Gdy rozstałam się z partnerem, nawet nie wiem dokładnie kiedy to nastąpiło. Wszystko było normalnie, rozmawialiśmy, spotykaliśmy się i z czasem to stawało się coraz rzadsze, aż w końcu się skończyło. Wypaliło się jak ogień w ognisku. Nigdy potem nie spytałam go dlaczego tak się stało, bo po co rozgrzebywać to co było. Ale wiem, że nie chciałabym wrócić do tej osoby, bo 2 razy do tej samej rzeki się nie wchodzi. I skoro nam nie wyszło, bo skończyły się tematy to 2 raz nie byłoby sensu zaczynać od nowa. Za każdym razem, gdy spotykam na swojej drodze nową osobę, żyję chwilą i nie zastanawiam się co będzie jutro, nie pytam o przyszłość, jak się wypali to się wypali nie trzymam się jej na siłę. Może to jest jakiś błąd, który popełniam, że nie miałam nigdy nikogo na stałe na dłużej niż rok ;/