Jak wygląda codzienne życie kobiet w Chinach?

14 kwietnia 2011, dodał: malgosia74
Artykuł zewnętrzny

Być kobietą w Chinach

Dla Polek, które chociaż trochę mieszkały w Chinach i nieco poznały ten kraj, urodzenie się w nim kobietą wydaje się dosyć niefortunne. Swoje spostrzeżenia zapisuję z perspektywy Polki, żyjącej w 2010 roku w wolnym kraju, w którym demokracja i względne równouprawnienie kobiet i mężczyzn są już sprawą oczywistą, choć nie zapominamy, że to drugie jest efektem trudnej walki naszych przodków. Korzystamy z tych darów każdego dnia, nie zastanawiając się nawet, jak żyją mieszkanki wielu innych krajów.

W poszczególnych częściach Chin sytuacja kobiet jest bardzo zróżnicowana, a w najtrudniejszej sytuacji znajdują się mieszkanki północy. Ilość alkoholu spożywanego przez tutejszych mężczyzn jest największa w całych Chinach, co stanowi bardzo poważny lokalny problem społeczny. Tutejsze kobiety od dziecka uczone są, jak należy służyć mężczyźnie i nie uskarżać się na swój los. W tym regionie kobieta bez mężczyzny właściwie nie funkcjonuje.

 

Im dalej na południe, tym sytuacja kobiet ulega większym zmianom, niemniej do równouprawnienia ciągle jest jeszcze bardzo daleko. Po prostu południowcy mniej piją, jednak niewierność małżeńska w całym kraju jest normą, zwłaszcza w kręgach biznesowych. Jeżdżąc po Chinach, ma się wrażenie, że to kraj mężczyzn, którzy oprócz obowiązków mają też prawa, podczas gdy kobiety mają praw znacznie mniej i przez wielu mężczyzn ciągle jeszcze traktowane są bardzo przedmiotowo. Na szczęście, chińskie kobiety mają obecnie większy dostęp do wielu dziedzin życia niż bywało to dawniej. Jeszcze prababkom współczesnych Chinek krępowano stopy, o ile urodziły się w rodzinie o odpowiednio wysokim statusie. W tym samym czasie ich służące czy chłopki miały „brzydkie”, długie, nieskrępowane stopy, aby w pełni móc służyć swym paniom. Zwyczaj ten utrzymywał się w Chinach od X do początku XX wieku (dopiero w 1912 roku został prawnie zakazany). W praktyce prowadził on do więzienia kobiet w rodzimych stronach, gdyż zbolałe stopy zniechęcały je do dalekich podróży. Z kolei mężowie, przebywający niejednokrotnie na długich wyprawach wojennych, mieli wówczas pewność, że dzieci, które rodziły ich żony, to ich prawdziwe potomstwo. Kiedy myśleli o swych żonach, stawały im przed oczami obrazy ich pięknych, maleńkich, liliowych stóp.

Opis losu współczesnej Chinki należy zacząć od kwestii założenia przez nią rodziny. Ciągle w Chinach niezbyt często się zdarza, aby młodzi kierowali się w tej sferze głównie względami uczuciowymi. Na pytanie, ile par studenckich pobiera się, znajome z Uniwersytetu Języków Obcych w Szanghaju odpowiadają, że najwyżej kilka spośród kilkuset. Presja środowiska i konieczność tzw. dobrego startu oraz wejścia w społeczeństwo” (to termin często używany przez Chińczyków na oznaczenie stania się użytecznym obywatelem) jest dla większości młodych ludzi w Chinach zbyt duża, aby ze względów uczuciowych „iść pod prąd”. Po ukończeniu studiów wolą oni powrócić do swych rodzimych, prowincjonalnych miejscowości i tu, z pomocą rodziny lub zarekomendowanej przez nią swatki, związać się z kimś znajomym w podobnym wieku i w podobnej sytuacji życiowej. Warto przy tym pamiętać, że w Chinach małżeństwo traktuje się ciągle jeszcze jak inwestycję, mającą na celu kontynuację rodu.

