„Kieliszek trucizny” – recenzja

30 listopada 2011, dodał: Redakcja
Artykuł zewnętrzny

Kieliszek trucizny
Pierdomenico Baccalario, Alessandro Gatti

Przekleństwo. Klątwa. Śledztwo.
I naleśniki z czekoladą…
Idolem Nikoli i Simona jest King Ellerton, genialny, sprytny i niepokonany detektyw, potrafiący błyskawicznie rozwiązać każdą zagadkę kryminalną. Co więcej w ich żyłach płynie policyjna krew i to samego nowo mianowanego nadkomisarza. Mama rodzeństwa, pani Walentyna, także oddaje się pasji detektywistycznej, z nie mniejszym zapałem, niż upodobaniu do przestrzegania zdrowej diety. Nic więc dziwnego, że dzieci mają smykałkę do tropienia tajemnic i wyszukiwania rzeczy mniej zwykłych, niż zwyczajne. Dla nich nic się nie dzieje przypadkiem i dziwne rzeczy zdarzają się częściej, niż można by było przypuszczać. Tym bardziej, że idealne zbiegi okoliczności to podstawa do poważnych podejrzeń.
I oto podążając za dziwnym człowiekiem w ogromnym berecie (który zdaniem dzieci wyglądał ni mniej, ni więcej, tylko jak przydeptany placek) były świadkami zdarzenia, w którym ów dziwak (jak słusznie, bądź nie stwierdziły dzieci) o mało nie zginął pod kołami samochodu (który jechał zbyt szybko i to wcale nie przypadkiem!). Niedługo później dowiadują się, że ten sam ekscentryczny osobnik, aż nadto wyróżniający się z tłumu paryskich przechodniów (żeby wymienić tylko awanturniczy charakter, beret i wymięty prochowiec) jest oskarżony o zamordowanie właścicieli swojej kamienicy. Okropieństwo, nieprawdaż? Dużo bardziej wstrętne niż gotowany kurczak i brokuły na parze serwowane na kolację. Jednak pan Marceli ma alibi. I wydaje się, że kieliszek trucizny, biedni  państwo Bloch wypili na własne, wścibskie życzenie.
Sprawa oczywiście nazbyt trudna dla dwójki entuzjastycznych, zdolnych i gorliwych, ale w końcu tylko młodych dzieciaków. I tak rozpoczyna działalność Klub Siedmiu Detektywów, chociaż taka nazwa wcale nie została zaakceptowana. I oto siedząc w zielonym gabinecie należącym niegdyś do najsłynniejszego detektywa Paryża, Gustawa Darbona, detektywi – amatorzy i mieszkańcy piętrowej kamienicy usytuowanej w zaułku Woltera, podążają śladami cydru, ulotek drukarskich i spraw spadkowych samej hrabiny, by odkryć prawdę. Nikomu nie mieści się bowiem w głowie, że ten pechowy i nieco osobliwy miłośnik ostryg, przesłuchiwany już przez policję (a nawet aresztowany na kilka dni!) może ponosić winę za tak haniebny czyn, jak perfidne otrucie dwojga ludzi. Śledztwo trwa…
Książka napisana jest niebywale lekkim stylem, delikatnym jak motyle skrzydła a zarazem niezwykle wesołym i pogodnym, jak wyspane słońce w letni poranek. Akcja toczy się nieprzerwanie od pierwszych stron opowieści i nie zwalnia nawet na chwilkę, wciągając czytelnika w wir wydarzeń. Zmyślnie skonstruowana intryga, stopniowanie napięcia i wprowadzanie kolejnych wątków i tropów, nie pozwalają na wyciąganie pochopnych wniosków, niemal do samego końca. Dzięki temu czytanie, nie jest pozbawione owej specjalnej cechy dobrej książki – nakazuje ciągłe myślenie i dedukcję. Zabawne sceny sytuacyjne i humor słowny, czynią historię lekko swobodną, a tym samym kunsztownie przyjemną. Nie sposób też nie polubić bohaterów, z których każdy w ów subtelnie słodki sposób (niczym naleśniki z Petit Canard) naznaczony jest oryginalnym charakterem, dzięki czemu od razu zyskuje naszą sympatię. I to całkiem dużą. Zebranie tak kreatywnej galerii postaci, z której każda jest osobliwym indywiduum, dodaje całości opowiadania niezwykłej barwności i niezaprzeczalnego, charyzmatycznego uroku.
Warto też wspomnieć o niezwykle ładnych rysunkach, które zdobią historię, dodając opowieści perspektywy wizualnej, co jest zarówno zabiegiem estetycznym, jak i kształtującym wyobraźnię (udowodniono wszak ponad wszelką wątpliwość, że obraz przemawia do człowieka dużo silniej niż same słowa). Genialne połączenie, figlarnie wdzięczne i urokliwie zgrabne.
Jest to książka, którą z szerokim i szczerym uśmiechem zaszereguję do kategorii – dla każdego. Świetna dla dorastającej młodzieży i niezwykle radosna dla czytelnika nieco starszego. Pomysłowa zagadka, może zauroczyć, trop uwieść, a styl narracji rozbawić, nawet do łez. Cudowna odskocznia od smutków szarego popołudnia i wspaniała lektura do poduszki. Polecam gorąco (podobnie jak naleśniki z czekoladą i sernik wiedeński pani Jaśminy).
Marta D.
Dziękujemy Wydawnictwu Zielona Sowa za udostępnienie egzemplarza promocyjnego –
Redakcja
http://www.zielonasowa.pl/ksiazki/nowosci/Kieliszek_trucizny/
www.natropiesensacji.pl
http://pl-pl.facebook.com/NaTropieSensacji






Możesz śledzić wszystkie odpowiedzi do tego wpisu poprzez kanał .

Jeden komentarz do „Kieliszek trucizny” – recenzja

  1. avatar Mario pisze:

    Bardzo ciekawa recenzja bardzo fajnej książki:) Przeczytałam ją już kilka dni temu i naprawdę mi się podobała. Świetna detektywistyczna historia, napisana lekko, momentami zabawnie, a momentami z dreszczykiem. Dodatkowo dla fanów książki stworzony został konkurs na stronie http://www.natropiesensacji.pl, gdzie np. teraz można nadsyłać recenzje „Kieliszka trucizny”, a w zamian wygrać „Kod królów” – drugą nową książkę Baccalario:)

Dodaj komentarz