W ramach Wielkiej Akcji Testowania z naszym portalem prezentujemy poniżej recenzję blogerki Tobeastonefox.blogspot.com, która miała możliwość testować organiczny krem pod oczy Skin Blossom ze sklepu Biopiekno.pl
Spośród ogromu kosmetyków do wyboru mnie przypadł krem pod oczy brytyjskiej firmy Skin Blossom. Stosuję go od prawie trzech tygodni, więc zapraszam na recenzję.
Dostępność: sklep biopiekno.pl
Cena: ok. 28 zł
Skład:
Aqua (Water), Cetearyl Alcohol, Glycerin*, Caprylic/Capric Triglyceride, Glyceryl Stearate, Cetearyl Glucoside, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter*, Prunus Amygdalus Dulcis (Almond) Oil*, Polygonum Fagopyrum (Buckwheat) Seed Extract, Dehydroacetic Acid, Benzyl Alcohol, Aloe Barbadensis (Aloe Vera) Leaf Juice Powder*, Tocopherol (Vitamin E), Sodium Benzoate, Camellia Sinensis (Green Tea) Leaf Extract*, Euphrasia Officinalis (Eyebright) Extract*, Xanthan Gum, Potassium Sorbate, Citric Acid
*Certified as Organically Grown
Opakowanie: Niewielkie, lekkie i solidne. Krągłe, zakończone wygodną pompką. Mieści w sobie 15 ml kosmetyku, czyli standardową pojemność dla produktów tego typu.
Zapach: Niewyczuwalny. Pierwszego dnia stosowania wydawało mi się, że pachnie zieloną herbatą, jednak nawet wtedy był nieznacznie wyczuwalny. Teraz to wrażenie całkowicie zniknęło.
Konsystencja: Krem nie lepi się, nie jest tłusty lecz jest treściwy. Specyfik ma biały kolor. W kontakcie ze skórą jego konsystencja przypomina masło. Po rozsmarowaniu krem jest przeźroczysty, nie pozostawia tłustej ani błyszczącej powłoki.
Producent mówi: Regenerujący i odświeżający krem pod oczy skutecznie nawilża oraz odmładza skórę wokół oczu. Specjalna mieszanka wyciągu z zielonej herbaty i świetlika spełnią rolę przeciwutleniaczy. Posiada ekstrakt z gryki. Redukuje cienie i obrzęki pod oczami, ma właściwości przeciwstarzeniowe.
Stonefox mówi: O razu powiem, że bardzo się ucieszyłam, iż to właśnie ten kosmetyk dla mnie wybrano. Zależało mi na kremie pod oczy – nie byłam zadowolona z tego, co stosowałam wcześniej. Dlatego wszelkie mazidła przeznaczone do tych okolic wydawały mi się zbędne. Dla mnie po prostu nie stanowiło żadnej różnicy czy użyję takiego kremu, czy nie. Słyszałam jednak, że okolice wokół oczu najszybciej się starzeją i dlatego ważne jest, by taki kosmetyk mieć. Dlatego od niedawna miałam kosmetyk pod oczy, był to jednak tylko żel chłodzący i nawilżający w niskiej cenie. Lekki, szybko się wchłaniał, ale rezultatów nie dawał żadnych, prędko poszedł więc w odstawkę.
Niedawno zauważyłam, że skórę pod oczami mam bardzo wysuszoną, szorstką, pojawiło się nawet coś, co wyglądało jak niewielkie suche skórki. Winowajcy: mała ilość snu i lekkie, ale permamentne odwodnienie organizmu (czyli winowajcą jestem ja :) – wmuszenie we mnie dwóch litrów wody dziennie jest prawie niewykonalne). Ta sytuacja wpływa na cerę bardzo negatywnie. Stwierdziłam więc, że muszę się postarać o lepszą, nawilżającą pielęgnację twarzy, co od kilku miesięcy staram się stosować. Rola kremu pod oczy pozostała jednak nieobsadzona. Stąd moja radość, gdy dostałam przesyłkę z kremem pod oczy Skin Blossom. O firmie słyszałam po raz pierwszy, więc była to jedna wielka niewiadoma. Skład wzbudził we mnie wielkie nadzieje, bo i masło shea, i olejek migdałowy, i aloes, i zielona herbata – fajny.
Zaczęłam stosowanie: codziennie, rano i wieczorem dzielnie wklepywałam krem palcami serdecznymi. Zdziwiłam się, jak szybko wchłonął się tak treściwy krem i jak przyjemnie się go stosuje. Na początku nie żałowałam sobie i nałożyłam dużo produktu – kosmetyk nie do końca się wchłonął i zaczął się lekko rolować pod makijażem. Problem zniknął gdy następnego dnia nałożyłam go trochę mniej – nie nazwałabym więc tego minusem, myślę, że trzeba się nauczyć odpowiedniego dawkowania wszelkich produktów. Na noc lekkie rolowanie nie przeszkadzało mi, więc nakładałam wtedy całą pompkę, aby zyskać lepsze nawilżenie przez noc, a w dzień nakładałam niepełną pompkę. Kosmetyk szybko się wchłania i nie pozostawia tłustej ani świecącej powłoki. Nie piecze w oczy.
Po użyciu kremu skóra jest gładka i miękka a jednocześnie lekko napięta. Nie jest to nieprzyjemne napięcie, chodzi mi o wrażenie jędrniejszej skóry. Nie mam problemów z obrzękami pod oczami, ale mam ogromne z cieniami. Nie napiszę, że już tego problemu nie mam, jednak odkąd stosuję ten krem widzę różnicę w dniach kiedy nie mogę zasnąć i w efekcie śpię dwie lub trzy godziny. Zwykle po takiej nocy wyglądam upiornie i żaden makijaż nie jest w stanie zakryć moich atramentowo-czarnych worów. Teraz po takiej nieprzespanej nocy – owszem – mam cienie pod oczami, ale są one o wiele mniej intensywne i z całą pewnością mogę powiedzieć, że wyglądam jak istota ludzka. W normalnych okolicznościach zmniejszenie cieni pod oczami nie jest tak widoczne.
Rozjaśnienie cieni to miły dodatek, ale to nie jest najważniejsze. Dla mnie najistotniejsze było to, czy kosmetyk odpowiednio nawilży strefę pod oczami. I w tym sprawdził się bezbłędnie: skóra jest miękka i gładka, po suchych skórkach ani śladu. Czuję, że pustynia pod oczami została nawodniona i to nie za pomocą moich łez :).
Srogo się rozpisałam, jednak uznałam za konieczne napisanie wprowadzenia dotyczącego moich wcześniejszych przygód z produktami pod oczy oraz opisanie moich problemów skórnych, gdyż na pewno miały one wpływ na recenzję. Wierzę, że produkt od Skin Blossom przerwał moją złą passę do kosmetyków tego rodzaju i że teraz będę chętniej testować kremy pod oczy. Widzę, że dobry krem jednak robi różnicę – a ten do nich nieśmiało zaliczę.
Na mnie ten produkt sprawdził się bardzo dobrze, mam jednak zbyt małe doświadczenie w kremach pod oczy by stwierdzić, że to ideał (tego na pewno będę szukać ;). Jednak jak dotąd jest to najlepszy krem pod oczęta na jaki trafiłam.
Testowała:
tobeastonefox.blogspot.com