 

 

Xianqi liangmu, czyli chiński ideał mądrej żony i dobrej matki, to cel do jakiego dąży większość chińskich mężatek. Otoczenie wymaga od nich, by były pragmatyczne i posłuszne systemowi konfucjańskiemu, w którym żyją. Ich ludzkie szczęście nie jest w kulturze chińskiej sprawą nadrzędną. Co ciekawe, obowiązujący w Chinach do dziś hierarchiczny system konfucjański spośród opisanych w nim pięciu typów relacji społecznych, tylko w jednym wymienia kobietę, a i to w podrzędnej roli. I tak: podwładny podlega przełożonemu, syn ojcu, młodszy brat starszemu, a żona mężowi. Ostatni typ zależności to ta między przyjaciółmi. Co do kobiety, to zaleca się jej, aby w dzieciństwie słuchała ojca, w małżeństwie męża, a jeśli zostanie wdową – syna. W takich warunkach uzasadnione są współczesne dążenia emancypacyjne młodych Chinek, zwłaszcza tych, które mieszkają w dużych miastach, gdzie opinia publiczna ma mniejszą siłę niż w miasteczkach czy na wsiach. Formalne związanie się z tzw. dobrą partią zapewnia dziewczynie poważanie społeczne, życie w luksusie oraz opinię osoby sukcesu. A gdy w takim związku dodatkowo urodzi chłopca, sukces jest podwójny.

Co zaś z tymi, którym się nie poszczęściło, gdyż są za mało zamożne lub zaradne, ale za to są na przykład urodziwe? Mają szansę zostać tzw. małą żoną, czyli żoną nieformalną, inaczej – utrzymanką. Ich partnerzy kupują im mieszkania, w którym żyją najpierw same, a potem z ich wspólnym dzieckiem. W świecie zewnętrznym mężczyzna ma już żonę i, zgodnie z polityką państwa, jedno dziecko. W rzeczywistości jednak zyskuje także drugie.

Część młodych Chinek z różnych względów decyduje się też na prostytucję, w której także obowiązuje hierarchia: od zwykłych, niewyrafinowanych, ulicznych, biednych panien lekkiego obyczaju po ekskluzywne call-girls, które można spotkać w pięciogwiazdkowych hotelach – piękne, modne, szczupłe, wysokie, często inteligentne i ambitne. W większości przypadków dziewczyny te ukrywają przed rodzinami swój zawód.

Wracając do kwestii małżeństwa – pecha mają te kobiety, które urodziły się w roku ognistego konia (czyli na przykład w 1966 r.), jako że Chińczycy są wciąż jeszcze nieco zabobonni i uważają za niebezpieczne wiązać się z kobietami z tego właśnie znaku. Przedstawicielki innych znaków są lepszymi kandydatkami na żony, niemniej do dziś jeszcze, szczególnie na południu kraju, wielu młodych ludzi lub ich rodziców korzysta z porady wróżbity w kwestii zawarcia małżeństwa.

 

W Chinach większość kobiet na wszystkie możliwe sposoby stara się urodzić syna. Doradzają sobie, kiedy współżyć, by urodzić męskiego potomka, co jeść, a kiedy są już w ciąży, starają się jak najwcześniej poznać płeć dziecka, aby w przypadku, gdy będzie to dziewczynka, móc ewentualnie usunąć ciążę. Jest to kwestia tradycji i prestiżu, które zmieniają się bardzo powoli. Dla prababek i babek współczesnych Chinek każda córka była ciężarem dla rodziny – trzeba było ją wykarmić, by potem poszła służyć innej rodzinie. Rodzice na starość nie mieli więc żadnej pociechy ze swych córek. Obecnie myślenie to powoli się zmienia, na co duży wpływ mają media. Postawa konsumpcyjna umacnia się, mieszkańcy Kraju Środka są coraz zamożniejsi, więc do reklam wybierane są obecnie często pary z córeczkami, co ma na celu zwiększenie zachowań konsumenckich także u tych rodzin oraz „wychowanie” przez reklamy przyszłych konsumentek.

