Trzy tygodnie po narodzinach Gabrysi, jak co dzień przychodzimy do szpitala. Idziemy do córeczki. Zastajemy puste łóżeczko…
Zacznijmy jednak od początku historii. Dwie kreski na teście ciążowym, wielka radość, a potem jeszcze większy strach – jest 6 tydzień ciąży, lekarz podczas USG nie widzi bijącego serduszka. Kontrola poziomu hormonów, kolejne badania w celu potwierdzenia, czy ciąża jest „żywa”. Jest! Serduszko bije, jednak za wolno, lekarze domyślają się już, że coś poszło nie tak… To tylko podejrzenia, więc jest nadzieja, że jeszcze wszystko będzie dobrze.
W Wigilię Bożego Narodzenia dowiedzieliśmy się, że będzie dziewczynka i że nie ma wad genetycznych. To był dla nas dowód na to, że cuda się zdarzają! Gdy w 19 tygodniu okazało się, że córeczka przyjdzie na świat z poważną wadą serca, skierowano nas do Łodzi. Tam też pierwszy raz usłyszeliśmy słowa „serce jednokomorowe”.
24 maja 2013 roku na świat przychodzi Gabrysia. Fizjologiczny spadek wagi kilka dni po porodzie sprawia, iż waży jedyne 1,6 kg. To za mało. Zdecydowanie za mało, aby operować jej chore serce. Słyszymy, że aby zabieg był możliwy, konieczne jest, aby Gabi ważyła przynajmniej 2,5 kg. Rozpoczynamy walkę o każdy gram, który przybliża nas do celu, a Gabrysię do szansy na operację.
W dniu, w którym zastaliśmy jej łóżeczko puste, myśleliśmy, że serca nam pękną. Otrzymaliśmy informację, że w nocy nastąpiło załamanie krążenia i jest na Intensywnej Terapii. Z trudem utrzymując się na nogach, poszliśmy szukać naszego dziecka. Znaleźliśmy ją zwiniętą w kłębuszek, pokłutą i zaintubowaną. Nie można było dłużej czekać – trzeba było natychmiast operować serduszko.
Gdy po operacji doszła do siebie, mogliśmy ją zabrać do domu. I właśnie wtedy pada kolejny już cios. Rutynowe, przesiewowe badanie słuchu wskazuje, że Gabrysia nie słyszy prawidłowo. Nie wiadomo, czy przyczyną uszkodzenia słuchu były leki, które musiała otrzymywać, czy zbyt długa intubacja. Wiadomo tylko, że na dzień dzisiejszy Gabrysia nie słyszy śpiewanych jej kołysanek i głosu ukochanych osób…
Jesteśmy wdzięczni lekarzom za to, co zrobili do tej pory, jednak wiemy, że ograniczenia w naszej służbie zdrowia mocno odbijają się na dzieciach. W przypadku wady, jaką ma Gabrysia, problemem są bardzo duże kolejki do zabiegów. Dzieci często operowane są później niż powinny, na stół operacyjny trafiają już w ciężkim stanie, co znacznie zmniejsza ich szanse.
Nasza Gabrysia zniosła rzeczy, których nie zniósłby niejeden dorosły człowiek. Pokazała, jak bardzo jest silna i jak mocno chce żyć. Czujemy więc, że naszym obowiązkiem jako rodziców jest w tej chwili zrobić wszystko, co w naszej mocy, żeby maksymalnie ułatwić jej dalszą walkę. Dlatego też nie chcemy jedynie czekać i mieć nadzieję, że kolejne etapy leczenia przebiegną lżej niż pierwszy. Skonsultowaliśmy się z profesorem Malcem operującym w Münster. Tamtejsza klinika ma bardzo dobre wyniki operacji, operowane dzieci dzięki znakomitym warunkom rzadziej zmagają się z komplikacjami niebezpośrednio związanymi z zabiegami. Przede wszystkim jednak tam dzieci nie czekają w kolejkach, ale operowane są w najdogodniejszym do tego momencie, kiedy mają jeszcze dużo sił, by walczyć. Przeprowadzenie kolejnych operacji Gabrysi w Münster jest więc naszą nadzieją i naszym marzeniem. Wiemy, że będzie miała tam najlepsze warunki do tego, by zmagać się ze swoją chorobą.
Niestety, pomoc rodziny i przyjaciół nie wystarczy do uzbierania 36 500 euro – pieniędzy potrzebnych na leczenie w Münster. Dlatego prosimy wszystkich Was, w imieniu swoim i Gabrysi, o pomoc w walce o jej życie. Powinna być operowana do końca tego roku. Czasu jest mało, a wciąż mamy tylko część kwoty.
Godziny spędzone przy szpitalnym łóżeczku chorej córeczki podtrzymują nadzieję, która wciąż nie pozwala się poddać…
Więcej informacji jak pomóc Gabrysi – TUTAJ