Chciałam być Polką, czystą Polką i tylko Polką, ale z tą moją polskością wiecznie było coś nie tak. Wstydziłam się kaszubskiego akcentu i chłopskiego pochodzenia. Wstydziłam się, że moja rodzina nie kultywuje prawdziwych polskich tradycji.
Kompleks kaszubski nie jest niczym nowym. Dojrzewał w nas, Kaszubach, latami, żeby nie powiedzieć wiekami. Winę można rozłożyć na wszystkich. I na Niemców, i na Polaków, i na Kaszubów. Czasem myślę, że najbardziej na nas, Kaszubów. „Nas”. Mówię tak od niedawna, może od roku. /fragment książki/
Stasia Budzisz, reporterka specjalizująca się w krajach byłego bloku radzieckiego, tym razem kieruje swoje bezkompromisowe spojrzenie na Kaszuby, krainę własnego dzieciństwa. Z zachowanych zdjęć, rodzinnych wspomnień i legend oraz rozmów ze świadkami burzliwych dziejów regionu buduje intrygujące połączenie reportażu historycznego i rodzinnej sagi. Welewetka to opowieść o losie kaszubskiej mniejszości, cały czas będącej w rozdarciu, traktowanej podejrzliwie, wciąż poszukującej własnej tożsamości.
Dusze pokutujące na kaszubskich drogach. Niekończące się rozmowy ze zmarłymi, którzy nigdy nie opuszczają tych „skrwawionych ziem”. Sny, gusła, zabobony. Swojskie wampiry, czarownice i diabły. Tygiel: żywe z martwym, dobre ze złym, a kaszubskie z polskim, ruskim, szwabskim… Czas głównie przeszły, odrobina teraźniejszego, lęk o przyszłość. Tak umierają Kaszuby, Kaszubi i kaszubszczyzna, a Stasia Budzisz jest troskliwą i zarazem bezlitosną kronikarką tego gnilnego procesu. Historia rodzinna autorki co rusz zderza się z Wielką Historią, tak jak rzeźby pogańskich demonów ścierają się z roztańczonymi obrazami świętych, a pogańskie szlaki przecinają uparcie z krętymi ścieżkami do nieba. Dawno nie czytałem książki tak mi bliskiej, tak przejmującej i śmiertelnej, że aż strach. Budzisz dotyka do żywego. [Grzegorz Wysocki, Gazeta.pl]
Budzisz wyciąga z mroków zapomnienia, wstydu i przekłamania wszystkie kaszubskie demony – wstających z trumny ópich i wieszczych, dziadka z Wehrmachtu, przaśnego peerelowskiego chochoła – i rzuca na nie ostre reporterskie światło. Bezkompromisowa, zaskakująca, a równocześnie wzruszająca lektura. [Agata Kasprolewicz, Raport o książkach]