Dysproporcja, która dotyczy częstszych narodzin chłopców niż dziewczynek stwarza coraz poważniejsze problemy, takie jak rosnące zjawisko  czy zakupu żon z biedniejszych krajów sąsiedzkich, np. z Wietnamu. Wzmacnia się także pozycja przynajmniej co niektórych kobiet. Coraz więcej dziewcząt jedynaczek wstępuje w Chinach na uniwersytety, a potem robi karierę naukową. Coraz więcej przejmuje także firmy po swych ojcach, którzy nie muszą już rozglądać się wśród krewnych za jakimś chłopcem do adopcji – kontynuatorem rodzimego biznesu, jak to jeszcze do niedawna bywało.

Polityka jednego dziecka, która obowiązuje w Chinach od 1977 roku, jest obecnie mniej restrykcyjna. Powodem jest powiększająca się dysproporcja między osobami starszymi a młodszymi, z przewagą tych pierwszych, na których ktoś przecież musi pracować. Jeśli obecnie młodej chińskiej mężatce jedynaczce i jej mężowi jedynakowi urodzi się córka, po pięciu latach mogą oni w niektórych rejonach kraju starać się legalnie o drugie dziecko. A jeśli młodzi należą do mniejszości narodowej lub są mieszkańcami wsi, mogą mieć dwoje dzieci. Szczegółowo lokalną politykę związaną z powiększaniem rodziny określają miejscowe władze działające w porozumieniu z rządem centralnym.

O ile rewolucja kulturalna Mao Zedonga (w Polsce znanego bardziej jako Mao Tse-tung) poprawiła sytuację kobiet w kwestii godzenia obowiązków macierzyńskich i zawodowych w Chinach kontynentalnych (reformy Mao pomimo wielu błędów przyniosły jednak częściowe korzyści, jak choćby zmniejszenie analfabetyzmu, będące efektem powszechnego obowiązku edukacji szkolnej bez względu na płeć, a wcześniej – uproszczeniem chińskich znaków), o tyle na Tajwanie sytuacja ta nadal jest trudna. Tu bowiem macierzyństwo oznacza często rezygnację z pracy zawodowej. W Chinach kontynentalnych normą jest, iż kobieta w kilka miesięcy po urodzeniu dziecka wraca do pracy, by jak najszybciej wspomóc męża w zarobkowaniu na rodzinę. Dziecko wówczas trafia do żłobka lub pod opiekę dziadków. Tymczasem na Tajwanie mężczyzna tradycyjnie udowadnia społeczeństwu swą zaradność przez samodzielne łożenie na rodzinę, co wygląda trochę tak, jakby praca kobiety przed zamążpójściem była czymś niezbyt istotnym. Nie dziwi zatem wzrastająca liczba tajwańskich singielek, które postawiły na karierę zawodową; trend podobny jak w Japonii.

 

W Chinach i na Tajwanie dziecko to inwestycja. Po urodzeniu nazywa się je „małym cesarzem”, nosi na rękach lub plecach (uważa się, że wożenie w wózku jest dla dziecka niezdrowe), rozpieszcza, gdy jest malutkie, by potem posłać do najlepszych, drogich szkół (decydujące są jednak wyniki w nauce, stąd powszechne jest posyłanie dzieci na korepetycje), a na końcu obarczyć ciężarem odpowiedzialności za rodzinę lub przynajmniej spowodować, by utrzymywało się samodzielnie.

To, co uderza w chińskiej kulturze, to przedmiotowe podejście do kobiety. Znaczenie ma wyłącznie mężczyzna, z nim się należy liczyć. Wyjątek stanowią kobiety zamożne i posiadające władzę oraz wpływy, co jednak zdarza się niezwykle rzadko.

