Jak widać uwielbiam pomadki ochronne, stałym punktem moich zakupów w drogerii jest regał z pomadkami. Właśnie przy jednej z takich wizyt w oczy wpadła mi pomadka z Urody. Firmę znam od dawna, ale o ich pomadkach nie słyszałam, a że lubię nowości chciałam sama przekonać się o jej działaniu.
Opakowanie to klasyczny wykręcany sztyft zrobiony z dość cienkiego plastiku, który po pewnym czasie się wyrabia i pomadka zaczyna się otwierać bardzo lekko. Pomadka ma wyprofilowany koniec, żeby ułatwić aplikację – czego w pomadkach ochronnych nie lubię, wolę zakończone prosto wtedy lepiej mi jest się z nią obchodzić. Sztyft jest lekko wodnisty, tzn. nie jest kremowy jak np. zwykła pomadka Nivea, tylko bardziej mokry, mimo to jest zbity i twardy i trzeba kilka razy przejechać po ustach, żeby je dobrze posmarować. Zapach ma baaardzo delikatny, ledwie wyczuwalny, trochę ziołowo-apteczny.