Panuje powszechne ogłupianie, począwszy od obniżenia poziomu nauczania w szkołach po media, które w większości zajmują się jedynie przetwarzaniem informacji pozyskanych z innych mediów, zamiast docieraniem do nich u źródła i żeby jeszcze robiły to na odpowiednim poziomie, to coś by z tego może było, ale większość, zwłaszcza gazet, to jedynie reklamy produktów i bezmyślne powtarzanie nic nie wnoszących treści.
Politycy zawsze mieli w swoich szeregach szlachetne umysły i tuczne wieprze i opoje, jednak przewaga tych drugich zdecydowanie ogranicza pole działania tych pierwszych. Jeden człowiek nie jest w stanie tego zmienić, chyba że porwałby lud do rewolucji, ale lud nie chce się nawet z kanapy poderwać i pójść zagłosować, bo po co, bo na co, bo to i tak niczego nie zmieni.
Jeśli politycy widzą, że naród polityką się nie interesuje, że ludzie mają to gdzieś, nie mieszają się, to traktują to jako przyzwolenie na robienie co im się żywnie podoba. Niech frekwencja podczas wyborów osiągnie 90% to może zobaczą, że wyborcy to siła polityczna, z którą należy się liczyć. Do tego doszłam zastanawiając się, czy przeleżeć II turę wyborów 2015, czy jednak przystąpić do głosowania, choćby oddając nieważny głos, aby zaznaczyć, że jeśli pojawi się odpowiedni kandydat, to uzyska moje poparcie, bo jestem chętna uczestniczyć świadomie w dokonywaniu wyboru prezydenta.
Wiadomości najchętniej słucham w radio, bo mimo że wizji brak, są ciekawsze i radiowcy docierają do ciekawszych informacji niż mdłe wzmianki w tv, ale tv traktuję jako dopełnienie, bo jednak chcę ZOBACZYĆ.
Co jeszcze jest byle jakie? Żywność, odzież, obuwie - tańsze, a gorszej jakości. Mimo podwyżek zaobserwowałam, że rynek zalany jest tanimi produktami, których kiedyś nie było i to ma swoje plusy i minusy, bo przynajmniej więcej ludzi może zjeść i ubrać się, a że byle jak... to chyba lepiej niż wcale. Kiedyś nie można było kupić czekolady za 1,15 i nowych spodni za 10 złotych, czy pary butów za 15. Boję się pomyśleć ile dostaje pracownik produkcji gdzieś tam w chińskiej prowincji, skoro towar przeszedł przez ręce producenta, hurtownika i sprzedawcy, a klient płaci za parę tenisówek 15 polskich złotych.
Łatwo mi się wymądrzać, krytykować, a tak naprawdę to ja nie wiem co można z tym zrobić.
Jestem przerażona tym, co się dzieje i myślę, że przede wszystkim musimy starać się o lepszą jakość własnego życia sami. Nikt nam nie broni czytać książek (jak to dobrze, że istnieją jeszcze biblioteki, bo nie każdego stać na kupowanie), nikt nie broni szukać lepszego jakościowo jedzenia, choćby marchewki u chłopa za miastem i póki co nikt nie zmusza nas do tego, abyśmy we wszystkim poddawali się ogłupieniu.
Brak czasu i wygodnictwo, ale też potrzeba lepszej organizacji sprawiają, że różne dziedziny naszego życia oddajemy w ręce innym, którzy niekoniecznie profesjonalnie się nimi zajmują i tak na przykład kształcimy swoje dzieci polegając jedynie na kompetencjach nauczycieli, spośród których jedni są znakomici, bo lubią to, co robią, a inni są wypaleni, niechętni, leniwi itd., a naprawdę warto sprawdzać samemu postępy dziecka i w miarę możliwości pomagać mu w nauce i rozwoju. Podobnie wyręczamy się zbyt często telewizorem i komputerem, gdy z jakichś powodów nie spędzamy z dzieckiem wolnego czasu. Gotowe posiłki zamiast pełnowartościowych? Zaniedbywanie wyglądu? Odkładanie spotkań towarzyskich lub obowiązków? [b]Bylejakość wpuszczona do naszego życia rozprzestrzenia się w nim i obejmuje panowanie.[/b] Trzeba trzymać ją w ryzach i kontrolować ważne dla nas dziedziny życia, wygospodarować sobie więcej czasu, żeby czasem coś ugotować i przeczytać, żeby czasem spędzić czas z bliskimi przy wyłączonym telewizorze.