„12 x śmierć” – recenzja | Wszystko dla zdrowia i urody, porady kulinarne Uroda i Zdrowie - serwis nie tylko dla kobiet!

„12 x śmierć” – recenzja

26 czerwca 2013, dodał: Alfa i Omega
Artykuł zewnętrzny

Od momentu, kiedy zobaczyłam pierwszy raz w telewizji reportaż z Michałem Pauli o jego przeżyciach w Tajlandii, zapragnęłam przeczytać jego książkę.
Historia Pana Michała zainteresowała mnie dlatego, że praktycznie każdy z nas mógłby znaleźć się podobnej sytuacji albo być o krok od niej. Wszystko zależy od tego, jak podchodzimy do życia, czego od niego oczekujemy, jakimi jesteśmy ludźmi, co nas tak michalpaulinaprawdę nęci i co kochamy. Pan Michał niewątpliwie kochał wolność, która tak naprawdę była jedynie namiastką prawdziwego życia. Chciał podróżować, uwolnić się od nudnego, szarego miasta w jakim żył – szukał swoich dróg, które niestety doprowadziły go do najgorszego na świecie miejsca na ziemi: więzienia w Tajlandii, gdzie został osądzony i skazany na wielokrotną karę śmierci.

Główny bohater pragnie lepszego życia – stagnacja i brak zleceń na wyroby ceramiczne zmuszają go do szukania nowych źródeł dochodu i wyjazdu aż do dalekiej Azji. Tutaj wplątuje się on w szereg ryzykownych transakcji handlowych i zostaje sprowokowany do popełnienia ciężkiego przestępstwa przez swoją przyjaciółkę Tajkę, która okazuje się tajnym agentem służb do walki z przestępczością narkotykową. W ten sposób trafia z raju, jakim wydawał mu się ten piękny, egzotyczny kraj, do najgorszego miejsca na ziemi: tajskiego więzienia, gdzie przebywa czekając na wyrok śmierci.

To przebieg akcji książki w skrócie, jednak warto przeczytać ją w całości by dowiedzieć się, jak bohater znalazł się w tym miejscu, co przeżywał, jak był traktowany i dlaczego napisał tę książkę.
Książka jest napisana bardzo ciekawie,  nie można się od niej oderwać.
Przeczytałam ją jednym tchem, w kilka godzin – wywołuje ona mnóstwo refleksji i tę najważniejszą: jak ja zachowałabym się w podobnej sytuacji, czy wytrwałabym? Aż strach pomyśleć, że nam mogłoby się to przydarzyć, a więc i lektura tej pozycji nikogo nie pozostawia obojętnym i na długo pozostaje w pamięci.

Obraz Tajlandii jest tu dwojaki – urzekająco kolorowy, jak z pięknego albumu o egzotycznych krajach i przerażająco czarno-biały z perspektywy uwięzienia, zza krat. Tak samo autor ujmuje ją w swym malarstwie.

Czytelnik zostaje wprowadzony w tajniki brutalnego świata tajskiego sądownictwa. Tutaj nic nie jest czarne lub białe. Tajska policja współpracuje z handlarzami narkotyków i pobiera od nich haracze. Cała konstrukcja tego systemu jest patologiczna, oparta na dążeniu do maksymalnego zysku kosztem rodzin uwięzionych. System wykorzystuje takie osoby jak Pan Michał, robią to również adwokaci, prokuratorzy – bo im dłużej będzie przetrzymywany w więzieniu, tym więcej pieniędzy prześle rodzina…

Jest jednak promyk nadziei dla uwięzionego – przypadkiem przeczytany list od łodzianki skierowany do innego więźnia budzi w nim wielką tęsknotę za krajem, a w konsekwencji – miłość…

Wplątany w zawiłe, ryzykowne kontakty z handlarzami narkotyków Michał stanowi jedynie pionek w całej grze, opartej na ogromnych pieniądzach. Całość dochodów z tego mafijnego biznesu przechodzi w ręce narkotykowych baronów, którzy mają się dobrze, a ich ofiary gniją w więzieniach przez lata.
Mam jednak nieodparte wrażenie, które towarzyszy mi od czasu lektury tej książki, że w tym miejscu znalazły się osoby zagubione życiowo, rozbite wewnętrznie, nie radzące sobie z problemami finansowymi, niezorganizowane życiowo, emocjonalnie i też po części stroniące od tradycyjnej pracy zawodowej. Jeśli mogę pozwolić sobie na takie osobiste oceny, to widać, że wiele osób zagubionych w tej tajlandzkiej dżungli to ludzie omamieni przez materializm i nałogi, balansujące na granicy życia i śmierci, ale wyłącznie z własnej, nieprzymuszonej woli.
Oczywiście czytelnik może mieć inne zdanie, ale co można powiedzieć o pewnym człowieku opisywanym przez Pana Michała, który znalazł się w tym okropnym miejscu, bo przez większość swojego życia uprawiał hazard, brał narkotyki, żył jak lekkoduch zmieniając partnerki i brylując w agencjach towarzyskich?
Nie nam jednak to oceniać, najważniejsze, że człowiek ma marzenia i tyle siły, aby wydostać się z tak niewyobrażalnie okropnego miejsca – tak jak Michał Pauli – a jak mu się to udało, to już przeczytajcie Państwo sami. Polecam gorąco tę niezwykłą opowieść!

Gosia K.

 

 

 

 

 

 






Możesz śledzić wszystkie odpowiedzi do tego wpisu poprzez kanał .

Dodaj komentarz