W ramach akcji Blogerzy Smakują mamy ogromną przyjemność zaprezentować kolejną recenzję, tym razem zapraszamy makaronowego raju czyli restauracji Spaghetteria ulica Kobierzyńska 142 a w Krakowie:
Ku mojej ogromnej uciesze trafiła mi się pewna restauracja o nazwie Spaghetteria, która już na wstępie zdradziła co będę mogła przetestować.
A z racji, że jest pasjonatką makaronu pod każdą możliwą postacią wybór mnie przez restauracje do testów swoich dań niósł ze sobą pewne ryzyko…
Gdziekolwiek jestem, gdziekolwiek jadam ZAWSZE w menu szukam Carbonary.
Czemu? Nie wiem, uwielbiam ją. A na miłość nie ma innych słów jak po prostu miłość.
Tym większe wyzwanie przed Spaghetterią...
Kolejne polegało na tym, że z mojego testerskiego wypadu zrobiła się rodzinna pielgrzymka…
Był Maks, a Maks jest niejadkiem.
Był tata, a tata je makaron tylko wtedy kiedy jestem w domu, bo próbuje w moich domowników przelać miłość do włoskiej pasty.
Był brat, który uwielbia szybkie i niezdrowe żarcie.
Była też ciocia, która choruje na wstręt do cebuli.
Spaghatteria to tak naprawdę dwa lokale – jeden przy ulicy Kobierzyńskiej i drug na Podgórzu. Czyli jeszcze nie na obrzeżach, ale już nie w centrum. Dojazd do obu bardzo dobry. Podczas mojej wizyty przewinęło się sporo gości, więc wydaje mi się, że nie jest to restauracja znana jedynie wśród lokalnych smakoszy.
Przede wszystkim pierwsze co rzuca się w oczy to niebywała czystość jakiej pozazdrościć by mogła Spaghatterii nie jedna restauracja. Delikatne i stonowane kolory utrzymane we włoskiej konwencji i piękny akcent – świeża bazylia w doniczkach na każdym stoliku. Sala główna i mała obok. Nowocześnie, przyjemnie, obsługa kulturalna i pomocna.
Będąc w restauracji z Maksem pierwsze czego szukałam to miejsca gdzie mógłby przez chwilę zająć się sobą. Spaghetteria posiada kącik dla dzieci, posiada stołek do jedzenia dla maluchów, szeregi kredek, klocków, bajek – tak aby dorośli mogli spokojnie zjeść. Są też dania dla dzieci – makarony o zabawnych nazwach Kaczora Donalda i Myszki Miki z pewnością zadowolą młode podniebienia.
Jest plazma, jest radio – spotkania meczowe myślę, że jak najbardziej na tak. Do menu można by wprowadzić kilka rodzajów pizz, tak by zbyt nie ingerować w nazwę Spaghetterii, a jednocześnie pozostać w konwencji włoskiej. Dla zabieganych przygotowują posiłki na konkretne godziny, wystarczy tylko telefon.
Początkowo miałam ambitne plany spróbowania jednego dania z każdej kategorii. Przeszło mi jednak po „zaglądnięciu w talerz” sąsiadom. Dania są spore, a wiadomo, że makaron jest raczej daniem zapychającym. Na naszym stole pojawiło się spaghetti carbonara, spaghetti bolognese, minestrone, polędwiczki wieprzowe z sosem serowym, szarlotka na ciepło i oczywiście tiramisu.
Bolognese było na specjalne życzenie pozbawione cebuli. Bardzo ładnie podane (tu nawiąże, że miałam wielokrotnie do czynienia z restauracjami, gdzie bolognese podawane jest na zasadzie makaronu polanego sosem – trzeba się natrudzić, przy okazji roznieść makaron po całym stole, żeby wymieszać jedno z drugim).
W smaku dominował pomidorowy sos, proporcje makaronu do sosu idealne,
dla mnie za mało sera na górze, choć to kwestia relatywna.
Carbonara nie pobiło mojego tarnowskiego numeru jeden, ale uplasowało się zaraz za nim. Podanie nie pozostawia nic do życzenia. W smaku delikatne, a boczek był boczkiem (raz dostałam po prostu makaron z szynką, mistrzostwo). Sos był ciut zbyt rzadki, nie oblepiał całościowo makaronu, a raczej spływał.
Minestrone to włoska zupa na bazie warzyw sezonowych z kurczakiem. Bardzo dobra! Grzanki do niej podane wyborne z całą pewnością godna polecenia!
Polędwiczki były świetnie wypieczone, ziemniaczki delikatne, dobrze doprawione! Zaciągając tatę do Spaghaterrii wiedziałam, że trudno mu będzie wepchnąć makaron. Bardzo dobrze, że w menu oprócz dań typowo pastowych znalazło się kilka pozycji dla tradycjonalistów. Myślę, że nie trzeba recenzować takich dań, bo patrząc na zdjęcia słyszę u siebie Wasze burczenie w brzuchu!
A to szarlotka na ciepło. Myślę, że sam sposób podania zasługuje na głośne okrzyki. W smaku równie pyszna i przyjemnie gorąca. Ciasto dalej chrupkie i delikatne.
Aż szkoda było jeść.
Tiramisu na bogato! Choć preferuje je w wersji nieco bardziej gorzkiej – więcej kawy/więcej kakao. To było typowo słodkim deserem. Rozpływało się w ustach,
a ciocia nie przestawała o nim mówić przez całą powrotną drogę.
Podsumowując
Jeśli będę miała okazję testować kolejne restauracje w akcji „Blogerzy smakują” to nie wiem jak sobie poradzą, bo Spaghetteria wysoko ustawiła poprzeczkę.
Jestem zażenowana, że jako krakowianka (bo restauracji jest dwie), jako wielbicielka makaronów (bo podają nieziemskie pasty) i jako studentka (bo jest TANIO!) Wcześniej tu nie byłam.Biję się w pierś i obiecuję poprawę!
Proszę o rozgrzeszenia i do zobaczenia na kolejnych makaronach!
Testowała:
Patrycja – Wtykam palec we wszystko. Znajduję każdy defekt i każdą najmniejszą zaletę. Od kosmetyków, przez żywność, aż do zabawek dziecięcych. Zawsze rzetelnie, zawsze prosto i zawsze szczerze.
Prowadzi bloga: testujemy-blogujemy.blogspot.com