Dość specyficznym obszarem w Chinach jest Szanghaj, którym straszy się chińskich kawalerów. Wzięcie żony szanghajki oznacza dla Chińczyka przyjęcie roli pantoflarza, gdyż dziewczyny z tego miasta słyną w całym kraju z tego, że zarządzają domem i pieniędzmi niczym mężczyźni przebrani w spódnice. W południowo-wschodnich Chinach są wioski w których ciężkie prace są domeną kobiet. To one pracują na placach budowy, w zakładach kamieniarskich, zajmują się dziećmi i prowadzą domy. Prawdziwy raj dla leniwych mężczyzn!

Być kobietą we współczesnych Chinach oznacza większe poczucie przynależności do własnej płci niż w Europie. Ma to związek z sytuacją polityczno – społeczno – kulturalną. Z Chinami często kojarzą się dwa typowo chińskie pojęcia – yuanfen i yin-yang. Pierwszy termin oznacza przeznaczenie, w które Chińczycy wierzą i którym tłumaczą wiele spraw – mieć dobre yuanfen to, na przykład, urodzić się chłopcem w zamożnej, wpływowej rodzinie. Z kolei yin-yang to dwa walczące ze sobą pierwiastki: pierwszy – żeński – jest mokry, chłodny i mroczny, drugi – męski – jest jasny, błyszczący i odpowiedzialny za siłę, moc oraz sprawność.

O ile Chinami w dalszym ciągu zarządzają mężczyźni, to przecież od chińskich kobiet zależy czy, swych synów wychowają na macho czy nie. A że Chińczycy po wiekach izolacji, w ostatnich dziesięcioleciach coraz częściej zerkają na Zachód i go odwiedzają, to może wkrótce zaczerpną stąd także ideę większego równouprawnienia. Bo chociaż yin nie może istnieć bez yang, to przecież tym bardziej yang nie może obyć się bez yin. Wie już o tym każde chińskie dziecko, zarówno chłopiec jak i dziewczynka.

Kult rodziny.

Warto wiedzieć, że Chińczycy to naród rodzinny, bardzo rodzinny. W języku chińskim państwo to Guo Jia  – pierwszy znak oznacza państwo, drugi rodzinę. Życie chińskiej rodziny, jak i każdej innej, zazwyczaj koncentruje się wokół dzieci, przyszłego pokolenia, skarbu rodziny.

Bezcenny to skarb…

 

Standardowa chińska rodzina to, w rozumieniu Europejczyka, model „Dwa plus jeden”, czyli rodzice i dziecko.

Jak funkcjonuje społeczeństwo wychowujące od trzydziestu lat jedynaków? Co zachowało się z tradycji posiadania licznej rodziny, w której najważniejszy był potomek płci męskiej, w kraju, w którym prawo zezwala na posiadanie jednego dziecka?

Według oficjalnych statystyk w Chinach obserwuje się obecnie niski współczynnik urodzin. Prowadzona od 1975 roku ścisła kontrola, potocznie zwana Polityką Jednego Dziecka, jak podają chińskie media „okazała się sukcesem i w rezultacie ograniczyła liczbę ludności w Chinach o 300 milionów, co jest porównywalne z liczbą mieszkańców Ameryki Północnej.

Wielu ekspertów chińskich przekonuje jednak, iż obecnie można by powoli rozluźniać ową Politykę i zezwalać coraz częściej na posiadanie dwójki dzieci. (Xinhuanet)

Od tego radykalnego prawa już od kilku lat są wyjątki (mniejszości narodowe; rodziny wiejskie; rodziny, w których matka i ojciec są jedynakami; czy te, w których pierwsze dziecko jest upośledzone). Po drugie, istnieją też mniej restrykcyjne regiony, gdzie władza przymyka oko na wielodzietne rodziny i nie rejestruje wszystkich rodzących się tam dzieci. Po trzecie bogaci Chińczycy są w stanie opłacić wszelkie narzucone przez państwo podatki, by posiadać liczną rodzinę. Jak podaje Beijing Time z 15.12.2005 „nowobogaccy Chińczycy konkurują nie tylko w posiadaniu ogromnych posiadłości i drogich samochodów, ale również w posiadaniu jak największej ilości dzieci.”

