Zupełnie nie ma racji ten, kto zatrzymał się na budowaniu własnego wizerunku kierując się dotychczasowymi doniesieniami ze świata mody. Bowiem kreowana dotychczas gama kolorystyczna uległa rozszerzeniu i wolnym krokiem, aczkolwiek energicznym, na scenę wkroczyła nowa barwa, już okrzyknięta nowym hitem sezonu. Chodzi tu oczywiście o kolor niebieski i wszystkie wariacje na jego temat, o czym najbardziej dobitnie przekonuje nas najnowsza kolekcja Versace. Spotkać tu możemy wszystkie możliwe części garderoby w odcieniach błękitu, poprzez lazur, kobalt, szafir, indygo, akwamaryn, chalcedon, lapis, turkus, cyjan, kobalt po granat oraz modre chabry, morskie bławatki i tym podobne, podniebne, niebieskie ptaki. Można się nawet pokusić o ironiczne stwierdzenie, że projektant musiał zapewne ulec inspiracji hitem Eifel 65 sprzed wielu lat, zaczynającym się od słów: „I have a blue house with a blue window. Blue is the colour of all that I wear…”. Ale, może nie jest to zupełna prawda, bowiem w wielu innych kolekcjach obecnego sezonu także możemy dostrzec wielość niebieskich kreacji, chociażby w propozycjach: Matthew Williamsona, Donny Karan, Elie Saab, Andrew GN, Johna Galliano, Gucci, House of Holland, Tibi, Armani’ego, Marca Jacobsa, Juliana Jabour’ego, Krizia, Nicole Miller, czy Balmaina. I chociaż bardzo bym chciała, nie potrafię powiedzieć, gdzie króluje, jaki odcień, bo jakże rozróżnić: błękit królewski, paryski, pruski, Thenarda czy Turnblla? Albo jak dostrzec subtelną różnicę pomiędzy kolorem granatowym, atramentowym czy ultramaryną, nie mówiąc o detalach różniących lapis od lazuru czy szafir od kobaltu. Wszystkie te odcienie, może z nieco mniejszym rozmachem, promują także: Julien Mac Donald, Thakoon, Zac Posen, Costume National, Vivenne Westwood, Gaspard Yurkievitch, Salvatore Ferragamo, czy Project Runway. Barwa nieba zdominowała także jesienno-zimowy pokaz Stelli McCartney, gdzie oprócz niebieskich sukienek i płaszczy zobaczymy również granatowe kombinezony. Z kolei Diane von Furstenberg zachwyca błękitnymi swetrami. Kolor nieba króluje ponadto na pokazach takich marek jak Erdem, Ossie Clark, Louis Vuitton i Ungaro, w niebieski trend wpasował się także designerski team firmy Emilio Pucci. I jeśli kogoś przeoczyłam, to tylko dlatego, że ogrom kolekcji, które przeglądam do stworzenia najbardziej rzetelnego wizerunku podjętego tematu, często przytłacza mnie swoim rozmachem i wielowątkowością. Na pewno jednak jest to kolor z przyszłością, o czym dobitnie świadczy chociażby kolekcja Lela Rose na sezon wiosna/lato 2010.
W jednej z bardziej mądrych książek, stojących w mojej podręcznej biblioteczce doczytałam, że niebieski jest ulubionym kolorem większości ludzi. Z tego zdania wypływa dla mnie jeden wniosek, dość egocentryczny, a mianowicie taki, że nie mogę porównywać się do tej większości. I może byłby to fakt przygnębiający, gdyby nie rozprawa profesora Tarczyńskiego, który bardzo prosto i zrozumiale tłumaczy, że to nasza podświadomość kształtuje zamiłowanie do pewnych barw i niechęć do innych. Jeśli ktoś, tak jak ja, nie znosi fioletowego i niebieskiego, to nie założy go na siebie, choćby był najbardziej modny. Powszechnie uznaje się, że tak po prostu jest, że to rzecz gustu. Tymczasem kolor zakładanego swetra czy spodni odzwierciedla nasze potrzeby i pragnienia, określa osobowość, nastrój, charakter. Zresztą we wszystkich kulturach świata przypisywano kolorom jakieś znaczenie, co może dla mody pozostawać błahostką, ma jednak sens przy ocenie własnego wizerunku i jest moim zdaniem ciekawym i nieco innym spojrzeniem na własne „widzi mi się”. Pozostając przy symbolice niebieskiego, stwierdzono, że jest to najzimniejsza z barw (czyli zupełnie nie dla mnie, jako osoby kochającej ciepło ponad wszystko), a co ciekawsze ostatnia z podstawowych barw uzyskana sztucznie przez człowieka. Automatycznie nasuwa się wniosek, że jest to kolor trudny. Kojarzy się z otwartą przestrzenią, wodą, morzem i niebem. Symbolika koloru, wedle wszystkich możliwych źródeł to uduchowienie, spokój, świeżość i chłód, a jednocześnie dynamizm, kreatywność i inspiracja. To także kolor autorytetu, struktur, urzędów, zasad i dyscypliny. Osoby, które lubią nosić takie barwy lubią ład, porządek i najlepiej się czują, kiedy mają wszystko pod kontrolą. Kandinsky nazywał go „kolorem głębokiej koncentracji”. Jest to kolor artystów, filozofów, myślicieli o dużej i praktycznej wyobraźni inspirowanej sztuką, muzyką i literaturą. W Iranie jest kolorem żałoby, dla chrześcijan kolorem boskim, to także symbol przyjaźni, przywiązania do tradycji, został też uznany za międzynarodowy kolor bezpieczeństwa. Stara prawda głosi, że jest to barwa przynosząca szczęście zakochanym, a damom odzianym w szaty tego koloru płeć przeciwna przypisuje łagodność, kobiecość i rozwagę.
Już tyle cech wystarczy, by stwierdzić, że osoba taka jak ja, bałaganiara, ekspresyjna choleryczka i zwariowana ekstrawertyczka jest zupełnym przeciwieństwem duchowego spokoju i praktyczności. Nic więc dziwnego, że w mojej szafie nic niebieskiego nie figuruje. Nawet nie posiadam perfum w kolorze niebieskim, gdyż te zawsze są czyste i świeże, a ja wolę gorzkie i piżmowe. Dziury w szafie nie mogę więc przysłonić niebieskim błękitem, który stał się tak modny i popularny, ale zupełnie do mnie nie pasuje. Tak mówi moja podświadomość, z którą lepiej się nie kłócić. A patrząc na modę w odcieniu lapis lazuli mogłabym jedynie zamarzyć o błękitnej krwi lub niebieskich migdałach i ubierając się w ciepłe odcienie czerwieni, śmiało mogę sobie fałszować pod nosem, znaną melodię: „Oprócz błękitnego nieba, nic mi więcej nie potrzeba”.
Dodała: Marta (z cyklu: Moja dziurawa szafa)