Jakieś pół roku temu w Drogerii Laboo natknęłam się na promocję masek Kallosa. Przyznam się szczerze, że najbardziej zależało mi na osławionej już Latte, ale dostępna była tylko ta wersja i to ostatni egzemplarz. Kosztowała ok. 9 zł, za taką cenę i taką pojemność można było kupić na spróbowanie.
Maska zamknięta jest w ogromnym, wściekle różowym pudle. Jest ono bardzo niewygodne i zajmowałoby za dużo miejsca w łazience, dlatego służy ono jedynie za pojemnik na dolewki, przelewam maskę do mniejszego, bardziej poręcznego opakowania. Konsystencję ma jedwabiście kremową, bardzo delikatną. Nie wyczuwam żadnego szczególnego zapachu, jest delikatny, taki zwykły, kosmetyczny zapach.