, która, owszem, zna Twittera i Facebook oraz najnowsze przeboje Lady Gaga czy J. Biebera, może ze spokojem czytać o strojach, butach, apaszkach i szlafrokach wziętych prosto z najbardziej elitarnych sklepów, o ekskluzywnych kosmetykach i prestiżowych zabiegach SPA, samochodach i telefonach, których przeciętnie nie posiada? W przeciwieństwie do bohaterów książki, dla których luksus i zbytek to stan normalny. Co więcej, ten świat, jest stuprocentowo amerykański, ze szkołą tak oryginalną, że najlepsze polskie reformy nigdy nie wymyśliłyby podobnych udogodnień. Słyszał ktoś bowiem o podziale stołówki na strefy w zależności od preferencji kulinarnych? O młodzieży wymalowanej jak na prawdziwy bal Halloween w dzień powszedni? O rewii mody i możliwości siedzenia w ławkach w podbitych futerkiem kozakach i rękawiczkach sięgających łokci? To nie są nasze realia, niestety.
Z drugiej jednak strony, naszym standardom nie odpowiadają też bohaterowie książki – najpiękniejsze potwory, z jakimi udało się mi mieć styczność. Frankie – wnuczka Frankensteina, stworzona w laboratorium, o miętowozielonej skórze, której ukrycie czyni zeń prawdziwą piękność (mimo szwów i śrub na szyi), Lala – boska wampirzyca o różowych pasemkach, Blue – urodziwa dziewczyna ryba, Cleo – piękna czarnowłosa mumia, Claudine – obrośnięta futrem atrakcyjna wilkołaczka to główne postacie kobiece. Oczywiście mamy też nietypowych przedstawicieli płci męskiej, z których na plan pierwszy wysuwają się Jackson vs. D.J. – potomek doktora Jekylla i pana Hyde oraz męska gorgona pod postacią niezwykle przystojnego Deuce. Wśród normalsów, wymienić koniecznie należy Bekkę i jej wierną, oddaną (powiedziałabym nawet służalczą) przyjaciółkę Haylee oraz Candace – dziewczynę, zmuszoną przenieść się do Salem z Beverly Hills (przez problemy zdrowotne siostry). Jest też pomost, owa normalska siostra o imieniu Melody, która poznaje rąbek potwornej tajemnicy i wcale nie ucieka z krzykiem, wręcz przeciwnie – duchowo czuje się związana z „dziwadłami” i „monstrami”, wiedząc, że jej uroda to tylko umiejętności chirurga plastycznego (nawiasem mówiąc jej własnego ojca, który wraz z całą rodziną nie mógł znieść brzydoty garbatego nosa). Tak oto przedstawia się świat wykreowany w powieści. Jak to już bywa wśród nastolatków, prym wiedzie wątek miłosny, we wszystkich możliwych kombinacjach i układach. I jest to akurat zupełnie normalne, nawet w naszym świecie. Perypetie owego rodzaju dziwić więc nie mogą, nawet jeśli dotyczą zupełnie absurdalnych połączeń normalsów (czytaj: ludzi) i RAD-u (czyli młodszego pokolenia Ruchu Atrakcyjnie Dziwnych).
Gdyby jednak pozostawić ową książkę właśnie z takim opisem, niejeden czytelnik mógłby zmarszczyć swój nosek (niekoniecznie cudownie atrakcyjny) czując posmak niechęci lub rozczarowanie. I to właśnie jest ów haczyk, owo niedopowiedzenie, które można interpretować na miliony sposób, chociaż oczywistość wręcz krzyczy logiką. Jeśli bowiem spojrzymy na ten świat okiem chociaż odrobinę myślącej istoty (niekoniecznie filozofa), dostrzeżemy niesamowite skrajności. To normalsi są tutaj czarnymi charakterami. Zazdrosnymi pannicami podpisującymi pakty przyjaźni, rozkapryszonymi lalkami, bawiącymi się z rodzicami w „kotka i myszkę”, dla których nawet odrobina „inności”, oznacza potworność. Natomiast świat potworów (który z definicji być powinien odrażający i straszny) jest kolebką marzeń o normalności, akceptacji i wolności. I ogromnego strachu przed odrzuceniem. Chowają się więc pod toną makijażu, markowymi ciuchami i kłamstwem. Czy przypadkiem nie znamy takiego układu? Czy nie zauważamy podobieństwa do realiów prawdziwego świata? Czy ogromna hiperbola przenośni nie wydaje się tutaj zabiegiem celowym? A przejaskrawienia tylko większym kalibrem prawdy? Nasz świat, to przecież wieczna walka o akceptację, przyjaźń a nawet miłość. Większość z nas boi się odmienności, sztucznie wpasowuje się w szeregi „normalności”, ślepo podąża za wylansowanymi schematami. A patrząc w lustro – widzi potwora. Każda nasza wada, może przecież stać się tak ogromnym problemem, że z maleńkiego kompleksu przerodzi się w dramat.
Ale czy na pewno liczy się tylko sztuczny, oklepany algorytm wyglądu i ubioru? Czy wszyscy chcemy nosić plakietkę z inicjałami PC (czytaj: Potencjalne Ciacho)?
Gdyby jednak pozostawić ową książkę właśnie z takim opisem, niejeden czytelnik mógłby zmarszczyć swój nosek (niekoniecznie cudownie atrakcyjny) czując posmak niechęci lub rozczarowanie. I to właśnie jest ów haczyk, owo niedopowiedzenie, które można interpretować na miliony sposób, chociaż oczywistość wręcz krzyczy logiką. Jeśli bowiem spojrzymy na ten świat okiem chociaż odrobinę myślącej istoty (niekoniecznie filozofa), dostrzeżemy niesamowite skrajności. To normalsi są tutaj czarnymi charakterami. Zazdrosnymi pannicami podpisującymi pakty przyjaźni, rozkapryszonymi lalkami, bawiącymi się z rodzicami w „kotka i myszkę”, dla których nawet odrobina „inności”, oznacza potworność. Natomiast świat potworów (który z definicji być powinien odrażający i straszny) jest kolebką marzeń o normalności, akceptacji i wolności. I ogromnego strachu przed odrzuceniem. Chowają się więc pod toną makijażu, markowymi ciuchami i kłamstwem. Czy przypadkiem nie znamy takiego układu? Czy nie zauważamy podobieństwa do realiów prawdziwego świata? Czy ogromna hiperbola przenośni nie wydaje się tutaj zabiegiem celowym? A przejaskrawienia tylko większym kalibrem prawdy? Nasz świat, to przecież wieczna walka o akceptację, przyjaźń a nawet miłość. Większość z nas boi się odmienności, sztucznie wpasowuje się w szeregi „normalności”, ślepo podąża za wylansowanymi schematami. A patrząc w lustro – widzi potwora. Każda nasza wada, może przecież stać się tak ogromnym problemem, że z maleńkiego kompleksu przerodzi się w dramat.
Ale czy na pewno liczy się tylko sztuczny, oklepany algorytm wyglądu i ubioru? Czy wszyscy chcemy nosić plakietkę z inicjałami PC (czytaj: Potencjalne Ciacho)?
Ja na pewno i zdecydowanie: NIE. Chociaż bycie zupełnie sobą bywa naprawdę bardzo trudne. Dlatego z ogromną ochotą poznam dalsze losy bohaterów, którzy na razie tylko marzą, a muszą zacząć działać…
Dziękujemy serdecznie Wydawnictwu Bukowy Las za włączenie się do akcji Jesienne Czytanie z Wydawnictwem i udostępnienie egzemplarzy promocyjnych.
Redakcja
Redakcja