Szampon, balsam i olejek Green Pharmacy – opinia
Szampon do włosów normalnych i przetłuszczających się – Nagietek Lekarski
Jest to w sumie typowy szampon ziołowy z SLS, z tym że zawiera substancje kondycjonujące.
Skład:
Na początku wspomniany SLS, potem wspomagająca i łagodząca betaina, i dwie kolejne wspomagające, łagodne substancje myjące. Następnie kondycjonery: silikon średnio – dobrze zmywalny przez samą wodę, i substancja filmotwórcza, ułatwia rozczesywanie włosów. No i w końcu ekstrakt z nagietka, potem parfum i spółka ( konserwanty, barwniki, regulatory pH).
Mi tutaj tylko nie podobają się te składniki filmotwórcze.
Generalnie ja wystrzegam się silikonów, quatów i i innych substancji filmotwórczych w szamponach, bo nie potrzebnie obciążają włosy i nadbudowują się na skórze głowy. Ale ten szampon dzięki SLS i tak je zmyje, no i błędne koło.
W butelce – całkiem przyjemnej dla oka, mieści się 350 ml. Szampon w sklepie kosztuje koło 7-8 zł ( dostępny z resztą w niektórych Rossmannach ). Jest bardzo gęsty, ale przy tym jakby nie wydajny, bo raczej słabo się pieni. Ma przyjemny zapach. Skórę głowy i włosy myje bardzo dobrze, wystarczy jedno nałożenie aby zmyć ciężki olej. Ja mam tendencję do przetłuszczania się głowy, ale nie zauważyłam szczególnej różnicy, czyli ani nie zaszkodził ani nie pomógł.
Podsumowując, ten szampon jest wg mnie bardziej skierowany do włosów normalnych, bo przetłuszczające się może obciążyć (silikony). Może czyli nie musi, zawsze można wypróbować na sobie co komu odpowiada. Generalnie jeśli ktoś nie „boi” się substancji filmotwórczych i SLS to polecam, ale ja raczej go nie kupię.
Balsam do włosów zniszczonych, łamliwych i osłabionych – Pokrzywa Zwyczajna
Tutaj sytuacja wydaje się bardziej skomplikowana. Mamy zestaw ciekłej parafiny, silikonów i ekstraktów na końcu składu..
Szczerze wątpię w jego właściwości regeneracyjne, bo zioła są raczej słabymi odżywkami do włosów, ( zwłaszcza w tej ilości ). Natomiast do skóry głowy są niezastąpione, ale balsamu nie polecałabym stosować na skórę głowy.
Co zawiera skład: alkohol tłuszczowy, substancja ułatwiająca zmywanie odżywki z włosów, ciekła parafina, kolejna substancja ułatwiająca zmywanie produktu, cykliczny silikon – samoistnie odparowuje z powierzchni włosów, dalej silikon do usunięcia przez łagodny szampon no i parfum. Reszta powinna być w stężeniu mniejszym niż 1%: regulator pH, glikol propylenowy, konserwanty, stabilizatory i na szarym końcu ( raczej śladowe ilości ) ekstrakty: skrzyp polny, pokrzywa zwyczajna, dziurawiec zwyczajny, NASIONA ( producent zapewnia że z owoców ) kasztanowca zwyczajnego, owoce żurawiny.
Może te ekstrakty w sumie będą miały ponad 1%, to już nie jest źle. A szczerze, to balsam ani nie odżywi, może trochę coś wzmocni, ale nawilży, chociaż ta parafina… też za nią nie przepadami i zdecydowanie ułatwi rozczesywanie ( silikony ).
Pojemność balsamu to 300ml ( koło 8 zł ). Odżywka jest równie gęsta jak szampon, także wydaje się mało wydajna, mimo tych silikonów jest mało śliska. Ładnie pachnie. Chyba nic więcej nie mogę o niej powiedzieć.
Jest to odżywka niestety bardzo przeciętna tylko dla osób nie wymagajacych.
Ogólnie te dwa produkty są nie zgodne z sadami Curly Girl, oraz z zasadami że w szampon ma tylko myć a odżywka nie obciążać silikonami.
I teraz najlepsze na koniec :)
Olejek łopianowy z czerwoną papryką
Od dawna marzyłam o olejku łopianowym, ale w mojej okolicy dostępny był tylko ten z apteki ( 30 zł za 150ml ), więc wstrzymywałam się z kupnem. O olejkach łopianowych od Green Pharmacy też słyszałam ale nie są one dostępne we Wrocławiu, chociaż mogę się mylić bo wszystkich drogerii nie obleciałam. No i w Rossmannie tez ich nie ma, ale mam ogromna nadzieję że się pojawią.
Olejek już mnie zachęcił swoim składem, jest prosty w sumie tylko to co ma być.
Olej roślinny, do tego ekstrakt olejowy z łopianu większego, ekstrakt z czerwonej papryki i BHT czyli przeciwutleniacz, stabilizuje m.in. witaminy w oleju, jednym słowem zapobiega jełczeniu oleju.
Olejek mieści się w małej buteleczce 100ml ( podobno w drogeriach do kupienia za 5-7 zł ) z zakrętką/korkiem jak ze zwykłego oleju słonecznikowego Bartek. Mimo to moja buteleczka prawie zawsze jest tłusta… Wg mnie nie pachnie czymś szczególnym – po prostu olejem. Konsystencja bardzo płynna.
Używałam go zgodnie z zaleceniami producenta czyli 2 razy w tygodniu na 30 minut przed myciem. Wmasowywałam niewielka ilość oleju w skórę głowy. Zmywałam szamponem z SLS z tej serii, ale tez próbowałam Baby Dream’em i tez się zmył. Myślałam że to za krótko i za rzadko używam żeby były efekty, ale efekt po około 3 tygodniach przeszedł moje oczekiwania. Mnóstwo nowych babyhair!
Najbardziej widoczne były na zakolach, pojawiła się cała masa malutkich włosków, a gdy przesunę ręką po skórze głowy czuje także nowe klujące włoski :)
Jestem na prawdę zadowolona bo jeszcze miesiąc temu borykałam się z nadmiernym wypadaniem włosów i zahamowaniem wzrostu. Było to oczywiście spowodowane pogorszeniem się mojego stanu zdrowia, ale ostatnio już jest lepiej a ten olejek pomaga mi bardzo.
Postanowiłam dalej używać go 2 razy w tygodniu ale myślę że wydłużę czas do godziny przed myciem.
Olejek jest bardzo wydajny, nie trzeba go dużo nakładać, wręcz nie wskazane jest nakładanie zbyt dużo na skórę głowy bo i tak nadmiar nie wsiąknie w skórę głowy.
Wiem już że olejek na stałe zagości w moim niezbędniku włosowym, ale muszę go gdzieś dorwać…W najgorszym wypadku zamówię przez internet. Polecam go z czystym sumieniem :)
Testowała:
Karina – Moją pasją jest kosmetologia, szeroko rozumiana, z chęcią i dużą intensywnością testuję nowe produkty, zawsze patrze na skład kosmetyku i wybieram jak najbardziej naturalny. Ostatnio założyłam bloga do którego się długo przykładałam i mam zamiar umieścić tam moją bazę wiedzy o kosmetologii oraz moje recenzje porady i indywidualne odczucia.
Prowadzi bloga: http://biochemiakosmetyczna.blogspot.com/