Dziecko

W Chinach, częściej niż w innych rejonach świata, dzieci rodzą się drogą cesarskiego cięcia. Panująca w Europie moda na poród naturalny jest tu zupełnie niezrozumiała. Przyszłe matki unikając niekontrolowanego bólu, a lekarze komplikacji, zgodnie wybierają zabieg. Niewiele Chinek decyduje się też na karmienie piersią. W tym kraju jest to postrzegane jako symbol przynależności do ubogiej warstwy społeczeństwa. W większości szpitali zabronione jest informowanie przyszłych matek o płci dziecka. Ma to zniechęcić kobiety do dokonywania aborcji. Jednak w tej kwestii istnieje jednocześnie zupełnie inna polityka. Młode Chinki otaczane są reklamami, w których usuwanie ciąży wymienia się jako alternatywną formę zapobiegania ciąży, na równi z prezerwatywą i tabletką antykoncepcyjną.

Kiedy rodzi się dziecko – matka i ojciec nie pełnią roli opiekunów. W Chinach dziećmi zajmują się przede wszystkim dziadkowie. Babcie i dziadkowie codziennie pielęgnują niemowlę i pokazują maluchom świat.

Szalenie rozwinięte architektonicznie, nowoczesne chińskie metropolie planowane są przez młodych mężczyzn, zafascynowanych techniką i przemysłem motoryzacyjnym. Potrzeby dzieci czy niepełnosprawnych są dla nich zupełnie niezrozumiałe. W największych miastach Chin nie ma np. podjazdów na wózki, autobusów niskopodłogowych, udźwiękowionej sygnalizacji świetlnej. Dopóki nie wyjdzie centralna dyrektywa nakazująca zmianę polityki planowania miasta, póki nie zostanie wszczęta kampania na rzecz dzieci czy niepełnosprawnych, w tej dziedzinie nie zostanie zrobione nic. A tradycyjne przekonania starszej generacji nie pomagają w zmianie podejścia do tego tematu. Choć wózki można kupić w każdym sklepie dziecięcym, w Chinach wierzy się, że lepiej niemowlę trzymać w ramionach (bo w wózku mózg się za bardzo trzęsie) i tak właśnie chińscy dziadkowie robią. Przez godziny, dni, miesiące noszą swoje wnuki na rękach.

Widok pięknie poruszających się w rytm czaczy lub ćwiczących w parku tai chi starszych osób kontrastuje z totalnym brakiem bezpłatnych placów zabaw dla dzieci. Prawie na każdym osiedlu w większych miastach istnieją przyrządy do gimnastyki dla dorosłych, ale tylko w nielicznych parkach tych metropolii można, najczęściej odpłatnie, skorzystać z huśtawek, ślizgawek i innych atrakcji dla dzieci. Piaskownice to luksus dla bardzo zamożnych mieszkańców zamkniętych osiedli.

 

W komunistycznych Chinach XXI wieku płaci się za wszystko, również za edukację (też w placówkach państwowych). Każda szkoła pobiera czesne, które waha się od 300Y (30 Euro) do 20 tys. Y – 2000 Euro miesięcznie. We wszystkich większych miastach Chin istnieją międzynarodowe prywatne szkoły. Czesne jest tam astronomicznie wysokie ale chętnych nie brakuje.

