Poniżej prezentujemy opinię blogerki www.bycpiekna24.blogspot.com, która testuje kosmetyki naturalne ze sklepu Cosmonatura:
Witajcie! Tak długiego tytułu do danej publikacji nie miałam już dawno, ale jest to spowodowane tym, że dziś chciałabym Wam przedstawić dwie absolutne nowości na naszym rodzimym rynku pielęgnacyjnym, czyli naturalne kremy hiszpańskiej marki Cosmonatura, które od kilku tygodni mam przyjemność testować.
Od kiedy dowiedziałam się, że będę miała możliwość wyboru dwóch produktów, moją uwagę szczególnie przyciągnęły pozycje, na które ostatecznie się zdecydowałam, czyli liftingujący krem na dzień z aktywnymi składnikami jadu kobry (uznałam, że przyda się na moje pierwsze zmarchy) oraz drugi, regenerujący, do stosowania na noc, zawierający w sobie rozgwiazdę i wody termalne, który wybrałam z uwagi na moje znaczne przesuszenie cery po pobytach w szpitalach. Później nie mogłam się doczekać, aby wreszcie móc je wypróbować i następnie podzielić się wrażeniami z Wami. Ciekawi jesteście moich odczuć? :)
Kremy przyszły zapakowane w minimalistyczne, kartonowe pudełeczka, na których mamy zawarte wszelkie informacje od producenta, w tym również w języku polskim oraz skład.
To, co mnie zaskoczyło na początku to fakt, że na stronie producenta mamy jasną informację, że krem zawiera w sobie jad kobry: „Krem liftingujący to jednak nie tylko wyciąg z jadu kobry […]„, drugi przykład: „Wykaż się odwagą i zaatakuj swoje zmarszczki kontrolowaną ilością wyciągu jadu kobry„, przy czym po otrzymaniu kremu, na opakowaniu jasno pisze, że jest on „podobny w składzie do jadu kobry„, zatem wkradła się tu pewna nieścisłość, którą czym prędzej należałoby wyeliminować.
Przechodząc jednak dalej. Po miesięcznym stosowaniu to, co mogę z całą pewnością zauważyć, to fakt, że krem ten doskonale nadaje się pod makijaż. Nakładałam go pod wiele podkładów, w tym ciężki Double Wear od Estee Lauder i za każdym razem nie było mowy o zważeniu, czy skróceniu żywotności całego makijażu. Jak wspomniałam wyżej, nie pozostawiał też tłustej warstwy na skórze i ulegał całkowitemu wchłonięciu. To, co natomiast może przeszkadzać, to bardzo mocny zapach, nieco w stylu retro, który mnie akurat nie przypadł do gustu. Utrzymuje się on kilka godzin (choć być może tak go odczuwa mój bardzo wyczulony nos) i z pewnością nie każdemu może to odpowiadać.
Teraz skupmy się na rozgwieździe:
Jeśli chodzi o ten krem, to ma on jak dla mnie woń przyjemniejszą, trochę apteczną, ale zarazem dość świeżą. Ewidentnie kojarzy mi się z jakimś zapachem z pogranicza aromaterapii, jednak ciężko mi go do czegokolwiek przyrównać, gdyż jest bardzo specyficzny, niemniej całkiem miły dla nosa, choć równie mocny co poprzednik. Swoją drogą szkoda, że nie są mniej perfumowane, choć z drugiej strony akurat odbiór zapachów jest cechą na tyle indywidualną, że to, co dla jednych jest wadą, dla innych może być zaletą.
Ponad to jak już mówiłam, jako, że jest to krem mający zapewnić regenerację i nawilżenie cerze, po nałożeniu pozostawia dość wyczuwalną warstwę (porównywalną jak przy kremie Nivea), co z pewnością wielu osobom, zwłaszcza tym, które borykają się z przesuszeniem cery, powinno odpowiadać. Do tego ilekroć na niego spojrzę, wciąż urzeka mnie błękitna kula, niczym ta, w którą zaglądają wróżki w bajkach :).
Teraz w końcu najważniejsze, czyli wnioski! Kremów używałam łącznie, dlatego nie jestem w stanie rozdzielić, który konkretnie co mi zapewnił, ale przybliżę Wam moje zbiorowe odczucia względem nich. Zatem po miesiącu regularnego używania, to co u siebie przede wszystkim zauważyłam, to ogólnie zdrowszy, ładniejszy wygląd cery, która stała się również bardziej napięta oraz jędrna, choć przyznaję, nie jest to efekt spektakularny, aczkolwiek mimo wszystko zauważalny. Do tego borykając się z przesuszeniem cery, które dopadło mnie po moich pobytach w szpitalach, kremy (podejrzewam, że tutaj większy udział przypadł rozgwieździe) ładnie go zredukowały, ostatecznie eliminując po ok. 3 tygodniach używania.
Co warto podkreślić, to fakt, że przez cały okres stosowania, żaden z kremów nie zapchał mnie, nie uczulił, czy nie spowodował jakichkolwiek innych dolegliwości. Bardzo duży plus przyznałabym za skład, który w obu przypadkach, jak na moje laickie oko, wydaje się być bardzo dobry, choć jak doskonale wiecie, nie jestem ekspertką w tej dziedzinie.
Ceny obu kremów są stosunkowo niewysokie. Za kobrę, znajdującą się w 100 ml pudełeczku należy zapłacić 56,69 zł, natomiast koszt rozgwiazdy schowanej w 50 ml kuli to 71,89 zł.
Jestem ciekawa, jakich Wy miałyście okazję używać kremów z nietypowym składnikiem – jadu węża, pszczoły, a może ślimakiem, diamentem lub innym. Teraz mamy tyle niesamowitych nowości na rynku, że można przebierać jak w ulęgałkach ;). Jak zawsze czekam na Wasze komentarze i w międzyczasie zmykam poczytać, co u Was na blogach słychać :).