Restauracja Foksal w  Warszawie – opinia

16 października 2013, dodał: Redakcja
Artykuł zewnętrzny

W ramach naszej kulinarnej akcji Blogerzy Smakują  mamy  przyjemność zaprezentować kolejną recenzję, tym razem postanowiliśmy zagościć w restauracji Foksal w Warszawie:

banersmak

Restauracja Foksal Factory

Foksal 18, Warszawa

www.facebook.com/foksalfactory

8 października na zaproszenie  urodaizdrowie.pl  oraz restauracji  Foksal Factory mieszczącej się  w Warszawie przy ulicy Foksal 18 miałam przyjemność degustować kilka dań z ich karty.
Ulica ta, odchodząca od Nowego Światu,  wraz z sąsiednimi, jest prawdziwym zagłębiem kulinarnym Warszawy – spora konkurencja.
 
Wystrój restauracji jest nowoczesny, meble są wygodne. Na dole króluje duży bar. W karcie jest spory wybór mocnych alkoholi i drinków. Jeśli chodzi o kartę win znajdziemy tam podstawowe „bezpieczne” wina.  Jedynym wyjątkiem kompletnie nie pasującym do tej karty jest Opus One 2000 rok za 2700 zł.
Dysponowaliśmy kwotą 250 zł na dwie osoby i całym menu do wyboru. Ponieważ chcieliśmy spróbować jak najwięcej różnych dań braliśmy po jednej porcji na dwie osoby.
 
Na wstępie do picia zamówiliśmy domową mrożoną herbatę i domową lemoniadę ( każda 9 zł). Żałowałam, że nie wzięliśmy dwóch lemoniad.
Na początek zamówiliśmy wątróbki drobiowe z żurawiną (29 zł) i to był błąd, duży błąd. Wątróbki okazały się idealne – delikatne, lekko różowe w środku… po prostu rewelacja i niestety poprzeczka została ustawiona wysoko.
 
Następnie było tagliatelle ze szpinakiem i wędzonym łososiem ( 33 zł)– taki drobiazg – łosoś nie był wędzony, mimo zapowiedzi w menu. Ale błąd do wybaczenia gdyż tagliatelle bardzo dobre, a szpinak idealny.
 
Kolejnym daniem był sandacz z maślano-ziołowym sosem, puree cytrynowym i szparagami (49 zł). Szparagi zielone – nie sezonowe, ale czepiać się nie będę gdyż były bardzo dobrze ugotowane a ja szparagi mogę jeść na okrągło. Co prawda nie wiem gdzie było puree cytrynowe… Sandacz bardzo smaczny, idealnie ugotowany, ale w jedzeniu przeszkadzały ości. No i zupełnie nie wiemy, po co do sandacza dodawać oliwki?  Zabiły smak delikatnej ryby.
 
Jako danie główne zamówiliśmy jagnięcinę nowozelandzką ze smażonym szpinakiem i gnocchi ( 49 zł) oraz stek z wołowiny rasy angus z opiekanymi ziemniakami i masłem ziołowym (69 zł). I tu cenna uwaga, gdy coś zamawiamy to dopytajmy się, co zostanie nam podane. Gdy zamawiałam jagnięcinę wyobrażałam sobie kawałek jagnięciny lekko różowy w środku a dostałam plastry pieczeni jagnięcej polane sosem. Danie nie w moim guście, ale szpinak rewelacyjny i bardzo dobre gnocchi – nie mi je oceniać gdyż nie wiem jak powinno wyglądać prawdziwe gnocchi – mogę tylko powiedzieć, że było bardzo smaczne, zjadłam całą porcję prawie się nie dzieląc ;)
 
Stek usmażony zgodnie z życzeniem. Danie ogólnie dobre.
I zupełnie nie wiem, po co przy każdym daniu garnie z sałaty i pomidorków koktajlowych.
Deseru już nie braliśmy gdyż miejsca na niego już zabrakło. Wyszliśmy objedzeni jak bączki.
Generalnie na plus, małe niedociągnięcia, ale może na początku bardzo wysoko postawiona poprzeczka przez pyszną wątróbkę. Obsługa bardzo miła i sprawna. Na stole panował porządek i zawsze mieliśmy szybko wymieniane talerze i sztućce. Z kuchni dania wychodziły rytmicznie, bez zbędnego oczekiwania. Myślę, że można restaurację śmiało polecić. 
 
W tym dniu nie było szefa kuchni pana Piotra Haltera, tylko jego zastępca.

Testowała:

Joanna – Gotuję – bo lubię, jem – bo lubię, piję wino – bo lubię. Gotuję od zawsze, bloguję od niedawna. Szukam nowych smaków, kombinacji przypraw i produktów.
Prowadzi bloga: krolestwogarow.blogspot.com

zobacz również:

  1. Akcja Blogerzy Smakują – przyłącz się!
  2. Baza Testerek i Blogerek
  3. Obecnie testowane restauracje – zgłoś się!
  4. Pozostałe recenzje blogerek