 

Chińczycy to naród oszczędny i choćby cała rodzina musiała odżywiać się tylko ryżem i nie ogrzewać mieszkania zimą, będą odkładać na wykształcenie swoich potomków. Dotyczy to zarówno pracujących siedem dni w tygodniu rodziców, jak i dziadków. Niestety w wiejskich rodzinach wielodzietnych nie ma szans na posłanie do szkoły wszystkich dzieci. Tam stopień analfabetyzmu wśród 15-latków sięga 11,5%. Choć w mieście sytuacja wydaje się lepsza – 5,22% – wciąż odbiega od ideału.

Edukacja dzieci jest przedmiotem wielkiej presji rodziny. Codziennie ulicami maszerują maluchy, z których nieliczne wyróżniają paski na rękawach. To klasowi prymusi. Z dumą noszą przypięte na agrafkę plakietki i spędzają długie godziny nad książkami. Wyniki w testach w szkole podstawowej, w której edukacja trwa pięć lat (na wsi) i 6 lat (w mieście) mają przesądzić o ich przyszłości. Rodzice zapisują swoje pociechy na dodatkowe zajęcia muzyczne, sportowe, ale przede wszystkim na naukę angielskiego. Obowiązek nauki trwa w Chinach na wsiach 9 lat, a w miastach 10 lat.

Egzaminy na studia, wprowadzone ponownie w 1977 roku, nie są łatwe. Konkurencja jest ogromna. Poza tym nie wszyscy mogą studiować na wybranych przez siebie uczelniach. Tylko wybitnym studentom z prowincji udaje się kontynuować naukę w Pekinie czy Szanghaju. Niepełnosprawni są w tym względzie zupełnie dyskryminowani. Dopiero trzy lata temu w Szanghaju niewidomi mogli oficjalnie podjąć studia. Jak podawała wówczas lokalna gazeta Szanghaj Daily Specjalnie przystosowane klasy były dostępne wówczas dla ośmiu szczęśliwców. Szanghaj liczył wówczas około 13 milionów mieszkańców.

 

Mimo bardzo przyciągających uwagę nagłówków prasowych nazywających jedynaków urodzonych w Chinach „Małymi książętami”, którzy są otoczeni nadmierną opieką dorosłych i rozpieszczani na każdym kroku, na podstawie własnych doświadczeń i obserwacji śmiem twierdzić, iż młodzi Chińczycy są w tym samym stopniu egoistyczni, jak ich rodzice. To, że nad jednym dzieckiem czuwa sześcioro dorosłych nie jest aż tak zadziwiające, gdy weźmie się pod uwagę, że przynajmniej dwoje z nich pracuje siedem dni w tygodniu po kilkanaście godzin.

Kobieta

Współczesne Chinki nie stoją w cieniu mężów, lecz na czele międzynarodowych przedsiębiorstw. Można je spotkać w drogich lokalach, nowoczesnych siłowniach i w salonach piękności. Panująca w Azji moda na lolitki i dziecięcy wygląd dojrzałych już kobiet kontrastuje z ich zaradnością i skrajnym pragmatyzmem w podejściu do życia. Zdziecinniałe trzydziestolatki otaczające się misiami i maskotkami nawet w pracy, umawiają się z koleżankami z biura, w jakiej kolejności będą rodziły dzieci, aby nie zakłóciło to pracy zespołu. Jeśli którejś z nich zdarzy się ciąża „poza kolejnością”, w poczuciu obowiązku i lojalności wobec koleżanek oraz szefa, dziewczyna nierzadko pozbywa się ciąży.

Chinki zakładają rodziny późno. Wybierają partnera nie na zasadzie zachodnich romantycznych kryteriów, lecz adekwatnie do ich własnego statusu społecznego. Mężczyzna powinien zapewnić byt rodzinie. Kiedyś symbolem statusu i gotowości mężczyzny do ożenku był w Państwie Środka – rower. Dziś to samochód, mieszkanie i inne dobra, które mogą wyróżnić mężczyznę w gronie ubiegających się o rękę kandydatki.

Chinki mają w czym wybierać i nie ukrywają swojej racjonalności za wachlarzem emocjonalnych wyznań. Poszukując partnera, uczestniczą w masowych randkach na ponad 5 tysięcy osób, a jak nie mają czasu to wysyłają na połów swoje matki i babki.

Rola matki, podobnie jak ojca, sprowadza się do zapewnienia finansowego bezpieczeństwa dziecku. Tuż po porodzie tradycja nakazuje jej spędzić miesiąc w łóżku nie robiąc zupełnie nic (nie myć się, nie czytać, nie oglądać telewizji, nie przemęczać się). Mało która mieszkanka Szanghaju stosuje się do wszystkich z tych zaleceń, aczkolwiek nie uciekają one przed odpoczynkiem. Inaczej jest na prowincji, tam Zhuo Yue Zi (czyli miesiąc po porodzie) jest obowiązkowym czasem rekonwalescencji młodej matki.

 

 

Kobiety absolutnie nie pełnią roli bogiń domowego ogniska. Są raczej pojawiającymi się i znikającymi nimfami, od czasu do czasu doglądającymi wyników nauki dziecka w szkole. Nie mają obowiązku stanowienia moralnego wzoru zachowań i zdecydowanie nie spędzają dni na przygotowywaniu posiłków. Wszelkie zajęcia domowe są w Chinach obowiązkiem pracy gosposi, tak zwanych cioć (Ayi), które oprócz gotowania i sprzątania, jeśli dziadkowie są zajęci, zajmują się również opieką nad małymi dziećmi. Sieć agencji oferujących gosposie jest świetnie rozwiniętą usługą w każdym większym mieście. Praca w charakterze pomocy domowej jest dla wiejskich kobiet bardzo dobrą szansą poprawy warunków życia.

Młoda matka powinna pracować i cieszyć się życiem, póki sama nie zostanie babcią. Wtedy dopiero zaczyna pełnić nobliwą rolę w domu i należy jej się największy szacunek.

Mężczyzna

 

Chińczycy początku XXI wieku to metro mężczyźni, którzy hałasują i zapuszczają paznokcie. Długie paznokcie u chińskich mężczyzn z niższej klasy średniej oznaczają wyzwolenie od pracy fizycznej. ( W tym temacie brylują kierowcy taksówek). Mówiąc inaczej Chińczycy budują, bogacą się i pielęgnują swój wygląd.

Młody mężczyzna w Chinach to zarówno osiemnastolatek, jak i trzydziestolatek. Bardzo często korzysta się z geniuszu czternastolatków np. przy instalowaniu wymyślnych urządzeń w miejscach publicznych. Młodzi chłopcy są zachęcani do nauki od najmłodszych lat i żyją pod presją ogromnej konkurencji oraz w otoczeniu ambitnych rodziców. Większość dostępnych na rynku zabawek i książek dla dzieci ma stymulować ich rozwój intelektualny i badać lub zwiększać IQ, EQ oraz wszystkie możliwe Q.

 

Mężczyźni często pracują siedem dni w tygodniu po kilkanaście godzin. Bez względu na to, jakie zajmują stanowisko. Oficjalnie niedziela, a niekiedy sobota są dniami wolnymi od pracy. W rzeczywistości w Chinach nie ma rzeczy, której nie można załatwić w weekend. Urlopy i wakacje w tutejszej kulturze pracy i zgodnie z azjatyckim duchu przedsiębiorczości to czysta strata czasu.

Święta, przypadające na Chiński Nowy Rok, początek maja oraz pierwszy tydzień października, mężczyźni najczęściej spędzają w gronie rodzinnym. Ale to nie znaczy, że Chińczycy nie korzystają z relaksu. Wieczorem – po obfitej kolacji – obowiązkowo odwiedzają salony masażu. Karaoke, latawce, hazard, gra w szachy czy hodowla świerszczy to tylko nieliczne z rzeczy, którymi Chińczycy zajmują się w wolnym czasie. Kontakt z naturą, wyprawy w góry, jazda konno czy kamping to dzisiaj we wschodniej Azji bardzo droga moda z zachodu, która w ślimaczym tempie rozprzestrzenia się raczej wśród młodzieży.

 

Obecnie w Państwie Środka rodzi się więcej chłopców niż dziewczynek. Na 100 dziewcząt przypada 117 chłopców. Ta dysproporcja prowadzi do zaostrzenia konkurencji między Chińczykami, również na niwie życia prywatnego.

Podczas zawarcia związku małżeńskiego chińscy partnerzy muszą oprócz karty zdrowia (oraz w południowo zachodnich prowincjach CHRL od 1 stycznia 2007 roku obowiązkowego badania na nosicielstwo wirusa HIV), okazać przypieczętowaną odciskami palców zgodę swoich rodziców na taką decyzję. Jeszcze do niedawna do tego należało (choć nie obowiązkowo) dołączyć zgodę pracodawcy. Podczas podpisywaniu aktu zawarcia małżeństwa młodzi małżonkowie zobowiązują się słownie do dbania o swoich rodziców. Normą jest zapewnienie im dachu nad głową na starość. Młodzi często bądź zamieszkują razem z rodzicami, bądź kupują im mieszkanie nieopodal swojego domu.

Dziadkowie – tradycje chińskie guanxi

Rodzina w Państwie Środka to coś więcej niż rodzice i dziecko. 7,6 % ludzi w Chinach to seniorzy w wieku powyżej 65 lat. Ten procent będzie w kolejnych latach sukcesywnie rósł. Obecni pracujący trzydziestolatkowie to pierwsze pokolenie „Opasłych Książąt”, jedynaków, którzy muszą zarobić nie tylko na emeryturę swoich rodziców, ale i dziadków.

Młodzi przedsiębiorcy często korzystają z guanxi (czyli kontaktów) swojej rodziny i cenią to, że dzięki niej mogą dłużej utrzymać się na rynku pracy.

O dziadkach, jakimi są chińscy seniorzy, można pisać książki. Nawet jeśli są aktywni zawodowo, zajmują się wnukami i dziećmi. Rano ćwiczą rozmaite rodzaje tai chi lub uprawiają sport. Najczęściej to emeryci stanowią publiczność podczas zawodów kajakarskich czy innych mniej popularnych dyscyplin.

 

Seniorzy pojawiają się równie często (a już zdecydowanie częściej niż w Polsce) na licznych billboardach i w reklamach telewizyjnych. Spełniają tam rolę autorytetów i dodają chińskim produktom wiarygodności.

 

Prawo chińskie, choć bardzo surowe, jest traktowane jako zbiór reguł, które czasami można łamać. Dotyczy to nie tylko zgody rodziców na małżeństwo, fałszywych narzeczonych zapraszanych na święta by zadowolić rodzinę, lewych dyplomów czy ściągania podczas egzaminu na prawo jazdy. Zdarzają się wypadki, że zamiast posiadania jednego dziecka rodzice decydują się na pięcioro. Czworo z nich jest nigdzie nie rejestrowane, nie umie czytać i czasem korzysta z jednej legitymacji starszej siostry, lub brata, by móc się przemieszczać czy załatwić formalności związane z podjęciem pracy. Żyjąc tu odnosi się czasem wrażenie, że rząd i społeczeństwo żyją w różnych światach. Jedni tworzą dekrety i prawa, a drudzy luźno stosują się tylko do wybranych z nich. Podobnie jest z tradycją. Choć większą wagę przywiązuje się do niej na prowincji Chin, a mniejszą w dużych kosmopolitycznych miastach, jest ona przestrzegana w zależności od potrzeb jednostki.

 

Źródło: Fundacja Edukacji Międzykulturowej (Barbara Stillmark , Agnieszka Putkiewicz)

Zobacz również:

    1. Kim naprawdę jest gejsza?
    2. Japan Style – zobacz jak ubierają się japońskie dziewczyny

 

  1. Jak wygląda ślub w innych krajach?